reklama

Znajdzie teczkę pełną pieniędzy...

Opublikowano:
Autor:

Znajdzie teczkę pełną pieniędzy... - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościPewien londyńczyk wraca do domu. Nie, nie czeka go żadna przykra niespodzianka, a wręcz przeciwnie. Zostaje milionerem. Tak zaczyna się farsa autorstwa Raya Cooneya pt. „Kochane pieniążki” w adaptacji Stefana Friedmanna. - A na koniec sztuki będzie „Hitler na lodzie” - śmieje się reżyser.

Pewien londyńczyk wraca do domu. Nie, nie czeka go żadna przykra niespodzianka, a wręcz przeciwnie. Zostaje milionerem. Tak zaczyna się farsa autorstwa Raya Cooneya pt. „Kochane pieniążki” w adaptacji Stefana Friedmanna. - A na koniec sztuki będzie „Hitler na lodzie” - śmieje się reżyser.

Pierwszy spektakl „Kochanych pieniążków” już w noc sylwestrową, oficjalną premierę zaplanowano na 3 stycznia. Wszystko podobno nabiera upragnionych kształtów, o czym zapewniano na piątkowej konferencji prasowej w teatralnej bibliotece. Premierze towarzyszy także wystawa Jacka M. Hohensee „Zjawy. Gliptografie i miniatury kamienne”.

Skąd pomysł na kolejną sztukę? - Działaliśmy w rozpędzie po „Mayday”, bo to przedstawienie wyszło nam genialnie – choćby bez odrobiny skromności przyznał Stefan Friedmann. Jeśli komuś spodobała się ta poprzednia, istnieją spore szanse, że i kolejna może przypaść mu do gustu. W trakcie poszukiwań przeglądał nawet mało znaną u nas twórczość serbską. Ostatecznie sięgnął po Raya Cooneya. Postanowił wykorzystać zarys głównej fabuły, wzbogacając ją o własne pomysły.

- Mam nadzieję, że Cooney nie przyjedzie na premierę i niczego nie zakaże – dodawał trochę pół żartem pół serio Friedmann. Obecny na konferencji Jacek Mąka przypominał film z Chevy Chasem z 2006 roku. - Oglądaliśmy z żoną, ale jakoś nie wzbudził w nas wielkiego entuzjazmu – dlatego w płockiej adaptacji fabuła i intryga mają być podobne, ale wprowadzono sporo zmian. - Kamieni nie będzie? - pytał Hohensee. - Pewnie dlatego, żeby widownia nie rzucała – na co Friedmann rozbrajająco stwierdził, że to nie on pokazuje kamienie na odrębnej wystawie. - My zorganizujemy stoisko z pomidorami – dowcipkował.

A co na to wszystko dyrektor teatru, Marek Mokrowiecki? Niestety nie pojawił się na konferencji. - Przychodzi na próby, rozmawia ze mną – stwierdził reżyser, który pracuje w Płocku gościnnie. - Tak kulturalnie... - wciął się scenograf. - Bywają różne formy kultury u dyrektorów – przyznał z uśmieszkiem Friedmann. - Zgłasza uwagi, ale nie są to rzeczy, które mogłyby zachwiać moją koncepcją. Na szczęście w płockim teatrze wciąż jestem mile widziany.

A co do tych nowatorskich pomysłów... „Kochane pieniążki” z założenia są farsą. - Nie wszystko co komiczne jest śmieszne, a ja stawiam raczej na śmieszność niż na komizm – klarował dalej Friedmann. - Nie jestem jednak satyrykiem, raczej humorystą. Proponuję widzowi coś oryginalnego. Nie należę też do zwolenników sztuk z dokładnie opisanymi didaskaliami, aby dało się ją z łatwością powtórzyć. W „Dzikich żądzach” zmieniłem zakończenie. Autor sztuki pojawił się na premierze. Pytał mnie później, czy sam może z niego skorzystać. Przygotowuję wersję „Kochanych pieniążków” przepełnioną moim własnym poczuciem humoru, aluzjami. Zobaczymy, ile widz zdoła wyłapać. Czasem aktorzy zgłaszają własne propozycje. W tracie prób powtarzam im: „Wyobraźcie sobie, że nie jestem reżyserem, tylko widzem, którego macie rozbawić”. A przy tym ma być inteligentnie, a nie głupio.

Tylko jak tu współpracować z reżyserem z tak nieszablonowymi pomysłami? Pytał Jacek Hohensee, który występuje w tym wypadku w podwójnej roli, autora wystawy i scenografa. Friedmann uciszał go. - Taka współpraca rozwija, nie jest nudna. Stefan ma bardzo wyjątkowe, wręcz abstrakcyjne poczucie humoru. Kto by inny wymyślił, że po otworzeniu drzwi zobaczymy strusia? Jednocześnie wszystko ma sens, wynika z prowadzonej narracji.

Jedno jest pewne, nie opłaca się wychodzenie z teatru przed czasem. Na koniec widzów czeka „Hitler na lodzie”... - Podłapałem ten element na pierwszej części „Stworzenia świata” Mela Brooksa – zdradza Friedmann. - Leciały już w kinie napisy końcowe, a nagle słyszę krzyk: „Ludzie, nie wychodźcie jeszcze. Zaraz będzie Hitler na lodzie. I faktycznie pojawia się na ekranie mężczyzna z charakterystycznymi wąsikami. Tak mi się ten motyw spodobał, że go sobie przysposobiłem – to rodzaj zaskakującego finału.

W obsadzie „Kochanych pieniążków” zobaczymy Katarzynę Anzorge, Mariusza Pogonowskiego, Piotra Bałę, Marka Walczaka, Hannę Chojnacką-Gościniak, Łukasza Mąkę, Jacka Mąkę, Szymona Cempurę i oczywiście samego Stefana Friedmanna.

Tajemniczo zapowiada się wystawa towarzysząca. Zaprezentowane kamienie Hohensee uzbierał w takich miejscach, jak Masyw Ślęży, Łysiec, Jasna Góra, Trójgarb, Rudawy Janowickie, Góry Złote. Niektóre są uważane za miejsca mocy, stąd i same kamienie miałby cechować się mocą zdolną odpędzać zło. - Apotropaizm, czyli magia obronna, broni nas dzisiaj przed głupotą, arogancją, chamstwem, intelektualnym bełkotem, zorganizowaną lub bezsensowną agresją – czytamy we wprowadzeniu do wystawy. A co do gliptografii, mają one posłużyć pytaniu o wtórność sztuki. Jakby to wszystkie dzieła, które podziwiamy, już kiedyś zostały namalowane przez kogoś innego. - Będzie równie oryginalnie – zapewniał wieloletni scenograf w mediach publicznych.

Fot. Karolina Burzyńska/Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE