PKN Orlen przyznaje się, że zwiększona emisja dwutlenku siarki to jego wina i powołał nawet specjalny zespół, który ma wyjaśnić okoliczności awarii. Jednoznacznie odcina się jednak od poniedziałkowego piku benzenu. Zapewnia też, że za kilka tygodni przedstawi propozycje dotyczące programu zdrowotnego dla mieszkańców.
W ciągu ostatnich kilkunastu dni stacje pomiarowe dwukrotnie zanotowały podwyższoną emisję niebezpiecznych substancji. We wtorek 12 czerwca doszło do awarii instalacji Clausa w Orlenie i to było powodem podwyższonej emisji dwutlenku siarki.
- 12 czerwca byliśmy w trakcie uruchamiania podnoszenia obciążenia na jednej z naszych instalacji. W tym procesie pojawiły się pewne zaburzenia. W ciągu technologicznym przeniosły się na instalację Clausa. Tu prawidłowo zadziałały układy blokadowe, które zabezpieczają instalacje przed wzrostem temperatury i ciśnienia - tłumaczy Przemysław Hartliński, dyrektor wykonawczy ds. produkcji rafineryjnej w PKN Orlen. - Instalacja została wyłączona blokadowo, a to spowodowało zwiększoną emisję związków siarki do atmosfery. Było to odczuwalne w postaci odorów, które odczuwali mieszkańcy. Dosyć sprawnie zidentyfikowaliśmy przyczynę, wstrzymaliśmy rozruch instalacji. W ciągu 15 minut Clausy wróciły do normalnej pracy, mniej więcej tyle trwało zdarzenie.
Jak tłumaczy, został powołany specjalny zespół, który dokładnie jeszcze zidentyfikuje przyczynę tej awarii. Składa się on ze specjalistów różnych dziedzin. Ma zweryfikować prawidłowość procedur, a także odpowiedzieć z przekonaniem, czy zawiodła technika. Ze wstępnej wiedzy wynika, że nie doszło do błędu ludzkiego. W lipcu mają być znane szczegóły.
PKN Orlen nie chce z kolei brać odpowiedzialności za pik benzenu z 19 czerwca. Jak przekonuje koncern, przeanalizowano instalacje i okazało się, że źródłem emisji nie mógł być kombinat.
- Oczywiście po tym piku zweryfikowaliśmy nasze procesy na pracujących instalacjach. Wszystko działało prawidłowo - zapewnia Hartliński. - Przeanalizowaliśmy też operacje na remontowanych instalacjach i tu również wykluczyliśmy przyczynę.
Jak przekonuje koncern, pik na poziomie 28 mikrogramów na metr sześcienny może pochodzić z innego emitora, niż kombinat. A jak wskazuje Orlen, tych w Płocku jest sporo. To m.in. drukarnie wielkoformatowe, lakiernie, myjnie samochodowe, producenci rozcieńczalników, spalarnie odpadów czy wytwórnie mas bitumicznych., ale też ruch uliczny.
Płocczan niepokoi też widok pochodni, widocznych nad zakładem. Wiążą je ze zwiększoną emisją benzenu. Jak wyjaśnia Rafał Trzebiński, dyrektor ds. produkcji petrochemicznej, to integralna część każdej instalacji rafineryjno-petrochemicznej na całym świecie.
- To element bezpieczeństwa i musi występować - zapewnia. - To co widzimy to efekt prac naprawczych na instalacji Olefin. Jedna z maszyn wymaga wymiany kilku elementów. To urządzenie musiało zostać wyłączone, więc produkcja w tej instalacji została ograniczona. Część produktów jest więc spalanych, stąd efekty świetlne. Pochodnia jest po to, żeby spalić wszystkie węglowodory, a efekty spalania nie były uciążliwe dla mieszkańców ani środowiska. To proste produkty spalania węgla i wodoru.
Jak wyjaśnia, pochodnia w żadnym stopniu nie jest odpowiedzialna za wydzielanie benzenu, bo w tym procesie technologicznym go po prostu fizycznie nie ma. Są za dwutlenek węgla, tlenek węgla, woda czy para wodna. Spalany jest tam też m.in. metan, etan czy propylen. Obrazowo - produkt spalania jest mniej więcej taki, jak w zwykłych, domowych kuchenkach gazowych.
Reprezentanci PKN Orlen zapewnili obecnych na spotkaniu dziennikarzy, że starają się na bieżąco przekazywać informacje dotyczące awarii i uciążliwości.
- Kiedy idziemy do lekarza, też odpowiada, że potrzeba chwilę na diagnozę - przekonuje biuro prasowe koncernu. Planowane jest także uruchomienie aplikacji, dzięki której każdy mieszkaniec będzie miał dostęp do takich komunikatów. To już za kilka tygodni.
Koncern przekonuje, że inwestuje
W wrześniu 2016 roku doszło do dużego piku benzenu w powietrzu, sprawa została nawet skierowana do prokuratury. Powstał wówczas raport, ale nie jest on publicznie dostępny.
- Raport jest udostępniany wszystkim służbom - zapewniła Joanna Zakrzewska, rzeczniczka prasowa Orlenu. - Nie możemy go upublicznić, bo jest w nim bardzo dużo danych wrażliwych, dotyczących procesu produkcyjnego.
Koncern przekonuje jednak, że wydarzenia tamtych dni były impulsem do wielu zmian. Zapewnia, że sporo inwestuje w ochronę środowiska. Chwali się też, że w 2017 roku wykorzystał niespełna połowę bezpiecznych limitów przyznanych w Pozwoleniu Zintegrowanym. Orlen "wykorzystał" 49 proc. z puli pyłów, 44 proc. dwutlenku siarki i 41 proc. tlenku azotu, a dla benzenu 6 proc.
- Po 2016 roku przeprowadziliśmy duży proces badawczy i podjęliśmy szereg działań. Na stacji nalewczej są najnowocześniejsze rozwiązania, ograniczające emisję benzenu u źródła. To duży i kosztowny dla nas program hermetyzacji oczyszczalni ścieków. Tego nigdzie indziej na świecie się nie robi. Mamy też nowe procedury dotyczące remontów, uzgadniane też z Wojewódzkim Inspektoratem Ochrony Środowiska. Wiele robimy w kierunku ograniczenia uciążliwości zapachowe dla mieszkańców - przekonywał Arkadiusz Kamiński, dyrektor Biura Ochrony Środowiska w Orlenie.
Koncern wprowadza też system LDR [Leak Detection and Repar - z ang. System Detekcji i Usuwania Nieszczelności]. Na instalacjach będzie trzeba sprawdzić prawie 300 tys. punktów pod kątem szczelności.
- To najnowsze rozwiązanie na skalę światową. Wszystko będzie w jednym systemie informatycznym, gdzie bezpośrednio dokonuje się tzw. pierwszej naprawy. Mówimy tu o naprawdę mikronieszczelnościach. To 1000-krotnie bardziej czułe od czujniku nad kuchenką gazową- opisuje Kamiński.
A co z programem zdrowotnym dla płocczan? Jak przekonuje Zakrzewska, plan jest opracowywany. Więcej szczegółów mamy poznać za kilka tygodni. - Mieszkańcy to odczują. Będzie łatwiejsza dostępność do specjalistów - zapewniła Zakrzewska.