reklama

Świąteczne pieski marzą o domu. Poznajcie ich historie [FOTO]

Opublikowano:
Autor:

Świąteczne pieski marzą o domu. Poznajcie ich historie [FOTO] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościDrogi Święty Mikołaju, czy znajdzie się dla nich dom? Słyszeliśmy, że spełniasz marzenia, a każdy z tej czwórki marzy tylko o jednym… dobrym, stałym, szczęśliwym i kochającym domu, gdzie żadna krzywda już ich nie spotka…

Drogi Święty Mikołaju, czy znajdzie się dla nich dom? Słyszeliśmy, że spełniasz marzenia, a każdy z tej czwórki marzy tylko o jednym… dobrym, stałym, szczęśliwym i kochającym domu, gdzie żadna krzywda już ich nie spotka…

Właśnie tak mógłby zaczynać się list inspektorów OTOZ Animals w sprawie ich podopiecznych, Kory, Szakala, Perełki i Morrisa. Te urocze psiaki czekają z wytęsknieniem na kogoś, kto zapewni im ciepły kąt w swoim  domu. Psiaki, które są pod opieką OTOZ Animals Płock, uczestniczyły ostatnio w świątecznej sesji zdjęciowej i dzięki temu szybko znalazły domy. Czy uda się w tym roku? Poznajcie historię piesków, które nie miały łatwego życia. Każda historia jest inna, lecz z jednym wspólnym mianownikiem – w każdej człowiek był tym, który je skrzywdził, porzucił, nie karmił, nie zapewnił minimalnych warunków bytowych, nie miał czasu. Perełka i Kora zostały odebrane interwencyjnie. Morris i Szakal zostali porzuceni. Te pieski też czekają na najwspanialszy prezent, na kogoś, kto będzie o nie dbał. One odwzajemnią się psią miłością.

Kora

Kora została odebrana interwencyjnie wraz trójką szczeniąt. Warunki, w których żyła, były dramatyczne. Wielkie rozpadające się murowane obory, w których hulał wiatr, a temperatura odczuwalna była niższa niż na dworze. Kora w jednej z tych obór ukryła swoje maluchy, które były wychudzone i bały się człowieka, bo zwyczajnie go właściwie nigdy nie widziały. A jak to ze szczeniakami bywa, domy znalazły szybko, a suczka została. Właściciel przyjeżdżał raz na tydzień dawać jedzenie. Kora była wystraszona, bała się do nas podejść, choć bardzo się cieszyła i widać było po niej, że bardzo by chciała… to jednak niepewność do człowieka zwyciężała.

Kora jest czekoladową suczką w typie wyżła niemieckiego. Ma około 6 lat. Potrzebuje osoby cierpliwej, która nauczy ją życia. Dotychczas żyła właściwie sama sobie. Jest psem wycofanym, który do każdej nowej osoby musi się przekonać, ale czas i miłość zrobią swoje, po prostu trzeba dać jej się otworzyć. A do tego potrzeba jest duża dawka kontaktu z człowiekiem.

Czy zdecydujesz się pokochać naszą wyżlicę?

Tel. Gosia 517741196, Karolina 518636085

Szakal

„Gdy był mały, to znalazłem go w ogródku
I wyglądał jak czterdzieści dziewięć smutków:
Taki mały, taki chudy, nie miał domu ani budy,
Więc go wzięłam, przygarnęłam, no i jest...
Razem ze mną kundel bury
penetruje wszystkie dziury.
Kundel bury, kundel bury,
kundel bury fajny pies.”

Znacie tę piosenkę?
To tak jakby o mnie… tylko moja historia jest smutniejsza.
Mały… albo raczej niskiego wzrostu jestem od zawsze… a znaleźli mnie przy drodze i nie wyglądałem jak 49 smutków… wyglądałem jak 200 smutków. Cały mokry, zrezygnowany, z ranami na ciele i oberwanym uchem z którego sączyła się powolutku krew. Nie zostałem penetrować dziury z osobą, która mnie znalazła, ale chciała mi pomóc… a z tej wielkiej chęci pomocy zadzwoniła w jedno miejsce i tak drogą telefoniczną informacja o mnie obiegła pół Polski... Ten człowiek tak się przeraził, gdy mnie zobaczył, że myślał, że ktoś mnie skatował. Gdy mnie zabrano byłem bardzo wystraszony, w końcu nie wiedziałem co mnie czeka. 
Zabrali mnie do lekarza, który mnie opatrzył i powiedział, że psy mnie pogryzły. Zostałem w lecznicy na noc i tak się bałem… nie wiedziałem co teraz będzie ze mną, że nie dawałem się do siebie zbliżyć. Nie chciałem, żeby mnie ktoś skrzywdził, a wokół mnie kręciło się tyle nowych ludzi. Tyle osób się mną interesowało, ja nigdy czegoś takiego nie znałem i nie wiedziałem jak się zachować. Pewnie ludzie mnie przeganiali, bo do nowych osób jestem niepewny i muszę poznać, zobaczyć czy to dobry człowiek. Wolę dmuchać na zimne, na nowe osoby po prostu nie zwracam zbytnio uwagi. Dali mi schronienie – kojec, w którym mieszkam do teraz, bo nikt się mną nie interesuje. Bardzo długo nie mogłem się do nich przekonać, kombinowali na wszystkie sposoby, żeby nawiązać ze mną kontakt, ja nie chciałem. Po co znowu miałem się zawieźć? Gadali do mnie, przekonywali do siebie, podtykali pod nos pachnące smakołyki, też nie chciałem. W końcu jakbym wziął, to by znaczyło, że dam im szansę. A jakby znowu ludzie mnie zawiedli? 
Już nie wiedzieli, co ze mną robić, nie dałem się dotknąć… Konsultowali z lekarzem i dał mi leki takie żebym w końcu przestał się bać. I nie wiem czy to one, czy ja sam w końcu postanowiłem dać szansę. Zacząłem brać te smakołyki które non stop mi podstawiali. Bardzo delikatnie, żeby ich nie speszyć. Później zaczęli do mnie wchodzić i siadać obok, przestałem uciekać i chować się do budy. Siedziałem razem z nimi i słuchałem, co mówią, jadłem te smakołyki. A oni powtarzali, że będzie dobrze, że muszę zaufać, to znajdą mi dom, ale taki ekstra, że już nigdy nie będę sam. Zacząłem w to wierzyć, później stwierdzili, że to już ten czas, żeby wypuścić i nie ucieknę ze strachu. Nie uciekłem, powiem, że zacząłem się cieszyć w końcu na ich widok. Ciągle mówią, że szukają mi tego domu, ale póki co nikt się nie zgłasza.
Czasem podsłuchuję ich rozmowy, jak mówią do siebie, że jestem młody, to na mój plus, ale że kolor mam bury i to pogarsza sprawę, taki typowy kundelek, a ludzie szukają psów wyróżniających się, pięknych, takie mają większe szanse na dom, ale z drugiej strony, że mam ten swój urok. I ja już nie wiem co mam myśleć. Czy w końcu ktoś mnie pokocha czy nie? 
Czekam tak już prawie pół roku i nic… Nawet nikt nie chce mi dać domu tymczasowego.
Jestem psem raczej spokojnym, bardziej zależy mi na byciu koło człowieka niż na beztroskim hasaniu po łące. Owszem przebiegnę się, ale koniec końców siadam lub kładę się obok ludzi i słucham, co mówią. Głaszczą mnie wtedy i czuję się taki spełniony. Ale nie mogą być ze mną cały czas, więc później wracam do tego kojca i znów zostaję sam. A gdy znów przychodzą, to aż piszczę, żeby jak najszybciej przyszli do mnie. Czasem też przychodzi do mnie w odwiedziny taki mały człowiek, wzrostu zupełnie mojego i zaczepiam go do zabawy.
Raczej jestem psem wpatrzonym w jednego, dwóch właścicieli za którymi zrobiłbym wszystko, byle by tylko byli. Mam około 3 lat i bagaż doświadczeń na swoim burym grzbiecie. Niski wzrost, ale masywne ciałko, które musi pomieścić moje wielkie serce. Potrzebuję chociaż domu tymczasowego  :(
To powie mi ktoś jak długo mam jeszcze czekać?
~ Szakal

Tel. 883 447 811

Perełka

Perełka ma około 3 lat, jednak warunki, w których żyła, odbiły się siwizną na jej słodkim pysiu. Żyła w rozpadającej się budzie, w brudzie i zimie. Teraz jest bezpieczna w domu tymczasowym, gdzie ma ciepło i pełną miskę jedzenia. Jest wesołym, uroczym psiakiem, pragnącym towarzystwa człowieka. Szybko się uczy i dostosowuje do nowego otoczenia. Swoje potrzeby załatwia na dworze, jest w trakcie nauki chodzenia na smyczy, niebawem czeka ją sterylizacja. Jest malutką suczką, która chce zdążyć do domu na święta... 

Tel. 500 420 566

Morris  

Zostałem znaleziony… tak to można powiedzieć… 
Zostałem znaleziony między tłumem ludzi idących na cmentarz w Święto Zmarłych… 
Wśród tych ludzi znalazła mnie tylko jedna, jedyna osoba… inni mnie nie zauważali, chociaż zaczepiałem, merdałem do nich ogonem, a nawet podgryzałem, by pokazać, że jestem… że istnieję…
Może swoim wyglądem wpisywałem się w krajobraz… ceglanych murów i szarych pomników. W sumie to wyglądałem jak wyobrażenie śmierci… tylko nie tej ludzkiej, a psiej… 
Wystające wszystkie kości, miednicy, żeber, kości czaszki… przeraźliwie wychudzony, a jednak nikt, prócz jednej, jedynej osoby nie zwrócił na mnie uwagi. 
Tylko było coś jeszcze… 
Jestem niewidomy. Wszystkie osoby zaczepiałem po zapachu myśląc, że ktoś mnie przygarnie, ktoś mi da miłość, której tak bardzo potrzebuję. Mnie, który nie wiadomo co przeszedł w życiu, i jak znalazł się przy tym cmentarzu. 
Zabrali mnie stamtąd, trafiłem do ciepłego mieszkania, o jedzenie już nie muszę się martwić. Zaczęli mnie leczyć, 2 tygodnie walczyli z moją biegunką, robili mi badania... okazało się, że miałem ogromną ilość pasożytów, włosogłówki, które perforują jelita. Ale kuracja przyniosła skutek, biegunka się skończyła. Przytyłem i w końcu wyglądam jak normalny pies. Zawieźli mnie do psiego okulisty w Warszawie, ludzie mieli nadzieję, że można uratować mój wzrok… doktor był bardzo miły, ale powiedział, że nie ma dla mnie nadziei. Co prawda potwierdził, że coś tam widzę, ale bardzo niewiele, potrafię rozróżnić dzień i noc, niestety w końcu i tego nie będę rozróżniał. Za jakiś czas zmieni mi się również kolor oczu, bo wejdzie zaćma. Doktor powiedział, że najprawdopodobniej straciłem wzrok w wyniku wyniszczenia organizmu…

Morris uczestniczył już w ubiegłorocznej akcji „Świąteczne psiaki” nawet udało mu się znaleźć dom, jednak na krótko. Wrócił z powrotem… Aktualnie przebywa w hoteliku dla psów, gdzie nie sprawia żadnych problemów, jest przeogromnym pieszczochem. Wszystkich obdarował by swoim wielkim psim sercem, do wszystkich chciałby się przytulać. Brak wzroku w niczym mu nie przeszkadza, świetnie sobie radzi i nikt by nie zauważył, że nie widzi. Na spacerach chodzi nawet bez smyczy (w miejscach bezpiecznych) pilnuje się ludzi, wie jaką szerokość ma droga, a w lesie idzie za człowiekiem, bo wie, że jest bezpieczny i ominie wszystkie drzewa. Ostatnio nawet przeszedł przez wodę, z czego był bardzo dumny :). Dogaduje się z innymi psami, ma około 3 lat. Czy Morris w końcu znajdzie swój prawdziwy dom? On tak potrzebuje człowieka u boku…

Tel. 608 734 136

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo