Trwa dopinanie rozpiski dyżurów na marzec w szpitalu na Winiarach, choć łatwo nie jest.
Protest środowisk medycznych nie jest już tak medialny i widowiskowy, ale za to dużo bardziej odczuwalny dla zarządzających placówkami i pacjentów. Fiasko głodówki spowodowało inną formę - lekarze zaczęli wypowiadać tzw. klauzule opt-out, które legalizowały pracę powyżej 48 godzin tygodniowo. Tylko w szpitalu na Winiarach na taki krok zdecydowało się ponad 50 medyków. Placówka i bez tego boryka się z niedoborem lekarzy.
- Jeśli ktoś przyprowadzi 10 lekarzy gotowych do pracy, zatrudnię 11 - obrazował w styczniu braki kadrowe Stanisław Kwiatkowski, dyrektor szpitala.
[ZT]17756[/ZT]
Na początku lutego rezydenci porozumieli się z rządem. Skończyło się masowe wypowiadanie opt-outów, choć liderzy protestu do ponownego podpisania klauzuli nikogo nie namawiają. To lekarz decyduje, czy chce pracować więcej.
[ZT]16933[/ZT]
Lekarze ze swojego czasu pracy są rozliczani w systemie kwartalnym. Krótko mówiąc, liczba przepracowanych godzin w ciągu trzech miesięcy musi się zgadzać. W styczniu i lutym udało się rozpisać dyżury, więc kulminacja problemów w teorii powinna nastąpić w marcu. Dyrektor nie ukrywa, że łatwo nie jest, choć dyżury udało się rozpisać.
- Wszystko trzyma się na cienkiej nici - nie ukrywa Kwiatkowski. - Ktoś zachoruje i mamy problem. Najgorzej jest na oddziale pediatrii, choć to akurat sytuacja losowa związana z urlopami i zwolnieniami. Może być problem w ostatnim tygodniu marca, ale jesteśmy w kontakcie z konsultantami wojewódzkimi i krajowymi. Liczymy, że uda się coś załatwić. W kwietniu będzie już lepiej.
Jak dodał dyrektor, większość z lekarzy którzy wycofali w styczniu klauzule opt-out, nie podpisało nowych. Placówce nie grozi jednak zamykanie oddziałów.