reklama
reklama

Uginające się stoły, huśtawka i "polowanie" na dziewczęta. Kiedyś Wielkanoc wyglądała nieco inaczej! [WYWIAD]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu

Uginające się stoły, huśtawka i "polowanie" na dziewczęta. Kiedyś Wielkanoc wyglądała nieco inaczej! [WYWIAD] - Zdjęcie główne

foto Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościTen czas kojarzy nam się ze święceniem pokarmów, kolorowymi jajkami, czekoladowymi zającami oraz lanym dyngusem. Kiedyś jednak ten świąteczny okres wyglądał zupełnie inaczej. Jak wyglądała tradycyjna Wielkanoc na Mazowszu? O tym rozmawiamy z Agnieszką Korolczuk z Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu.
reklama

Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego, czyli Wielkanoc, to najstarsze i najważniejsze święto w Kościele. To czas, w którym celebruje się przejście Jezusa ze śmierci do życia – fundament wiary chrześcijańskiej. Święto to kultywowane jest od wieków. Po raz pierwszy pojawiło się w kalendarzu świąt chrześcijańskich po Soborze Nicejskim w 325 roku.

Nie zawsze jednak Wielkanoc wyglądała tak, jak dziś. Pewne tradycje przetrwały, inne bezpowrotnie zanikły. A jak obchodzono Wielkanoc na Mazowszu?

PortalPłock: Wystarczy cofnąć się o sto lat, by zobaczyć, jak inaczej wyglądały święta i ich celebracja. To prawda?

reklama

Agnieszka Korolczuk: Oczywiście! Wielkanoc wyglądała wtedy inaczej, bo i czasy były inne. I właśnie taki klimat staramy się oddać w Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu. Odwiedzając skansen w tym czasie, przenosimy się do końcówki XIX wieku – na starą mazowiecką wieś.

PP: Wówczas wszyscy żyli przygotowaniami do świąt i samym świętowaniem?

AK: Wielkanoc była absolutnie najbardziej wyczekiwanym świętem!

reklama

PP: Dlaczego?

AK: Bo była najpiękniejsza i najobfitsza. Zaraz po niej rozpoczynała się najlepsza pora roku – wszystko budziło się do życia, a życie mieszkańców wsi stawało się łatwiejsze. Wielkanoc kończyła okres Wielkiego Postu – trudny czas, wynikający zarówno z przekonań religijnych, jak i z faktu, że była to końcówka zimy. W wielu chłopskich domach brakowało już wtedy jedzenia. Dlatego wszyscy wyczekiwali wiosny – i tej duchowej, i tej prawdziwej, od Matki Natury.

Dla niektórych gospodarstw była to jedyna tak hucznie obchodzona uroczystość w roku. Czasem nawet jedyny dzień, kiedy można było najeść się do syta i spróbować potraw, które na co dzień w wiejskiej kuchni się nie pojawiały.

reklama

PP: Jak wyglądały te świąteczne dni na mazowieckiej wsi?

AK: W gruncie rzeczy – podobnie jak dziś. Izby były strojone, ludzie przygotowywali się duchowo, warzono potrawy, suszono kiełbasy i pasztety. Później z niecierpliwością czekano na najważniejsze święta. Poprzedzała je Wielka Sobota, a wraz z nią tradycja, która przetrwała do dziś – święcenie pokarmów.

PP: Tylko że wówczas wyglądało to nieco inaczej!

reklama

AK: Dziś idziemy do kościoła z małym koszyczkiem, w którym – jak mówię – znajdują się miniaturki dawnych potraw. Kiedyś święcono ogromne kosze, wypełnione jedzeniem po brzegi. Zwyczaj nakazywał, by wszystko, co znalazło się w koszu, trafiło później na stół wielkanocny. Przynoszono więc absolutnie wszystko, co miało znaleźć się na świątecznym stole – tak, aby każdy produkt został uświęcony.

Co ciekawe, ludzie nie chodzili do kościołów – to ksiądz przyjeżdżał do wsi. Najpierw odwiedzał bogatych ziemian i dwory, gdzie potrawy były święcone w środku domu – na stołach, kredensach uginających się od kiełbas, kaszanek, szynek, a także specjalnie wypiekanych bab. Dopiero później, na zewnątrz, święcono jedzenie chłopstwa.

PP: Obowiązkowa była również msza rezurekcyjna.

AK: I z nią wiązała się ciekawa tradycja. Wierzono, że kto w Niedzielę Wielkanocną, jeszcze przed rezurekcją, obmyje się w bieżącej wodzie, ten będzie cieszył się zdrowiem przez cały rok. Śmiałkowie zanurzali się więc w rzekach, jeziorach, stawach – w zależności od tego, co było w okolicy. Młode dziewczęta robiły to, by zapewnić sobie urodę, a reszta – zdrowie.

Nieodłącznym elementem świętowania była procesja wokół kościoła – z dźwiękiem bijących dzwonów, wystrzałami i głośną radością. Wierzono, że czarownice nie potrafią znieść tej radości – chowały się więc pod parkanem albo za rogiem kościoła. Ludowe wierzenia przeplatały się z religijnymi tradycjami.

Bardzo ważny był także powrót z mszy rezurekcyjnej – zwłaszcza dla gospodarzy. Ten, kto dotarł pierwszy do domu, miał mieć w danym roku największy urodzaj. Zdarzały się nawet wiejskie „wyścigi”. Po nich rozpoczynano uroczyste śniadanie.

PP: Jak wyglądało tradycyjne śniadanie wielkanocne na mazowieckiej wsi?

AK: Zaczynano od łyżeczki surowego, tartego chrzanu – to było bardzo ważne. W niektórych domach każdy musiał sam sobie wystrugać odpowiedni kawałek. Miało to zapewnić zdrowie – brak bólu brzucha i zębów. Następnie dzielono się święconym jajkiem i składano sobie życzenia. A potem – wiadomo – kosztowano tych wszystkich wyczekiwanych, upragnionych potraw. Co istotne, wszystko odbywało się w kameralnym gronie – wśród najbliższej rodziny.

PP: Wyjątkowy był też Poniedziałek Wielkanocny – Lany Poniedziałek!

AK: Oczywiście – to był dzień zabaw, swawoli i radości! Rodziny wychodziły na wieś, spotykali się sąsiedzi – bawiła się cała społeczność. Najbardziej znanym zwyczajem było oblewanie się wodą – czyli Śmigus-Dyngus. Tyle że wtedy wyglądało to zupełnie inaczej niż dziś.

PP: Wody nie żałowano?

AK: Dziś oblewamy się raczej symbolicznie, kiedyś – niekoniecznie [śmiech]. Młodzi mężczyźni "polowali" na dziewczęta – im bardziej była oblana, tym większym cieszyła się powodzeniem. Uważano ją za najpiękniejszą, taką, którą każdy kawaler chciałby poślubić. Bywało, że dziewczęta były wyciągane z domów i zanurzane w poidłach dla koni. A jeśli któraś nie została oblana – często sama się oblewała, żeby „nie wypaść z obiegu”.

PP: Ale to tylko jedna z wielu zabaw!

AK: Zgadza się. Jedną z ciekawszych była huśtawka – tak zwana wozawka. To ogromna huśtawka budowana z drewna, specjalnie na tę okazję. Huśtano się na niej na stojąco – najczęściej młodzi kawalerowie, czasem też dziewczęta. Czasem kończyło się to kontuzjami, ale emocji nie brakowało.

Dziewczęta chodziły także z gaikiem – udekorowaną gałązką sosnową, symbolem wiosny i odradzającego się życia. Ozdabiały ją kwiatkami, bibułkami, wstążkami i wnosiły do wsi z radością. Odwiedzały domy i śpiewały, a gospodarze obdarowywali je drobnymi upominkami.

Była też zabawa w toczenie kręga – drewnianego plastra. Rywalizowały ze sobą całe wsie. To była forma zabawy, ale i współzawodnictwa.

PP: Dużo z tych tradycji można dziś zobaczyć w Muzeum Wsi Mazowieckiej?

AK: Tak, serdecznie zapraszamy! W drugi dzień świąt można zobaczyć wystawę „Wielkanoc na Mazowszu” i wziąć udział w tradycyjnych zabawach. W zagrodach chłopskich odbędzie się strzelanie z sikawek dyngusowych, bicie jaj, gra w kręga, a także wielkanocna huśtawka. Impreza potrwa od 11:00 do 18:00.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo