W sobotę w Warszawie odbył się „Marsz Wolności” z udziałem przedstawicieli różnych środowisk politycznych, Platformy Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego, Nowoczesnej, Komitetu Obrony Demokracji. Z Płocka wyruszyła spora reprezentacja.
Autobusem na zainicjowany przez Platformę Obywatelską "Marsz Wolności" w stolicy wyruszyli m.in. prezydent Płocka i lider płockich struktur PO Andrzej Nowakowski, był też wiceprezydent Roman Siemiątkowski, dyrektor wydziału sportu, rekreacji i turystyki w płockim Ratuszu Robert Czwartek i należący do PO wiceprezes zarządu Miejskiego Towarzystwa Budownictwa-Społecznego Przemysław Berent. Pojechali członkowie płockiego KOD-u i Nowoczesnej. Z PSL do stolicy udał starosta Mariusz Bieniek i sekretarz w Starostwie Powiatowym Michał Twardy. Uczestnikami "Marszu Wolności" byli posłowie: Elżbieta Gapińska (PO), Marcin Kierwiński (PO) czy też Piotr Zgorzelski (PSL). Wszyscy pochwalili się tym na Facebooku. Maszerował Andrzej Celiński. Przypomnijmy, że nie obyło się bez kontrowersji. W poszczególnych mediach rozeszła się wieść, iż starosta Mariusz Bieniek zachęca do udziału w "Marszu Wolności", oferując pracownikom urzędu w zamian za dwa dni wolnego, co też samorządowiec dementował.
[ZT]15318[/ZT]
"Marsz Wolności" rozpoczął się w sobotę o godz. 13.00 od odśpiewania hymnu narodowego na placu Bankowym, następnie uczestnicy z biało-czerwonymi i unijnymi flagami lub niebieskimi balonami z napisem „Marsz Wolności” przeszli ulicami na plac Konstytucji. Skandowano m. in. hasło "Ręce precz od samorządu","Tu jest wolność", "Wolność poszła w PiS-du", prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego pokazano jako człowieka poruszającego marionetkami, jedną był prezydent Andrzej Duda, drugą premier Beata Szydło. Przez megafon przemawiała osoba przebrana za prezesa głosząc "że przed końcem kadencji ulice i place będą kacze".- Kacza ulica, kacze miasto, kacze państwo! Kaczka Królem Polski! Kwa kwa kwa kwa!
Prezentowano wycinkę drzew. Mężczyzna z maską przedstawiającą twarz Antoniego Macierewicza przekonywał, że nikt "nie przekroczył podwójnej ciągłej i nie jechał za szybko. - To seicento gnało jak szalone! Szalone seicento! Wariat w seicento!
Po marszu głos zabrali liderzy poszczególnych ugrupowań i zagrał zespół Big Cyc z piosenką zainspirowaną wymyśloną przez ministra spraw zagranicznych, Witolda Waszczykowskiego nazwą państwa San Escobar.
Lider PO, Grzegorz Schetyna dziękował przybyłym za uczestnictwo w sobotnim zgromadzeniu. Dzięki temu, jak podkreślał, można zgromadzić tyle pozytywne energii, aby powiedzieć prezesowi PiS, Jarosławowi Kaczyńskiemu, że ludzie nie dadzą odebrać sobie wolności, i to niezależnie od zapewnień prezesa, iż nic tej wolności nie zagraża. - A to nie prawda, my to wiemy – twierdził Schetyna. Zapewniał, że PO dysponuje „pozytywnym” programem i wie, w jaki sposób odsunąć od władzy obecny rząd, ponadto dzięki temu Polska będzie suwerenna i „uśmiechnięta”, „bez drugiego sortu”, znów zacznie szukać partnerów w polityce międzynarodowej, zamiast wrogów, obędzie się bez kolejnych kompromitacji, jak przy wyborach szefa Rady Europejskiej. Pojawił się temat konstytucji, kojarzonej z wolnością, suwerennością i podmiotowością. Schetyna akcentował również fakt, że sobotni marsz to „marsz do wygranych wyborów” samorządowych, prezydenckich, do Parlamentu Europejskiego. Obiecywał późniejsze rozliczenie obecnych rządzących za łamanie prawa. Powtórzył ofertę wspólnej listy środowisk opozycyjnych w wyborach parlamentarnych.
Prezes ludowców, Władysław Kosiniak-Kamysz odnosił się do podwyższonego wieku emerytalnego dla rolników, na co nie ma zgody. Zapowiadał, że uda się „odbić PiS-owi Polską wieś”. Ryszard Petru z Nowoczesnej grzmiał: Nie możemy pozwolić na to, aby w polskiej polityce dominowały gniew, zemsta, agresja, zawiść. Życzył Francuzom dobrego wyboru. Wybór, jak dodawał, czeka także Polaków „między nacjonalizmem a optymizmem, tolerancją a brakiem tolerancji, między zaściankowością a otwartością, między agresją a miłością”. Politycy z opozycji powinni rozmawiać także z osobami o innych poglądach. A gdyby jednak któryś z polityków PiS postanowił „nawrócić się”, to można dać mu szansę, „przytulić go”.
Zabierali głos m.in. szef Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz (żądał referendum w sprawie zmian w edukacji), były prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień. Aktor Daniel Olbrychski przywołał słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego „co by tu jeszcze spieprzyć, panowie”, którego zresztą niedawno cytowała prezydent Łodzi. Przypominał, że to nie żadne obce mocarstwo narzuciło rządy PiS, tylko to sami Polacy się do tego przyczynili, doprowadzając do tak niskiej frekwencji w wyborach. Uznał, że Polacy potrafią niszczyć samych siebie, ale też odradzać się niczym Feniks z popiołów.
Marszałek województwa świętokrzyskiego Adam Jarubas tłumaczył, że przyjechał bronić „Polski obywatelskiej”. Według niego trwa wdrażanie , niczym jak w PRL, modelu jednolitej władzy państwowej. Borys Budka stwierdził, że „każdy z nas może być Sebastianem”, kierowcą seicento, odnosząc się do zderzenia auta z limuzyną, w której jechała premier Beata Szydło. - Sądy muszą pozostać niezależne, żeby pan Zbyszek, zwany ministrem, nie mógł na konferencjach prasowych skazywać i nie próbował zastępować sądów – zaznaczył były minister sprawiedliwości.
Dane dotyczące frekwencji są bardzo rozbieżne. Jak podają ogólnopolskie media, warszawska policja informuje o 12 tys. uczestników, według rzecznika stołecznego Ratusza na Placu Bankowym mogło być 50 tys. osób, a po dołączeniu kolejnych - 90 tys. Niektórzy politycy PO podawali nawet i 100 tys. w mediach społecznościowych.
Przedstawiciele władzy też nie próżnowali, na placu Piłsudskiego obchodzili Dzień Strażaka połączony z jubileuszem 25-lecia Państwowej Straży Pożarnej. Można tam było zobaczyć prezydenta Andrzeja Dudę, premier Beatę Szydło, szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego. Był piknik strażacki i promocje oficerskie.