reklama

Władza powinna pytać mieszkańców czy nie?

Opublikowano:
Autor:

Władza powinna pytać mieszkańców czy nie? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościBudżet obywatelski, konsultacje społeczne, dyskusje - jak je realizować, czy są potrzebne, czy władza słucha głosu ludu? - o tym rozmawiano wczoraj podczas debaty w Domu Darmstadt. Mieszkańców przyszło niewielu. Nic dziwnego, skoro konsultacje o konsultacjach zorganizowano w środku dnia...

Budżet obywatelski, konsultacje społeczne, dyskusje - jak je realizować, czy są potrzebne, czy władza słucha głosu ludu? - o tym rozmawiano wczoraj podczas debaty w Domu Darmstadt. Mieszkańców przyszło niewielu. Nic dziwnego, skoro konsultacje o konsultacjach zorganizowano w środku dnia...

W środę w Domu Darmstadt odbyła się debata dotycząca zasad prowadzenia konsultacji społecznych. Wzięli w niej udział przedstawiciele płockich, warszawskich i gdańskich organizacji pożytku publicznego. Prelegenci wystąpili, młodzież posłuchała, tylko zabrakło przedstawienia jakichkolwiek założeń programu.

Nie każdy wie, że w ramach projektu współfinansowanego z funduszy europejskich powstał Płocki Model Współpracy określający zasady wzajemnych relacji między władzami miasta a organizacjami pozarządowymi do 2018 r. Zakłada on m.in. konsultowanie z nimi programów społecznych.

Jak zaznaczała już na wstępie pełnomocnik prezydenta ds. organizacji pozarządowych Ewa Pietrzak, chodzi tu o zbudowanie takiego modelu wzajemnej współpracy z mieszkańcami, który nie zostanie sprowadzony jedynie do suchej informacji w Biuletynie Informacji Publicznej.

Szkopuł w tym, że zaledwie chwilę później... odesłała wszystkich do dokumentów zamieszczonych na stronie Urzędu Miasta Płocka w zakładce Centrum ds. Organizacji Pozarządowych. Na ewentualne uwagi do zawartych tam założeń mieszkańcom przysługuje miesiąc.

Zbigniew Wejcman z warszawskiej organizacji pożytku publicznego rozpoczął swoje wystąpienie od krótkiej charakterystyki samego procesu dyskusji, posiłkując się przykładem piramidy, której wierzchołek tworzy niewielki obszar otwarty dla pomysłów zgłaszanych przez samych mieszkańców. W środkowej części figury umieścił przestrzeń do wzajemnych dyskusji, natomiast podstawę trójkąta stanowiły rzeczy zamknięte, niepodlegające żadnym negocjacjom ze społeczeństwem.

Urzędnicy powinni pytać, gdzie mają stanąć latarnie?

– W zależności od tego, w którym momencie rozpoczynamy proces konsultacji społecznych, taki będzie efekt - tłumaczył. - Podobnie pytania zostaną inaczej sformułowane w przypadku, kiedy wychodzimy od konkretnego pomysłu, a inaczej, kiedy go dopiero wspólnie szukamy. Nie zapominajmy także o sygnale zwrotnym dla mieszkańców. Sam widziałem urzędników chodzących po podwórku w późnych godzinach wieczornych i pytających ludzi o radę, gdzie mają stanąć latarnie.

Z kolei Beata Matyjaszczyk z gdańskiej organizacji pożytku publicznego zwróciła uwagę na brak rozszerzonego katalogu podmiotów, które mogłyby wystąpić o konsultacje społeczne, jak chociażby komisja utworzona przez radnych albo określona ilość mieszkańców osiedla, pozostawiając wszystko w gestii prezydenta Płocka lub rady miasta.

– Trzeba to zrobić w traki sposób, aby mieszkańcy mieli coś do powiedzenia, ale jednocześnie urząd nie został zalany wnioskami od ludzi - postulowała. - Prawo do wystąpienia o konsultacje powinno przysługiwać władzom miasta oraz organizacjom pozarządowym poprzez rady pożytku publicznego, zespoły tematyczne bądź określone grupy organizacji pozarządowych.

Znać zdanie mieszkańców to jedno. Drugie - to go słuchać

W swoim wystąpieniu prawniczka wskazała również na zapis o niewiążących wynikach takich konsultacji. – Podobną sytuację pamiętam z Olsztyna, ale tam zdanie uczestników procesu konsultacyjnego faktycznie bierze się pod uwagę. Prezydent żadnej uwagi nie pozostawia bez odpowiedzi. Jeśli natomiast chcemy być traktowani poważnie, jako partnerzy do konsultacji, wpierw przygotujmy się merytorycznie – zaleca Beata Matyjaszczyk.

- W Warszawie mamy niemalże kompletny katalog form takich konsultacji – ocenił Bartłomiej Włodkowski. – Ich wyniki za każdym razem są ogłaszane do wiadomości publicznej. Mam wrażenie, że w Polsce zapanowała jakaś moda na konsultacje. Tymczasem dążymy do tego, aby nie były one fasadowe, ale materiał podlegał rzetelnej realizacji.

Ale - wskazywał prelegent - niestety, często bywa tak, że mieszkańcy zgłaszają uwagi dotyczące spraw, które regulują ustawy. - Trudno ludziom wytłumaczyć, że niczego nie ignorujemy, a jedynie trzymamy się litery prawa - wskazywał. - Tu naprawdę nie chodzi o brak dobrej woli.

Konsultacje o konsultacjach, a ludzie...w pracy

I to by było na tyle odnośnie najbardziej merytorycznej części spotkania. Ewa Pietrzak zaczęła zachęcać do pytań, ale najwyraźniej nie spodziewała się, że pierwsze, jakie padnie, będzie dotyczyło pory debaty, ustalonej na godzinę 14.00.

– Czy chodziło wyłącznie o spożytkowanie środków z Unii Europejskiej, jakie państwo otrzymaliście na program? Dlaczego nie późniejsza godzina, umożliwiająca udział tych mieszkańców, którzy są w tej chwili w pracy? – dopytywano z końca sali.

Ostatecznie padła zapowiedź, że kolejne takie spotkanie nie odbędzie się wcześniej niż o 16.00.

W toku dyskusji pojawiło się pytanie o to, czy aby na pewno mieszkańców można traktować jako rzeczywistych ekspertów w danej sprawie. – Z pewnością tak, ponieważ w kwestiach osiedlowych, lokalnych to właśnie oni wiedzą najlepiej, z jakimi problemami borykają się na co dzień – stwierdziła bez cienia wątpliwości Beata Matyjaszczyk.

Podobnego zdania był Bartłomiej Włodkowski. – Istnieją różne kategorie ekspertów, natomiast miasto musi transparentnie wyjaśniać podejmowane decyzje – zaznaczał. Natomiast Zbigniew Wejcman prosił, aby nie utożsamiać znaczenia słowa "ekspert" z tytułem naukowym. Przypomniał, że mieszkańcy robią to za darmo. – To jest urocze, kiedy różne grupy na siebie pracują. Spożytkujmy mądrość każdego człowieka. Rozmawiajmy ze sobą jak równy z równym – zalecił.

Jeden z płockich radnych osiedlowych odniósł się do kosztów konsultacji oraz minimalnego zaangażowania mieszkańców w życie osiedla. – W Gdańsku również mamy do czynienia z identycznym zjawiskiem, dlatego zorganizowaliśmy coś na kształt minibudżetu obywatelskiego – opowiadała Barbara Matyjaszczyk. – Zaprosiliśmy mieszkańców, aby przyszli i przedstawili własne projekty, a później zagłosowali na najciekawszy. Wszystko odbyło się niewielkim kosztem finansowym, ponieważ znaleźli się architekci, którzy za darmo wykonali projekt.

Na te słowa ucieszyła się jedna z kobiet siedzących na sali. – Najpierw dajmy coś z siebie, dopiero później wymagajmy – skwitowała dotychczasową i miejscami dość burzliwą dyskusję.

Przyznał jej rację Bartłomiej Włodkowski. – W Warszawie istnieje możliwość otrzymania finansowego wsparcia z urzędu miasta pod warunkiem, że ktoś zrobi coś samodzielnie. Chcesz posadzić kwiatki, ale brakuje ci pieniędzy, idziesz do urzędu miasta i mówisz, że sam się tym zajmiesz – tłumaczył. – To taka uruchomiona kula śnieżna. Proste gesty ze strony urzędu miasta, a mieszkańcy czują, kiedy są traktowani po partnersku.

- Aby zacząć coś wspólnie robić, trzeba najpierw zacząć rozmawiać. My się dopiero tego uczymy – takimi słowami zakończyła spotkanie Ewa Pietrzak.

Fot. Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE