reklama

Wszczęto postępowanie ws. nadużycia władzy w Słupnie

Opublikowano:
Autor:

Wszczęto postępowanie ws. nadużycia władzy w Słupnie - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościProkuratura wszczęła postępowanie w sprawie nadużycia władzy przez wójta i kierowniczkę Referatu Rolnictwa, Budownictwa i Gospodarki Komunalnej w gminie Słupno. Ogólnie chodzi o... powodzie.

Prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie nadużycia władzy przez wójta i kierowniczkę referatu Rolnictwa Budownictwa i Gospodarki Komunalnej w gminie Słupno. Ogólnie chodzi o... powodzie.
 


Doniesienia o wszczęciu śledztwa o czyn z art. 231 paragraf 1. Kodeksu karnego potwierdziliśmy w prokuraturze rejonowej. – Zgadza się, zostało wszczęte postępowanie w sprawie przekroczenia uprawnień przez wójta Słupna i kierowniczkę referatu Rolnictwa, Budownictwa i Gospodarki Komunalnej w gminie Słupno, które prowadzi wydział do walki z przestępczością gospodarczą płockiej komendy policji – poinformowała Grażyna Sadowska, zastępczyni prokuratora rejonowego. – Zgłoszenie dotyczy błędnie udzielanych informacji odnośnie zagrożenia powodziowego działek znajdujących się na terenie gminy Słupno.

Jak udało nam się dowiedzieć, zarzut zgłaszającego jest taki, że gmina nierzetelnie informuje o zagrożeniu powodziowym, a dokładnie, że określa mianem terenów zagrożonych powodzią te obszary, których prawdopodobieństwo zalania jest małe lub żadne. Co z tego wynika? Z jednej strony, można by uznać, że warto dmuchać na zimne, wszak chodzi o tragedię powodzi. Z drugiej strony, ktoś na takich informacjach traci – na przykład osoby, które chcą sprzedać działki albo nieruchomości na tym terenie.

Udało nam się skontaktować z jedną z osób, która od mniej więcej półtora roku bezskutecznie próbuje sprzedać swoje działki znajdujące się w Słupnie. – Zainteresowanie moimi działkami było ogromne, ale do transakcji nie dochodziło, a ja nie wiedziałem dlaczego - mówi właściciel terenów na jednym z osiedli w Słupnie, który życzy sobie pozostać anonimowy. – Potem swoimi drogami dowiedziałem się, że w urzędzie gminy potencjalnych kupców, którzy udają się tam, by zasięgnąć języka odnośnie moich działek, informuje się, że są to tereny zagrożone zalaniem. Nie rozumiem tego – mam pokaźny zbiór aktualnych map, orzeczeń i innej dokumentacji z Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, które kawa na ławę określają zagrożenie powodziowe: na moich działkach w przeważającej mierze jest one równe zeru, a w kliku przypadkach prawdopodobieństwo powodzi wynosi 0,5 procent. Aktualniejsze dane nie istnieją, te są precyzyjne, dokładnie określają, co i jak. Poszedłem do gminy, przedstawiłem dokumenty, pokazywałem mapy, zarządzenia, powoływałem się na prawo wodne. Na nic się to nie zdało.

Urzędniczka: Nie toczy się żadne postępowanie w naszej sprawie

Próbowaliśmy w Urzędzie Gminy dowiedzieć się, czy rzeczywiście urzędnicy błędnie informują o zagrożeniu powodziowym. No i oczywiście, o co chodzi z tym postępowaniem. Wójt Słupna był jednak niedostępny, a kierowniczka referatu rolnictwa, budownictwa i gospodarki komunalnej powiedziała tylko dwukrotnie: „nie toczy się żadne postępowanie w tej sprawie, a poza tym nie jestem upoważniona do rozmów” i dwukrotnie zakończyła rozmowę. Ponieważ urząd gminy nie ma biura prasowego, próbowaliśmy skontaktować się z zastępczynią wójta. Niestety – ma urlop.

Problem nie tylko Słupna, ale całego powiatu płockiego

Za to udało nam się dowiedzieć, że całe zamieszanie z przekazywaniem informacji na temat zagrożenia powodzią, nie dotyczy tylko Słupna. Ustaliliśmy, że 19 lipca tego roku Wydział ds. Uzgodnień Ochrony Przeciwpowodziowej Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie wystosował do starosty płockiego, Piotra Zgorzelskiego, pismo. Ma ono charakter delikatnego upomnienia, ale cała sprawa jest dość poważna i skomplikowana. Chodzi o to, że gminy nie postępują zgodnie z prawem wodnym regulowanym ustawą. A dokładnie – polskie prawo w tym zakresie mówi swoje, a urzędnicy swoje. I robi się pomieszanie z poplątaniem. Bo wychodzi na to, że RZGW opracowało zgodne z obowiązującym Prawem wodnym studium wyznaczające zasięg zalewów bezpośredniego i potencjalnego zagrożenia powodzią trochę sobie a muzom: gminne urzędy z nieznanych przyczyn dowolnie szarżują informacjami na temat zagrożenia powodzią danych terenów. – Ustawa mówi wyraźnie, że wyróżnia się dwa typy obszarów: obszary bezpośrednio zagrożone powodzią, do których zalicza się teren między brzegiem rzeki a wałem, i obszary potencjalnego zagrożenia powodzią, czyli te poza wałem – wyjaśniał nam kierownik wydziału ds. Uzgodnień Ochrony Przeciwpowodziowej RZGW, Bogusław Wiącek. – Tereny między wałem a rzeką są nazywane obszarami szczególnego zagrożenia i obowiązuje na nich zakaz jakiejkolwiek zabudowy. Na terenach potencjalnie zagrożonych powodzią nie ma ograniczeń – od 50 m od wału można budować, byle to było to zgodne z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. Ktoś, kto chce na takim terenie np. postawić dom, musi tylko wiedzieć, że może tam występować zagrożenie powodzią, jeśli nastąpi jakaś awaria, np. wał zostanie przerwany. Ale bywa także, że prawdopodobieństwo zalania terenu może wystąpić raz na 200 lat (prawdopodobieństwo równe 0,5 proc.) i w przypadku ewentualnej awarii mogą zostać również zalane obszary potencjalnego zagrożenia powodzią. Oczywiście, nie musi się tak stać, ale warto, by właściciel o tym wiedział – może pomyśleć o wyższych fundamentach lub innym zabezpieczeniu budynku.

I tu właśnie tkwi sedno sprawy: wydział architektury i budownictwa starostwa płockiego na podstawie własnych planów architektonicznych zamiast map RZGW, decyduje, gdzie można się budować, a gdzie nie albo zasypuje RZGW stosami papierów z wątpliwościami odnośnie kwalifikacji poszczególnych obszarów. Do RZGW napływają ponadto stosy skarg i zapytań rozgoryczonych osób, np. o pozwolenie na budowę, natomiast sprawa jest jednoznaczna: mapy pokazują dokładnie, gdzie można, a gdzie nie można budować. Tylko nikt z nich nie korzysta, panuje pełna dowolność. Dlaczego? – Domyślam się powodów takiego stanu rzeczy, ale nie zamierzam ich zdradzać – ucina Bogusław Więcek i dodaje – Tylko z płockim starostwem mamy takie problemy, a przecież podlega nam jedna trzecia kraju. Do tej pory wszystko było w porządku, dopiero od tego roku zaczęły się te wszystkie problemy z jakimś nieuzasadnionym zaostrzeniem przepisów przez starostwo i podległe mu gminy. W poprzednich latach tylko Płock żądał dodatkowych dokumentów. Skończyło się w Płocku, zaczęło się w powiecie.

Chodzi nie tylko o to, że potencjalni nabywcy takich terenów odchodzą przerażeni wizją powodzi, a właściciele nie mogą wybudować sobie domu tam, gdzie chcą, nie tylko o zbędną papierologię produkowaną tonami, ale przede wszystkim o to, że może się pojawiać niepokój w związku z zagrożeniem powodziowym na terenach, których powódź albo nie ma prawa dotknąć, albo szanse na to są bardzo małe. A gminy zamiast rzetelnie ostrzegać na podstawie opracowanego przez RZGW studium: „tu i tu zagrożenie wynosi tyle procent, tu i tu tyle”, roztaczają przed ludnością wyssane z palca katastroficzne wizje.

Co na wystosowane przez RZGW pismo mówi starostwo? Odpowiedź obiecano nam w przyszłym tygodniu.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE