Jak co roku radni omawiali raport dotyczący bezpieczeństwa w mieście. Najwięcej zastrzeżeń miał przewodniczący rady, Artur Jaroszewski. - Wydaje mi się, że edukacja nie zdaje egzaminu - mówił.
Policja, straż miejska, sanepid czy straż pożarna jak co roku przekazały informacje dotyczące stanu bezpieczeństwa w mieście. Statystyki są optymistyczne i w skrócie można powiedzieć, że jest lepiej. Spadła m.in. liczba kradzieży z włamaniem (z 486 w 2016 r. do 167 w 2017 r.), pobić (z 35 do 19) czy uszkodzeń mienia (z 226 do 168).
Artur Jaroszewski zapewnił, że czuje się w Płocku bezpiecznie i to niewątpliwie zasługa służb. Laurki im jednak nie wystawił. Zdaniem przewodniczącego rady, policja i straż miejska są zbyt pobłażliwe w stosunku do wykroczeń.
- Wydaje mi się, że edukacja nie zdaje egzaminu - mówił Jaroszewski. - Poluzowanie sankcji mandatowej nie jest dobrym rozwiązaniem. Tyle mandatów ile wręczono w cały rok, można wręczyć w kilka dni osobom niesprzątających po pupilach w naszym mieście. Służby w naszym mieście są zbyt pobłażliwe, a efekty widzimy na trawnikach, skwerach, ulicach. Nie zmienimy mentalności bez bardziej restrykcyjnych sankcji. Uczyć i edukować można dzieci. Do dorosłych miękka perswazja nie trafia.
Dostało się też służbom odpowiedzialnym za oczyszczenie miasta. Przewodniczący pokazał prezentację złożoną z kilkunastu slajdów, jak mówił ze zdjęć zrobionych przez jego znajomych w ciągu zaledwie kilka dni.
- To, że ktoś zaśmieca to jedno. Ale że ktoś odpowiedzialny za oczyszczanie przez wiele miesięcy nie reaguje to kolejny aspekt. Są miejsca gdzie śmieci zalegają dniami, tygodniami. Dlaczego odpowiednie służby nadzorujące i kontrolujące tego nie dostrzegają?
Pokazał m.in. zdjęcie z ul. Norbertańskiej, gdzie góra gruzu zasłania widok na Wisłę czy śmieci rozrzucone na torach czy trawnikach. Co na to służby? O komentarz tuż po sesji poprosiliśmy Piotra Dyśkiewicza, zastępcę prezydenta ds. komunalnych. Wiceprezydent przyznał, że w mieście z pewnością idealnie nie jest. Choć nie wszystkie zarzuty radnego powinny być kierowane pod adresem służb miejskim. Przykładowo, tory są własnością PKP i to kolejarze powinni dbać o czystość.
- Są tereny gminne, prywatne i należące do innych instytucji, jak właśnie PKP - mówił w rozmowie z nami Dyśkiewicz. - Gruz przy Norbertańskiej leży na działce prywatnej. Właściciel twierdzi, że to materiał budowlany i go zużyje, a my nie jesteśmy w stanie udowodnić, że jest inaczej. Nie mamy narzędzi, żeby to zlikwidować.
Jest też dużo terenów, o których czystość powinni dbać właściciele działek. Procedura podejmowana przez straż miejską jednak trwa. Choć jak przyznaje, też nie jest zwolennikiem zbyt miękkiej polityki mandatowej.
- Procedura musi być wyczerpana. Straż miejska najpierw informuje i prosi o uprzątnięcie. Jeśli nie ma efektu, wtedy nakłada mandat lub kieruje sprawę do sądu - tłumaczy zastępca prezydenta. - Czasami takie wysypiska powstają z dnia na dzień, nie mamy na to wpływu. Poleciłem też komendantowi, żeby strażnicy zwracali większą uwagę na sprawę związaną ze zwierzętami. Pisaliśmy też do spółdzielni, żeby wykładano specjalne papierowe torby.
Nasi czytelnicy często narzekają na brak odpowiednich pojemników do wyrzucenia odchodów zwierzęcych. Jak się okazuje, w Płocku odchody po zwierzakach można je wyrzucić do każdego śmietnika. Żadne służby jednak doprowadzą miasta do idealnego stanu czystości, jeśli sami mieszkańcy będą je sukcesywnie zaśmiecać.