reklama

Przemówił facet, co kopnął sztuczną szczękę

Opublikowano:
Autor:

Przemówił facet, co kopnął sztuczną szczękę - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościPłocki teatr z pozoru ma wszystko. Okazały, nowoczesny budynek jako siedzibę, gdzie do dyspozycji jest duża scena oraz kameralna, nie licząc "Piekiełka". Stały zespół aktorski i techniczny. Tylko na afiszu wiszą przeważnie bajki. Nowy sezon otworzono monodramem. Czy kurtyna, czaszka i krzesło, czyli minimum środków, okazały się tym razem wystarczające?

Płocki teatr z pozoru ma wszystko. Okazały, nowoczesny budynek jako siedzibę, gdzie do dyspozycji jest duża scena oraz kameralna, nie licząc "Piekiełka". Stały zespół aktorski i techniczny. Tylko na afiszu wiszą przeważnie bajki. Nowy sezon otworzono monodramem. Czy kurtyna, czaszka i krzesło, czyli minimum środków, okazały się tym razem wystarczające?

Dyrektor Marek Mokrowiecki pozwolił sobie na dość specyficzny zabieg - z jednej strony ponoć janosikowe pożarło teatr niczym zły wilk bezbronną owieczkę, a drugiej proponuje sztukę, w której jednym z centralnych pytań jest istota samego teatru i jego publiczności. Bo ta chce przychodzić tylko na wielkie nazwiska. O głupocie publiczności mówi właśnie centralna postać „Dzisiaj ani Hamleta…”. Zbolały kurtyniarz, któremu w życiu noga się powinęła z powodu, o zgrozo, sztucznej szczęki, która znalazła się nie w tym miejscu, w jakim powinna, czyli przed kurtyną.

Przedstawienie zaczyna się od pozostawienia widowni samej sobie, która siedzi zadziwiona, że kompletnie nic się nie dzieje. Nagle pojawia się informacja, że przedstawienie zostało odwołane. Cóż, zdarza się. Pora wstać i wrócić do domu. Ale nagle wychodzi starszy mężczyzna z krzesłem i przeprasza, że on pozwolił sobie na wejście w ich obecności, przy niezgaszonych światłach. Pomimo braku aktorów na scenie, dalej wnosi elementy scenografii, jednocześnie uważając samego siebie za niezbędnego. To on pociąga za sznurki. Dosłownie i w przenośni. Nie gorszy od pozostałych, choć na ogół stojący z tyłu. Z niespełnionymi marzeniami o wielkiej roli, za którą spadłby na niego deszcz oklasków. A teraz, kiedy zabrakło aktorów, korzysta ze swojej szansy i gra. Przecież potrafi. Publiczność patrzy teraz na niego, kurtyniarza. Najbardziej charakterystycznego aktora ze wszystkich.

Rozgląda się po pozostającej na swoich miejscach widowni i wytyka jej koszty ledwie jednej wizyty w teatrze. Na bilety 120 złotych, nowa fryzura, buty, krawat – wymienia, wskazując palcem, a potem dodaje, że gdyby teatr nie byłby dotowaną instytucją, bilety stałyby się o wiele, wiele droższe i kupowałaby je tylko garstka, którą na to stać, pomimo że w przedstawieniu skrywa się często wiele kiczu.

Dostaje się także lokalnej prasie jako niezmordowanym gryzipiórkom. Wystarczy, że jakiemuś coś się nie spodoba i przyłoży aktorowi „z braku sympatii”. „Hamlet” także jest tu po częstokroć ograny (niech ten aktor nawet sepleni, ale chociaż reszta powinna być bez zarzutu), a jednak splata on własny życiorys ze sztuką, zacierając przy tym granice rzeczywistości od fikcji. Tak jak z kurtyną, którą, według niego, można odsłaniać i zasłaniać na ogromną liczbę sposobów, zależnie od sytuacji. Podobnie z ukłonami. Te trzeba zawsze przećwiczyć, tylko nie zawsze czasu na to wystarcza.

Teatr jest tu obecny wszędzie, zarówno na głównej scenie, jak i wśród przybyłych gości. Tylko ci ostatni, według naszego kurtyniarza, mają  szczęście, bo nie muszą dotykać czaszki, skoro ta czasem jest prawdziwa, a innym razem z obrzydliwej w dotyku gumy. Zależy od tego, jakimi środkami dysponuje teatr.

W naszym płockim wystarczył stół, krzesło, schodki, drabina, szpada i czaszka, aby powstał monodram przewrotnie łączący tragedię z komedią, gdzie minimum środków pozwoliło na wydobycie maksimum obłędu na punkcie swojej ukochanej kurtyny z Ingo Sassmana, byłego inspicjenta i okazjonalnego aktora. Kurtynę potrafi pieścić, dotykać palcami, honorować, bo to wszystko co mu zostało.

Monodram w wykonaniu Zbigniewa Cieślara, będący zarazem ukoronowaniem jego 40-letniej pracy artystycznej, zebrał wielokrotne owacje. Przedstawienie wyreżyserował Marek Mokrowiecki. Póki co, choć dyrektor prowokacyjnie odgrażał się ostatnio, że w razie czego będzie robił teatr nawet i w stodole, raczej nie będzie musiał.

„Dzisiaj ani Hamleta…” można zobaczyć jeszcze we wrześniu trzykrotnie. Po szczegóły zapraszamy do naszego .

Czytaj też:

Fot. Waldemar Lewandowski

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE