Nieco ponad godzinę Robert Biedroń spędził w Płocku. W biurze poselskim Arkadiusza Iwaniaka spotkał się z sympatykami, założył swój komitet, a później krótko przespacerował się po pobliskim targu.
Kandydat Lewicy na prezydenta rozpoczął kampanię prezydencką i w czwartek odwiedził Płock. Założył tu oficjalnie swój komitet wyborczy (szósty założony osobiście), w skład którego weszli lokalni działacze Lewicy: Milena Wilkońska, Zbigniew Augustyński, Adrian Konefał.
Robert Biedroń swoje szanse w wyścigu o fotel prezydenta ocenia całkiem nieźle. W drugiej turze ma nadzieje zmierzyć się z Andrzejem Dudą.
- To będzie Polska przyszłości albo średniowiecza, nie ma alternatywy - mówił.
Płock był jednym z trzech miast, które tego dnia zamierzał odwiedzić kandydat. Prosto z Płocka ruszył do Włocławka i dalej do Grudziądza. A o czym mówił europoseł?
Biedroń zapewniał, że dużo łączy go z Płockiem i lubi tu przyjeżdżać. Podkreślał, że zna problemy miast, które w poprzednim podziale administracyjnym były miastami wojewódzkimi, a teraz straciły swój status. Mówił, że przyjeżdża tu słuchać ludzi.
- Wygrywa cywilizacja pogardy. Cywilizacja, w której zwykły człowiek został w tyle, bo liczą się interesy partyjne. Obserwujemy to na co dzień. Chcemy to zmienić - zapewniał.
Biedroń podkreślał, że siła Lewicy leży w jej zjednoczeniu, bo Sojusz Lewicy Demokratycznej, Wiosna i Razem to trzy pokolenia. - Mamy rękę do prezydentów - nawiązywał do prezydentur Aleksandra Kwaśniewskiego.
Europoseł dużo mówił o konieczności przestrzegania Konstytucji, naprawie sądów, prawie do mieszkań, opieki zdrowotnej, edukacji i czystego powietrza. - A tak w Płocku nie jest. Wiem, bo wielokrotnie tu byłem i z państwem rozmawiałem.
Pomysły były wpisywane na tablicę, a oprócz poprawy powietrza znalazła się na niej m.in. budowa dogi S10. Biedroń mówił też o konieczności wprowadzenia minimalnych emerytur.
- Mam 228 złotych emerytury, a 800-900 złotych płacę za leki, bo jestem bardzo chora, a w dodatku wiosną tracę mieszkanie - mówiła jedna z przybyłych.
Ostatnim z punktów kandydata na prezydenta był krótki spacer po pobliskim targowisku. Jedna z mieszkanek poprosiła go "żeby był grzeczny" serdecznych powitań raczej nie było. Europoseł zagadywał sprzedawców o rosnące ceny owoców i warzyw.
- Susza zrobiła swoje - usłyszał.
Zakupy skończyły się na dwóch kilogramach jabłek i odrobinie suszonych owoców. Około 14:00 udał się w dalszą podróż.