reklama

Ojciec nie spełnił obietnicy [FOTO]

Opublikowano:
Autor:

Ojciec nie spełnił obietnicy [FOTO] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościMłody mężczyzna pojechał z narzeczoną do Łącka. Tam zobaczyli pięknego mercedesa. On powiedział jej, że jeśli za niego wyjdzie, kupi jej takie auto. Tak zaczęła się przygoda rodziny Macieja Kulasa z mercedesami.

Młody mężczyzna pojechał z narzeczoną do Łącka. Tam zobaczyli pięknego mercedesa. On powiedział jej, że jeśli za niego wyjdzie, kupi jej takie auto. Tak zaczęła się przygoda rodziny Macieja Kulasa z mercedesami.

O motoryzacyjnej pasji
z komandorem Zlotu Mercedesem po Wiśle rozmawiał Tomasz Paszkiewicz

Wiem, że historia przygód z mercedesem w Pańskiej rodzinie jest wyjątkowo ciekawa. Jeśli można, chciałbym, abyśmy zaczęli od Pana rodziców.


Mój ojciec z moją matką byli w Łącku, kiedy byli jeszcze narzeczeństwem. Mój tata podrywał moją mamę, a ona pozwoliła sobie zrobić zdjęcie z nim przy Mercedesie W600. Było to w maju 1965 roku. Tym samochodem ktoś przyjechał do Łącka kupować konie. Prawdopodobnie był to jakiś hodowca z Niemiec. Mój ojciec powiedział mamie „jak za mnie wyjdziesz, to kupię Ci taki”.

Niestety, mimo upływu wielu już lat wciąż nie spełnił obietnicy. Na nieszczęście był to akurat egzemplarz, który w dobrym stanie kosztuje obecnie ponad milion Euro. W późniejszym wieku ojciec dał się „zarazić” Mercedesami i teraz sam jeździ autem tej marki. Oczywiście, dużo nowszym, a jednocześnie tańszym. Kiedy zaczął już jeździć Mercedesami powiedział „zmarnowałem pół życia, nie jeżdżąc Mercedesem”. W naszym mercedesowym towarzystwie jego powiedzenie bardzo się nam wszystkim spodobało.

W tym roku wybieramy się do Stada Ogierów w Łącku na Śniadanie na Trawie. Tym bardziej cieszę się, że udało się w rodzinnym albumie to historyczne zdjęcie zrobione moim przyszłym rodzicom w Mercedesie przed pałacykiem w Łącku, który wiele osób zna z licznych „kreacji” filmowych. Między innymi w „Stawce większej niż życie”. W numerze „Classicauto”, który ukaże się przed zlotem, będzie zamieszczone właśnie to zdjęcie wraz z przedstawieniem całej historii. Uważam, że jestem to winien moim rodzicom. Tym bardziej, że tato też od pewnego czasu uczestniczy w zlotach. Być może ktoś powie, że to jakaś prywata z mojej strony, ale trudno.

Skoro mówimy o marce, która jest przedmiotem naszej rozmowy, trudno nazywać to prywatą.

Co jest niesamowite – w tamtych czasach ten Mercedes pojawiał się w Płocku. W czasach demokracji ludowej nie było praktycznie nic, a taki pojazd jednoznacznie kojarzył się nam wszystkim z „lepszym Światem”. Kiedy jednak i u nas zapanowała demokracja i można mieć wszystko, tylko potrzebna do tego jest forsa, mogliśmy przekonać się sami, że ten „lepszy Świat” wcale taki lepszy nie jest.

Dość ciekawie pierwszy kontakt z Mercedesem wyglądał również w Pana przypadku.
W moim przypadku rzecz miała miejsce już stosunkowo dawno. Tak naprawdę wszystko zaczęło się nie od prawdziwego Mercedesa, ale od modeliku firmy Matchbox. Była to zabawka-sanitarka, którą dostałem od rodziców w lunaparku stojącym wówczas w parku jordanowskim. Pierwszy raz zobaczyłem, że to jest Mercedes. I to był pierwszy sygnał, taka gwiazdka.

A „poważna” historia mojej fascynacji tą marką zaczęła się od zabytkowego modelu, który kupiłem piętnaście lat temu. Wcześniej zajmowałem się wprawdzie zabytkowymi motocyklami i samochodami, ale były to głównie Citroeny. Musiałem się ich jednak pozbyć pod presją małżonki, która powiedziała, że mam się zająć dziećmi, a nie takimi gratami. Kiedy jednak zająłem się dziećmi, udało mi się znaleźć tego właśnie Mercedesa, którego kupiłem. Zastanawiałem się – skoro pojazd z 1964 roku jeździł tak dobrze – jak muszą jeździć nowsze modele. I tak się zaczęło. Oczywiście, ten stary Mercedes wciąż jest z nami, ale pojawiła się również fascynacja nowszymi egzemplarzami. I tak już zostało.

Czy od razu po tym, jak żona kazała zostawić w spokoju „stare graty” czyli citroeny, zainteresował się Pan mercedesami?

Nie. To był zupełny przypadek. Przyjechał do mnie kolega i powiedział „Stary, jeden facet ma do sprzedania takiego starego Mercedesa, który ma bagażnik większy niż silnik od beczki czyli Mercedesa W123. W tamtych czasach znałem tylko dwóch ludzi, którzy jeździli Mercedesami. Nie pomyślałem nawet, że ja mogę być kolejnym. Pojechaliśmy za Płock negocjować. Udało mi się kupić ten samochód za dość duże pieniądze.

Niestety, w tamtych czasach starych zabytkowych samochodów nie było w Polsce za wiele. Sprawa zaczęła się na nowo jak z poprzednimi gratami. Trzeba było ten pojazd doprowadzić do stanu używalności, troszeczkę podreperować. Udało mi się to przy pomocy zaprzyjaźnionych mechaników. Właśnie wtedy zacząłem przekonywać się do Mercedesa. To był pierwszy etap mojej fascynacji tą marką.

A kiedy już wdrożyłem się w ten temat, zacząłem rozglądać się za wariatami podobnymi do mnie. Okazało się, że w Polsce jest paru ludzi, którzy mają stare Mercedesy. Lepsze już gorsze. Udało mi się z nimi skontaktować i zaangażować w organizację pierwszego zlotu, który organizował w Toruniu przez Klub Zabytkowych Mercedesów – Polska. Spodobało mi się, że to zupełnie inny świat, że ludzie są zupełnie inni niż ci wkoło. Najpierw był pierwszy zlot, drugi... Trzeci miał odbyć się w Gdyni, ale koledzy ze Śląska powiedzieli, że nie będą na bezdurno jechać taki kawał.

Stwierdzili, że lepszy byłby zlot gdzieś bliżej. Impreza nad morzem się nie odbyła. A z racji moich kontaktów z mercedesiarzami w Warszawie padło hasło, aby zorganizować coś w Płocku. W ciągu tygodnia wymyśliliśmy, że nie ma problemu. Oczywiście, wyglądało to diametralnie różnie niż teraz. Było zaledwie 14 czy 16 samochodów, w tym dwa z Płocka (jeden mój). Pokazaliśmy Płock, zrobiliśmy rejs statkiem po Wiśle. I rok później nazwa zlotu brzmiała już „Mercedesem po Wiśle”. Wszystkim, którzy przyjechali na pierwszą imprezę, spodobała się ona na tyle, że po roku pojawili się ponownie. A już wcześniej przyznali, że gdyby nie zlot, nigdy nie pojawiliby się w Płocku.

Z roku na rok robiło się coraz ciekawiej. Swego rodzaju fenomenem jest, że ludzie z naszego miasta chwycili temat. Obecnie mam na zlotach nawet 25 płocczan z ich pojazdami.

To, jak uczestnicy kolejnych zlotów oceniają nasze miasto dowodzi, że nie musimy się go wstydzić.
Absolutnie nie. Pokazujemy im Płock przy okazji realizowania naszej wspólnej pasji. A oni są w stanie przyjechać do Płocka na obiad, bo mają tylko półtorej godziny drogi. A przy okazji zapraszają znajomych i krąg ludzi przyjeżdżających do naszego miasta wciąż się dzięki temu poszerza.

Przekonał Pan mercedesiarzy do Płocka, a płocczan do Mercedesów. Wszyscy powinni więc być zadowoleni.
Myślę, że tak. Przede wszystkim zmieniliśmy stereotyp człowieka jeżdżącego Mercedesem. Ludzie zrozumieli, że to nie są buce z zadartymi nosami. Ludzie, którzy mają swoją pasję, chcą się nią dzielić, chcą o niej opowiadać. Przekonaliśmy płocczan, że podczas zlotu można podejść do każdego z uczestników i porozmawiać o ich pasji. Dość ciekawie wygląda przekrój wiekowy uczestników naszej imprezy – od dwudziestolatków do ludzi, którzy ukończyli już siedemdziesiąty rok życia. Uczestnicy zlotu „głosują nogami”. Skoro chcą przyjeżdżać, to znaczy, że im się podoba.

Jak długo zarażał Pan swojego tatę miłością do Mercedesów?
Stosunkowo krótko. Kiedy ja zacząłem jeździć takim autem, zaczął mi zazdrościć. Ale w taki pozytywny sposób. I kiedy organizowaliśmy chyba trzeci zlot, on już bardzo chciał. I niebawem pojawił się ze swoim samochodem. To chyba niezły wynik.

Przy organizacji zlotu nie pracuje Pan sam.
Nie byłoby naszej imprezy gdyby nie duża grupa życzliwych nam ludzi. To lokalne władze, sponsorzy. Tak się dobrze składa, że mam w nich duże wsparcie. Dla organizatorów wielu imprez największy problem to „skąd wziąć pieniądze”. Nam udało się to spokojnie rozwiązać. Duża w tym zasługa lokalnego dilera Mercedesa, firmy Mercedes Polska, a także wielu firm lokalnych i nie tylko.
Liczba samochodów pojawiających się na zlocie rośnie z roku na rok. Ale rośnie również ich atrakcyjność. W tym roku do Płocka przyjedzie kilka zupełnie wyjątkowych aut.

Faktycznie. W tym roku będziemy mieli absolutny rodzynek. Od kilku lat zabiegałem, aby ściągnąć tu mojego kolegę, kolekcjonera z Krakowa, który ma najlepszą w Polsce, a i jedną z najlepszych na świecie, stajnię Mercedesów. W tym roku mi się to udało. Ale co jest jeszcze bardziej interesujące – w tym roku wystartował Rajd Mille Millia. Prawo startu w nim mają tylko te pojazdy, modele których kiedyś brały w nim udział. Nie można jechać autem, które historycznie nigdy tam nie było. Po raz pierwszy w rajdzie, w którym startuje około 400 pojazdów, wystartuje Polak, pan Tadeusz Kozioł. A później tym samym kultowym, Mercedesem 300 SL Gullwingiem, z podnoszonymi drzwiami (Skrzydła Mewy), przyjedzie do Płocka.

Muszę jednak przy tym zaznaczyć, że nasz zlot jest równie demokratyczny jak basen. To, że ktoś przyjechał bardzo drogim autem, nie oznacza, że będzie traktował w sposób szczególny, lepszy niż kolega, który przyjechał autem za pięć tysięcy złotych. Każdy uczestnik zlotu dostanie taką samą nagrodę. Nie ma konkursu elegancji, nie oceniamy kto jest szybszy, a kto piękniejszy. Mamy loterię, ale w niej też wszyscy mogą wziąć udział. I to się ludziom podoba. Dlatego chcą brać udział w tej imprezie.

W pierwszym zlocie brało udział kilkanaście Mercedeesów, a teraz jest ich około siedemdziesięciu.
Tak, ale to nie znaczy, że chcemy, aby z roku na rok było ich więcej i więcej. Z przyczyn czysto organizacyjnych optimum to 50-60 pojazdów. Nie chcemy dopuścić do sytuacji, że trzeba się będzie tłoczyć, czy że braknie miejsca dla kogoś. Tym bardziej, że staramy się być jak najlepiej zorganizowany. Jeśli zapowiadamy, że ruszamy o 13.15, to koła powoli zaczynają się toczyć o 13.13.
Oczywiście, wciąż pojawiają się coraz to nowe, ciekawsze auta.

Niektóre z nich pochodzą sprzed drugiej wojny światowej. Jest sporo kabrioletów, dużo aut z lat 50.-60. Coraz więcej ludzi chce do nas przyjeżdżać, ale nie jestem w stanie robić imprezy na 100 aut, bo byłby zbyt wielki galimatias. Jeśli ktoś wypada z głównej listy zlotowiczów, dobieramy w jego miejsce kogoś z rezerwowej.


Marzy Pan o ściągnięciu do Płocka jeszcze jakichś wyjątkowych okazów?
Tak, oczywiście. Gullwing był spełnieniem pierwszego z moich marzeń. Ale pragnąłbym jeszcze, aby dotarł tu Mercedes 170S. Będą koła, podwozie, silnik, bak i kierownica. Ale bez nadwozia. Będziemy chcieli pokazać ludziom, jak wygląda praca nad przywracaniem takiego auta do sprawności. To druga z perełek, która powinna pojawić się na zlocie. Trzecią będzie – mam nadzieję – piękna wywrotka Mercedesa z lat pięćdziesiątych. A czwarta to Mercedes Benz 200 Special Roadster z 1937 czy 1938 roku Leszka Ficenesa. To piękne, stylowe, dwumiejscowe auto, które było już w Płocku. Z tyłu ma coś, co nazywane jest „ławeczką dla teściowej”. W tym roku będą dwa Adenauery, czyli Mercedesy 300, podobne do tych, którymi jeździł kanclerz Konrad Adenauer . Na pewno będzie na co spojrzeć.

A może na 15. zlot warto byłoby ściągnąć mercedesowskie Papa Mobile?
To auto stoi w Muzeum Mercedesa w Stuttgarcie. Jego ściągnięcie na zlot na pewno byłoby gigantycznym wyzwaniem. Wiem jednak, że w szczególnych przypadkach zdarza się, że Mercedes wypożycza nawet tak cenne i unikatowe pojazdy. Musiałbym w tej sprawie skontaktować się najpierw z Mercedes Polska. Na pewno byłoby to coś specjalnego, bo przecież tym autem papież Jan Paweł II był również w Płocku.

Pańskie zaangażowanie w organizację Zlotu Mercedesem po Wiśle w tym roku zostało docenione nominacją do tytułu Płocczanina Roku. Jak Pan to odebrał?
Nigdy w życiu nie przypuszczałbym, że coś takiego może się w ogóle zdarzyć. Nie wiedziałem, że tak można. Zobaczyłem informację na ten temat, gdy przeglądałem na tablecie różne wiadomości. Szybko pobiegłem do kiosku po gazetę, aby sprawdzić, czy to samo będzie również „na papierze”. I było. To wręcz kosmos. W dodatku odbieram mnóstwo pozytywnych sygnałów w tej sprawie od swoich znajomych.

Dzięki temu zdałem sobie sprawę z tego, że moje działania mają pozytywny odbiór nie tylko wśród miłośników Mercedesa, ale i wśród płocczan. Widocznie doceniają to, że impreza jest dla nich dostępna, że w ten sposób promuję nasze miasto. Myślę, że w tym roku atrakcji będzie naprawdę sporo. Będziemy mieli między innymi wspaniały jubileuszowy koncert, otwarty dla wszystkich chętnych. Mam nadzieję, że dobór artystki, która wystąpi, towarzystwo pięknych aut, Stary Rynek i fontanna – to wszystko zagra idealnie. Dodam jeszcze, że w tym roku spodziewamy się również gości z zagranicy – z Danii, Holandii, z Białorusi, Gruzji. A to oznacza, że będziemy mogli promować Płock również za granicą.

Dziękuję za rozmowę

O tegorocznym Zlocie Mercedesem po Wiśle czytaj tutaj:


Drogocenne ślicznotki przyjadą do Płocka


Zdjęcia z roku ubiegłego oglądaj tutaj:

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE