W czwartek gościliśmy w Płocku ekipę telewizyjną z programu TVP Info „To jest temat”. Zainteresowała ich „sporna nieruchomość w Płocku".
Program wyemitowano o godz. 19.00. Na początku krótko przypomniano, że zabytkowy "piękny, secesyjny budynek w atrakcyjnej lokalizacji" przy ul. 1 Maja jest "naznaczony krwią płocczan". W czasie II wojny światowej znajdowała się tutaj znajdowała się siedziba miejscowego gestapo, a tuż po wojnie nieruchomość przejęło najpierw NKWD, później Urząd Bezpieczeństwa. - Tysiące płocczan przewinęło się przez sale tego budynku. Dziesiątki zapłaciły cenę najwyższą, zostali zakatowani przez funkcjonariuszy UB - mówił prowadzący.
Elżbieta Wojciechowska jest córką jednego z zamordowanych żołnierzy wyklętych. Na wizji wspominała wydarzenia z września 1948 roku. Miała 14 lat, kiedy aresztowano jej ojca, siostry 9 i 7 lat. Ich mama była chora. - Ojca aresztowano 23 września, 25 września oddali nam zwłoki. Ilu tu ludzi w tym budynku było mordowanych… Dlatego mówię nie tylko w swoim imieniu, ale wielu innych osób, których bliscy byli tutaj mordowani przez wiele lat. Ile tu krwi na tym terenie, ile kości. Teraz, żeby ten budynek, nie był przeznaczony na jakieś pamiątkowe miejsce, to jest dla mnie bardzo bolesna sprawa. Po śmierci tatusia rodzina była prześladowana.
Według niej powinno być tu muzeum lub izba pamięci. Historyk, dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych i więźniów politycznych w Warszawie, Jacek Pawłowicz dobrze zna to miejsce.
- Jeszcze w Instytucie Pamięci Narodowej prowadziliśmy tutaj badania poszukiwawcze wspólnie z ekipą prof. Szwagrzyka. Na parkingu, który znajduje się za byłym budynkiem wydziału śledczego bezpieki odnaleźliśmy szczątki żołnierzy wyklętych, przy nich były guziki z orzełkami w koronie, elementy umundurowania. W piwnicach zachowały się inskrypcje żołnierzy Armii Krajowej. Tu byli przetrzymywani i torturowani. Zamordowani, wręcz zagryzieni przez psy na dziedzińcu tego budynku. Z balkonu na szczycie wyskoczył jeden z żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, wcześniej katowany przez funkcjonariuszy UB. To jest miejsce szczególnie, związane z historią II wojny światowej czy okresu po wojnie, z protestem robotniczym w 1976 w Płocku. Wszyscy aresztowani za udział w proteście trafiali tutaj do aresztu. To ewenement w skali kraju, aby zachował się w tak nienaruszonym stanie areszt SB. Z tym miejscem wiąże się również historia ludzi z podziemnej Solidarności.
Jak jego zdaniem wykorzystać budynek? - Myślę, że piwnicę i parter można zaadaptować na miejsce pamięci narodowej. Natomiast w samym budynku warto stworzyć centrum edukacji obywatelskiej, aby badać historię Mazowsza płockiego, bo nie ma instytucji badającej historię regionu, a z drugiej strony prowadziłaby działania edukacyjne dla młodzieży.
W programie wypowiadała się radna Prawa i Sprawiedliwości, Wioletta Kulpa. Zgodziła się z propozycją Pawłowicza. - Szkoda, że nie czuje tego prezydent Płocka – zaznaczyła. Przypominała plany z 2014 roku, wykorzystanie budynku przy ul. Słowackiego, też po policji, na mieszkania komunalne.
– Zareagowali mieszkańcy. Stworzono uchwalę, aby przeznaczyć nieruchomość na inkubator przedsiębiorczości. W stosunku do budynku przy ul. 1 Maja planowano umieszczenie filharmonii, co nas zbulwersowało. Teraz prezydent chciałby budynek otrzymać od wojewody w drodze darowizny, a przynajmniej chciał. Kuriozalne jest to, że nie podaje na jaki cel.
Mazowiecki Urząd Wojewódzki reprezentowała jego kierowniczka, Marlena Mazurska.
- Budynek jest cały czas w zarządzie wojewody, natomiast faktycznym zarządcą jest prezydent Płocka, który, jeśli ma jakieś plany, powinien zgłosić się do wojewody, wystosować odpowiedni wniosek. Przy właściwym wypełnieniu i złożeniu, wojewoda rozpatrzy go bez zbędnej zwłoki. Budynek może zostać przekazany w drodze darowizny, ale nie za symboliczną złotówkę. Jest to niezgodne z prawem. A tego oczekuje prezydent, wcześniej tak sygnalizował – dodała.
Prezydenta nie było. Ratusz reprezentował sekretarz, Krzysztof Krakowski.
- Stan faktyczny i prawny budynku jest taki, że należy do Skarbu Państwa. Jest w dyspozycji wojewody. Na dziś nie widzimy tego budynku w zasobie gminy. Wcześniej prosiliśmy o przekazanie nam nieruchomości z bonifikatą 99 proc. Odmówiono w 2015 i 2016 roku. W tej chwili nie jesteśmy zainteresowani, jako gmina, biorąc pod uwagę zły stan techniczny budynku, ale też jego specyfikę. To miejsce martyrologii Polaków. Uważamy, że powinny się tym zająć służby wyższe niż służby gminne. Być może na poziomie ministerialnym, by stworzyć ośrodek badań czy muzeum. Gmina prowadzenia takiego przedsięwzięcia nie siebie wziąć nie może. Wcześniej, kiedy byliśmy zainteresowani budynkiem, nie braliśmy pod uwagę reformy oświaty. W szkołach zostały wolne pomieszczenia do zagospodarowania. Proszę uwzględnić fakt, iż jest to budynek zabytkowy, którego remont będzie kosztował o wiele więcej niż remont zwykłego budynku czy nawet budowa nowego.
Zjawił się wiceprzewodniczący komitetu rewitalizacji. - Dla władz miasta problem stanowi fakt, że jest to obiekt zabytkowy. A to przecież jeden z najatrakcyjniejszych obiektów w mieście, zlokalizowany w centrum.
Czy zatem budynek dalej będzie niszczał? – pytał prowadzący.
- Myślę, że tak – stwierdził Jerzy Skarżyński. – Niech pan spojrzy na kamienice w mieście, cieknące dachy, zamurowane okna, zabite drzwi. Praktycznie starówka wymarła. Na Starym Rynku, gdzie mieszkam, niemal już nie ma ludzi. Ten budynek znajduje się w ścisłym centrum rewitalizacji. W budżecie miasta na rewitalizację, remont, konserwację obiektów wpisanych do rejestru zabytków wpisano śmieszne kwoty. To 6,6 mln zł, czyli 600 tys. na kamienice we władaniu prywatnych właścicieli i 6 mln na jedną nieruchomość. A co z pozostałymi? Będziemy mieli coraz więcej takich daszków, zamurowanych okien, walących się gzymsów?
[ZT]17613[/ZT]
Krzysztof Krakowski prosił, aby uwzględnić fakt, że budżet „nie jest budżetem super elastycznym”. – Powiedziano, że zaraz po wyjściu policji trzeba było coś z budynkiem zrobić. No to szkoda, że nie wejdziemy do środka i nie zobaczymy, w jakim jest stanie. Policja się wyprowadziła, ponieważ budynek zagrażał życiu i zdrowiu ludzi w nim przebywających. A samorząd też poniósł odpowiednie nakłady, aby w tej sytuacji pomóc. Właściciel się temu przygląda z kamery pruskiej, odległej o 300 metrów! – odparł na pytanie, czy Ratusz zamierza „przyglądać się na spadające cegłówki”. – Jakoś mu to nie przeszkadza. Moim zdaniem próbuje się wywierać presję na gminę, aby wzięła na siebie zadanie właściciela, czyli wojewody.
Wojewodę reprezentowała rzeczniczka MUW, Ewa Filipowicz. Ona z kolei tłumaczyła, że prezydent Płocka wycofał wniosek o zbycie w drodze darowizny i złożył wniosek o zbycie ze wspomnianą bonifikatą. Zawarte z wojewodą porozumienie regulujące wyprowadzkę komendy policji wspominało o darowiźnie, ale to wymaga wskazania celu publicznego, czego nie zrobiono. Prowadzący doszedł do wniosku, że sprawa jest prosta, bowiem przy darowiźnie wojewoda ma jeszcze przez jakiś czas pieczę nad przeznaczeniem budynku, przy zakupie z bonifikatą już nie. – Prezydent nie chciał sobie wiązać rąk.
Filipowicz dopowiadała, że sprzedaż z tak dużą bonifikatą jest niezgodna z prawem. Nie odpowiedziała jednak na wcześniejsze, najistotniejsze pytanie, mianowicie co zrobi wojewoda, aby ocalić budynek w sytuacji, jeśli nieruchomości nie przejmie miasto. - Jeśli jedynym pomysłem właściciela, czyli wojewody jest przekazanie go gminie, żeby gmina zainwestowała w niego pieniądze, no to jest to bardzo prosty pomysł – podsumował sekretarz miasta.
Radny Kolczyński zwrócił uwagę, że miejski budżet przekroczył miliard złotych, więc miasto stać. – Panu sekretarzowi nie przeszkadzają rudery pod oknami Urzędu Miasta, natomiast przeszkadzają tutaj – skwitowała Wioletta Kulpa. – Musimy podjąć decyzję o przeznaczeniu. Nie na żadną filharmonię, tylko na cel edukacyjny, muzealny, ewentualnie urzędów, które mogłyby się tutaj znaleźć.
Program skończył się konkluzją prowadzącego, że problemu nie można rozwiązać „trochę z winy lokalnego samorządu”.