Czy był pan agentem, skąd się wzięła teczka i czy doradzał pan pałowanie ludzi? Na spotkaniu z Lechem Wałęsą nie brakowało trudniejszych pytań.
Lech Wałęsa zjawił się w czwartek w Płocku na zaproszenie Komitetu Obrony Demokracji. Spotkanie odbyło się w auli Szkoły Wyższej im. Pawła Włodkowica. W auli powitano go owacją na stojąco. Wiceprezydent Roman Siemiątkowski podarował mu obraz przedstawiający okolice katedry. Lech Wałęsa przyznał, że zrobił karierę w polityce, dlatego teraz czuje się w obowiązku rozmawiać o Polsce i o tym, co można zmienić.
Polak potrafi
Najpierw wspominał czasy, kiedy w kraju stacjonowały jeszcze wojska radzieckie. - Wielcy tego świata nie dawali nam szans, że się wyrwiemy z komunizmu. Uważali, że zmiana jest możliwa tylko wtedy, gdyby doszło do wojny nuklearnej. A jednak Polak potrafi – śmiał się Lech Wałęsa. - W prezencie od losu dostaliśmy Ojca Świętego z Polski, który przyjechał do nas i powiedział „nie bójcie się, zmieniajcie oblicze ziemi, tej ziemi”. Dopiero na tym zorganizowanym spotkaniu modlitewnym zobaczyliśmy, ile nas jest. To władza nam wmawia, że nie stanowimy realnej siły. Mało tego, zobaczyłem jak kilku z nich robi znak krzyża świętego, bo tak wypadało. Pomyślałem, że to żadni komuniści, tylko jakieś czerwone z wierzchu rzodkiewki – czym wywołał lekką wesołość na sali. - Jeśli tylko pogodzimy "ducha i materię, zorganizujemy się. Ludzie wiary muszą pozostać aktywni. Dziś jesteśmy jako naród podzieleni. Jeśli jednak chcemy budować wspólną przyszłość korzystając z demokracji i obecności w zjednoczonej Europie, musimy stawiać na wartości. Te najpierw trzeba uzgodnić i uczynić z nich nasz przyszły fundament. Poprawić postrzeganie polityków przez młodych ludzi, którzy uważają, że jest ona czymś brudnym.
Jeden z mężczyzn pytał laureata pokojowej nagrody Nobla o kłopoty z komunikacją między ludźmi. Te kłopoty, jak twierdził, wynikają m.in. z różnego stopnia wykształcenia. Wałęsa powiedział mu, że do tego służą spotkania, aby to wszystko poprawić. - Jesteśmy mądrzy wspólną mądrością i silni wspólnym działaniem. Najpierw w Katyniu obcięto nam głowę, później komunizm pokazywał tylko jeden kierunek, a teraz już nie chodzi tylko o Polskę. Musimy budować jedność europejską. Przez te ostatnie 25 lat zrobiliśmy dużo, ale niedokładnie. Musimy dyskutować ze sobą, aby dokonywać lepszych wyborów. Każda władza wszystko zmienia po swojemu, to nie tak powinno wyglądać. Trzeba pytać ludzi o zdanie. Nie dajmy się populizmowi i demagogii. Demokracja to piękny ustrój, tylko niech będzie w żelaznych ramach prawa. A gdyby doszło do pomówienia, to winnego należy szybko ukarać. Aby wyrok nie zapadał po 20 latach.
Wałęsa uważał, że nie ma sensu, aby ktoś ponownie skakał przez płot. - Wtedy to się sprawdziło, dziś już niekoniecznie, po takim skoku już nikt nie zostanie prezydentem. To nie te czasy. - Mamy problem, ponieważ brakuje pomysłu na te nowe fundamenty dla naszego kraju. Czym jest lewica czy prawica, te pojęcia trzeba na nowo zdefiniować. To nie tylko problem Polski, w Stanach Zjednoczonych wybrano nowego prezydenta. To dziwny wybór. Z kolei my poszliśmy za bardzo w prawo. Nadal jednak trzeba szukać kolejnych pomysłów na Polskę.
A co wtedy, jeśli część społeczeństwa widzi rzeczywistość inaczej niż pozostali? - Mamy się pozabijać, czy też uda się dogadać? - dopytywał kolejny uczestnik. - Mam 75 lat – odpowiadał Wałęsa. - Moja Danuta też jest niczego sobie, odłożyłem trochę pieniędzy, ale nie aż tak dużo, a rodzina spora. Dlaczego tu jestem? Ponieważ widzę swoje błędy. Byliśmy niedokładni, za mało pytaliśmy ludzi. A teraz wydaje się straszne pieniądze na zmiany w edukacji i nikogo nie pyta. To moja wina, że nie było kiedyś takich spotkań, jak to dzisiejsze. Byście mnie na nich naprostowali. Los dał nam możliwość zdjęcia kajdan. Demokracja jest piękna, ale nie taka, jak ta obecna.
Chciał pan pałować?
Kolejne pytanie dotyczyło podwyższenia wieku emerytalnego za czasów Platformy Obywatelskiej. - Ludzie demonstrowali i to pan doradzał premierowi Tuskowi, aby pałować tych niezadowolonych – przypominał młody mężczyzna. Wałęsa tłumaczył, że nie chciał nikogo pałować. - Miały odbyć się w kraju mistrzostwa w piłkę nożną. Chciałem szokowo zatrzymać ten pęd zagrażający zawodom, na które wydano mnóstwo pieniędzy, powstały piękne stadiony.
- Panie prezydencie, to kiedy pan mówi prawdę? Czy wtedy, kiedy twierdzi, że podpisywał pan papiery jako Bolek, bo podpisywali wszyscy, czy wtedy, kiedy w wywiadzie z Braunem zarzeka się, że bzdurą jest nawet pomyśleć, że mógłby pan być po tamtej stronie – dociekano na spotkaniu. Rozległo się buczenie. Wałęsa mówił: - Byłem nagabywany i wyśmiewany. Sądziłem, że dla każdego to będzie jasne, że to po prostu bzdura. Były minister spraw wewnętrznych Krzysztof Kozłowski potwierdzał w wywiadach, że kiedy pełnił swoją funkcję nie było na mnie żadnej teczki. Powstaje pytanie, komu pan chce dać wiarę. A jeśli tej teczki wtedy nie było, to musieli ją zrobić już w wolnej Polsce. Dlaczego Kiszczak nie wypuścił jej wcześniej? Bo to była podróbka. Skoro byłem takim świetnym agentem, to po co Kiszczak pojechał do internowanej Anny Walentynowicz i mnie wydał? Tak się postępuje z agentami? Ja naprawdę walczyłem na śmierć i życie. Nastawano na moje życie.
Jedna z pań uniosła się. - Panu należy się Nobel także za odwagę – powiedziała. Ludzie wstali, skandowali „dziękujemy”. Byłego prezydenta pytano jeszcze dlaczego Kościół milczy, natomiast do wiernych dociera przekaz „Owsiak zbiera na eutanazję”. Wałęsa opowiadał o mszy w Gdańsku z udziałem pani premier i urzędującego prezydenta. - Pod koniec wkradła się polityka, doszedłem do środka świątyni i wyszedłem. Kościół to nie miejsce na politykę.
Czy należy wznowić śledztwo w sprawie śmierci ks. Jerzego Popiełuszki? - Nie jestem u władzy, lecz cały czas na podsłuchu. Może ktoś podłapie...
O mikrofon poprosił pan Remigiusz. Czytał: - Zobowiązuję się do zachowania w ścisłej tajemnicy treści rozmowy z pracownikami Służby Bezpieczeństwa pod groźbą odpowiedzialności karnej. Takich jak ja było znacznie więcej w latach 70. Byli osamotnieni i zaszczuci. Poprosiłem wtedy o kopię dokumentu, odmówiono. Mogli dopisać, co tam chcieli. Może niech inni prześlą do pana te swoje zobowiązania, bo dziś już ludzie nie pamiętają, jak to było – dopowiadał. Wałęsa zastrzegł, że z nim rozmawiano inaczej, ponieważ był szefem związku. Wspominał wizytę Gierka w stoczni w latach 70., jak krzyknął „pomożecie”. - Zauważyli, że tylko ja nie odkrzyknąłem „pomożemy”. Bezpieka wezwała. Pytają dlaczego. Powiedziałem, że miałem wątpliwości. „To pan nie pomoże Polski budować?” - dociekali. Co ja miałem zrobić? W końcu powiedziałem, że pomogę. A te papiery, które mają mnie dotyczyć, to są z podsłuchów. Spisano prywatne rozmowy i podpisano Bolek.
Wałęsa bronił się, że nazwanie jego imieniem lotniska „to nie była prywata”. - Rządziło SLD, atakowano ludzi Solidarności i chciałem im to utrudnić. Całe życie walczę. Wychodziłem z aresztu, wsiadałem do tramwaju. Mówiłem, że mnie wypuścili po 48 godzinach i nie mam biletu. Opowiadałem o wolnych związkach zawodowych. Do domu dwukrotnie tak mnie podwożono.
Na koniec, zapytany o obecną „Solidarność”, stwierdził, że już dawno zalecał schować stare sztandary na trudne czasy. Mogliby w razie potrzeby wrócić do stoczni, znów opracować kilka postulatów. - Powiem wam, jeszcze może nadejść taki moment. Pokażemy na co stać ludzi dawnej Solidarności. Zbierzemy się, aby pokazać, że nas może być 10 mln, a ich 500 tys. Może się nawrócą, bo to nasze dzieci. Pamiętajcie, że ja walczyłem z systemem, a nie z ludźmi. Dziś lekceważymy, że wyrwaliśmy się z komunizmu bez jednego wystrzału. Nasze pokolenie odzyskało wolność, ale to połowa sukcesu. Zaangażujcie się, bo nam przyszłe pokolenia nie wybaczą. Powiedzą, że pięknie zwyciężali i rozeszli się na żniwa. A to na takich spotkaniach pojawiają się mądre pomysły.