Wyruszyliście w październiku zeszłego roku i, z tego co mówicie na swoich mediach, planowany czas trwania waszej wyprawy to 5 lat. Jestem ciekawa jak długo zajął proces planowania wyprawy przed wyruszeniem? Co z załatwianiem wszystkich formalności czy wymaganych dokumentów?
Jakub Włóczęga: Jakkolwiek nie będzie cieżko w to uwierzyć, wszystko było bardzo spontaniczne. Któregoś dnia jadąc rowerem z Niderlandów do Włoch, gdzieś w połowie drogi, chyba w Luxemburgu o ile dobrze pamiętam, napisałem do Józka: "Joseph jedziemy rowerami do Tajlandii?" Po 10 minutach dostałem od niego odpowiedź: "Tak, jedziemy". Ja dojechałem do Włoch i popracowałem tam dwa miesiące, po czym przyleciałem na 2 tygodnie do Polski, żeby odwiedzić rodzinę. Będąc w Polsce w kilkanaście minut nakreśliłem naszą mapę. Dwa tygodnie minęły, poleciałem po Józka do Niderlandów, przespaliśmy się jedną noc u moich przyjaciół i następnego dnia już wspólnie wylecieliśmy do Porto w Portugalii. Jeszcze tego samego dnia kupiliśmy tam rowery, namioty i wszystko czego potrzebowaliśmy. Tyle wystarczyło, żeby wyruszyć w świat. Nie załatwialiśmy żadnych formalności ani dokumentów. W Hiszpanii zaszczepiliśmy się na żółta febrę, a wizy do Afryki ogarniamy z państwa na państwo.
To dość niespotykane. Nie sądziłam, że można zorganizować taką wyprawę, w tak spontaniczny sposób. A co z wyposażeniem? To znaczy, czego potrzebowaliście do tak długiej podróży?
Po pierwsze, wszystko jak najbardziej minimalistyczne - bo wszystko waży i trzeba to taszczyć przez wymagającą Afrykę. Przede wszystkim rowery - w tej chwili jesteśmy w Wybrzeżu Kości Słoniowej i poprzednie właśnie nam się zużyły, więc założyliśmy zbiórkę na nowe. Tu akurat nasz błąd, bo mogliśmy wystartować z lepszymi. Oczywiście namioty, które w tej chwili też mamy już drugie, a niedługo pewnie będzie trzeba kupować trzecie. Jednak 95% noclegów jest na dziko, w namiotach właśnie, więc nic dziwnego, że równie szybko się zużywają. Z dodatkowych rzeczy, kilka par koszulek i spodenek. No i mały palnik na gaz plus sztućce, garnki i akcesoria do gotowania. Jednym słowem - wszystko co potrzebne do przeżycia.
Widoki zapewne rekompensują braki w wyposażeniu. Zaczęliście w Portugalii, wspominałeś o Hiszpanii, a teraz mówisz o Wybrzeżu Kości Słoniowej. Zwiedzacie naprawdę masę miejsc. Które z nich dotychczas najbardziej was uwiodło?
Bez dwóch zdań Maroko i Sahara Zachodnia. Wybrzeża tych dwóch państw coś pięknego, co polecam zobaczyć na własne oczy każdemu. Mi osobiście podobało się też bardzo w Sierra Leone.
Mimo wszystko domyślam się, że nie wszędzie jest też wyłącznie "kolorowo". Zdarzył się jakiś moment, w którym czuliście realne niebezpieczeństwo?
Tak. Raz, gdy byliśmy właśnie w Maroku, w nocy napadnięto nas. Rozbiliśmy namioty na czyjejś prywatnej ziemi, nie zdając sobie z tego sprawy. Była jakaś 1 w nocy i nagle z krzaków wyskoczyło 4 facetów z maczetami. Jak w filmach, musieliśmy kleknąć i założyć ręce na głowę, a oni plądrowali nasze namioty, szukając broni. Rozwalili nam wtedy namioty, ale na szczęście nic nie zabrali - dowiedzieliśmy się wtedy, że to prywatny teren, więc musieliśmy odejść. Spakowaliśmy się, pojechaliśmy dalej i tu abstrakcja - o jakiejś 2 w nocy zgarnął nas z ulicy pewien młody chłopak i zaprosił na noc do domu.
No właśnie, nie mogę nie spytać o ludzi. Tu mamy dwa dosyć kontrastujące przykłady. A tak na co dzień, jak przeważnie reagują tubylcy?
Do tej pory większość naszej trasy to Afryka, więc o nich mogę najwięcej powiedzieć. W znacznej większości, tak jak chociażby w przypadku tego chłopaka, który zaoferował nam nocleg, ludzie są przemili i chętni do pomocy. Jedynie w Liberii nie do końca było bezpiecznie, a tubylcy byli jacyś inni. To znaczy dziwni i bardzo nieufni. Więc, póki co Liberii nie polecamy!
Jaki jest główny cel waszej wyprawy, poza oczywiście dotarciem do Tajlandii? Co wam przyświeca?
Chcemy pokazać ludziom świat takim, jakim jest naprawdę. Uświadomić Polakom, że nie ma rzeczy niemożliwych i nie trzeba się bać, a podróżnicze marzenia naprawdę warto spełniać. Owszem, bywa ciężko - byłem już 4 razy chory na malarię, 2 razy na tyfus, a teraz przechodzę kolejna tropikalną chorobę, jaką jest denga. Józek miał 2 razy tyfus, teraz ma sepsę, a mimo wszystko żyjemy i się nie poddajemy. Moim zdaniem, dla wszystkich niezapomnianych przeżyć, naprawdę warto. Warto zobaczyć piękne miejsca, poznać tych przemiłych i uczynnych ludzi i raz na zawsze zerwać ze strachem przed podróżami, szczególnie tymi po Afryce. Dlatego mój najważniejszy przekaz dla was: nie bójcie się spełniać marzeń!
Drogę Kuby oraz Józka możecie śledzić, między innymi za pośrednictwem kanału na YouTube.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.