Od czwartku trwa wojna w Ukrainie. Nerwowa atmosfera udzieliła się wielu mieszkańcom, nie tylko Płocka, choć wydaje się, że obrazki z kolejkami do bankomatów i stacji paliw na razie nie wrócą.
Wojna jest niedaleko Polski. Najcięższe walki toczą się w oddalonym o niespełna 800 km od Warszawy Kijowie, ale bomby spadają też na Lwów - to już zaledwie 100 kilometrów od Przemyśla. Wątpliwości mają dorośli, a co dopiero najmłodsi. Jak wojna wpływa na polskie dzieci? Porozmawialiśmy z Emilią Wiśniewską, nauczycielką II klasy w Szkole Podstawowej nr 8. Jak mówi, niedawno przerabiała z klasą książką "Czy wojna jest dla dziewczyn?", która przedstawia II wojnę światową. To smutna książka, ale ze szczęśliwym zakończeniem. To pomogło dzieciom w zrozumieniu rzeczywistości.
- Nie pamiętam czy to był czwartek czy piątek. Zadałam pytanie, żeby wybadać sprawę, bo dzieci mają różną wiedzę. Niektórzy rodzice rozmawiają o tym w domach, inni nie. Na 23 osoby w klasie 4 osoby nie miały pojęcia co się dzieje, a cała reszta dokładnie wiedziała. Jedna z dziewczynek od razu krzyknęła: "tak, to Putin zaatakował Ukrainę!". Podjęłam temat w klasie, bo wiedziałam, że dzieci będą o tym rozmawiać na przerwie - mówi Emilia Wiśniewska. - Jedna z dziewczynek pytała mnie cały czas, czy Władimir Putin to zły człowiek? Czy jesteśmy bezpieczni? Zaczynali drążyć. Odpowiadałam, że mamy wsparcie w innych krajach, prostym językiem. Chyba się udało, bo pytania nie wracały.
Nauczycielka wskazuje, że podczas omawiania książki odsuwała od dzieci myśl, że wojna może w niedługo dotyczyć także Polski. Nikt nie spodziewał się, że coś takiego może wydarzyć się za naszą wschodnią granicą. Kluczowe w relacjach z dziećmi były pierwsze godziny.
- Najważniejsze, to dać dzieciom poczucie bezpieczeństwa: nic się u nas nie będzie działo, wojna jest na Ukrainie. Musimy im pomóc, ale tu jesteśmy bezpieczni. Jesteśmy w Unii Europejskiej, NATO, wszystkie kraje sprzeciwiają się agresji. Kiedy usłyszeli moje słowa pewności, odetchnęli - przyznaje. - Najważniejsze jest psychiczne wsparcie. Niektórzy potrzebowali po rozmowie przyjść, przytulić się. Dzieci mają różną odporność emocjonalną. Powiedziałam im, że nad każdym z nas ktoś czuwa. Takie oparcie z mojej strony i rodziców spowodowało, że dziś już np. nikt się nie zapytał o wojnę. Poczuli się bezpiecznie.
Rodzice powinni rozmawiać
W XXI wieku dzieci mogą czerpać wiedzę z różnych źródeł, jak choćby internet. Ich rodzice jeszcze 20-30 lat temu takich możliwości nie mieli. Dlatego Wiśniewska apeluje: rozmawiajcie z dziećmi.
- Koleżanki mówiły, że dzieci przybiegły do nich i mówiły: "zbliża się wojna". Od razu jest panika. Jeśli uprzedzimy sytuację i powiemy: "tak, wojna jest, ale nie u nas. Ludziom trzeba pomagać, ale wojny nie ma u nas", to dzieci czują się bezpiecznie i są chętne do pomagania. Najważniejsze jest dla nich wsparcie psychiczne - podkreśla.
Najmłodsi mają dziś, w różnym stopniu, dostęp do smarfonów, mediów społecznościowych, a tam wojna toczy się niemal w czasie rzeczywistym. Niektóre materiały są drastyczne i tu kolejny apel nauczycielki do rodziców: kontrolujcie telefony swoich dzieci.
- Te informacje są dla nich nieodpowiednie. Żadne z dzieci nie mówiło jeszcze, żeby widziało bardzo drastyczne obrazy. Myślę, że rodzice na to zwracają uwagę - mówi. - Dzieci bardzo dużo słyszą. Jeśli coś powiemy, a dzieci potem usłyszą rozmawiających rodziców czy nauczycieli, mówiących coś zupełnie innego, nie poczują wsparcia, będą niespokojne. Nie wolno oszukiwać. Trzeba mówić w delikatny sposób.
Nauczycielka radzi nie podawać szczegółów, nie mówić o tym jak wygląda atak. Dla niespełna 10-letnich dzieci wojna wciąż jest abstrakcją.
- I niech tak pozostanie - dodaje na zakończenie Wiśniewska.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.