Ogólnie mówiąc, płockie, polskie ani europejskie zapylacze nie mają łatwego życia - ani miodne, ani dzikie bzyczące stworzonka emigrują z pól i łąk, o miastach nie mówiąc, a niedobitki, które zostają, są zatruwane chemikaliami, i wyganiane z siedlisk. Od kilku lat ministerstwo rolnictwa bije na alarm, że z roku na rok drastycznie spada liczebność zarówno pszczoły miodnej, jak i dzikich pszczół, trzmieli i innych zapylaczy. Wystarczy zresztą zobaczyć, jak drogi jest słoik miodu. Któż by nie spałaszował chrupiącej pajdy grubo posmarowanej bursztynowym, lepkim smakołykiem?
Z jednej strony mamy więc coraz bardziej przerzedzone stada bzyczących pszczół, dziesiątkowane chorobami, pestycydami, z drugiej cały tłum ludzi, który nie ma pojęcia, co ciekawego robić w wolnym czasie.
Czemu więc - wzorem pracowitych bzyczących stworzonek - nie połączyć przyjemnego z pożytecznym?
Taką właśnie nietypową propozycję ma płocka Stanisławówka. Jak informuje salezjanin, ks. Kazimierz Kurek, przy parafii rozpoczyna działalność koło początkujących pszczelarzy. To inicjatywa realizowana we współpracy z Miejskim Kołem Pszczelarzy w Płocku, a zaproszeni mogą czuć się wszyscy chętni. - Osoby bezrobotne, ci, którzy przechodzą na emeryturę, a pragną zachować pasję działania, uczniowie szkół gimnazjalnych i średnich, studenci i wszyscy, którzy kochają przyrodę - wyliczają salezjanie.
Pierwsze spotkanie odbędzie się w najbliższy wtorek 29 kwietnia o godz. 16.00 w Pracowni Komputerowo-Internetowej im. Sługi Bożej Matki Małgorzaty przy kościele św. Stanisława Kostki.
O ciężkiej doli miejskich pszczół i innych bzyczących zapylaczy czytaj: