reklama

Ochroniarze brutalnie wyrzucili nas z klubu

Opublikowano:
Autor:

Ochroniarze brutalnie wyrzucili nas z klubu - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości- Ochroniarze wzięli nas pod pachę i po prostu wyrzucili za drzwi, brata spoliczkowali, a kuzynkę opluli, zupełnie za nic! - wspomina swoje wyjście do klubu w towarzystwie kuzynostwa nasza czytelniczka. - Największy żal mamy do policji. Przyjechali, spisali nasze dane, a ochroniarzy nawet nie wylegitymowali…

- Ochroniarze wzięli nas pod pachę i po prostu wyrzucili za drzwi, brata spoliczkowali, a kuzynkę opluli, zupełnie za nic! - wspomina swoje wyjście do klubu w towarzystwie kuzynostwa nasza czytelniczka. - Największy żal mamy do policji. Przyjechali, spisali nasze dane, a ochroniarzy nawet nie wylegitymowali…

Pani Joanna ma 36 lat, jest lekarką. Rzadko kiedy wychodzi do klubu czy pubu, bo wiadomo: dom, praca, dwoje dzieci, chroniczny brak czasu. Tym bardziej jej przykro, że ostatnie wyjście w towarzystwie siostry, kuzynki i dwóch braci ciotecznych skończyło się tak nieprzyjemnie. Jak opowiada, wszystko rozegrało się w nocy z soboty na niedzielę w przedostatni weekend września w klubie „12”. - Już wychodziliśmy, było ok. 2 w nocy, jeden z ochroniarzy podawał siostrze ubrania z szatni, drugi stał przy wyjściu - opowiada płocczanka. - Siostra zapytała, który to mój parasol, nie pamiętałam, który wzięłam, czy szary czy zielony, a w domu mam i taki, i taki.

To właśnie nieszczęsny parasol rozpętał całą awanturę. - Ochroniarz zakpił „jak można nie pamiętać, jaki się miało parasol?”, a kuzynka stojąca obok zażartowała do mnie po cichu, że niektórzy faceci nie pamiętają, by raz na tydzień zmieniać majtki. Niestety, usłyszał to ochroniarz stojący przy drzwiach, no i się zaczęło - relacjonuje pani Joanna. - Kuzynka tłumaczyła, że to nie było do niego i żeby nie brał tych słów do siebie. Zaczął mówić do nas per „ty”, więc kulturalnie zwróciłyśmy uwagę, żeby odnosili się do nas z szacunkiem, grzeczniej. Na to złapali kuzynkę pod ramię i po prostu wypchnęli za drzwi, potem mnie, krzycząc „wypierd…”. Kuzynkę opluli. Widząc, co się dzieje, podbiegł kuzyn, dostał dwa razy prosto w twarz z otwartej dłoni. W tej sytuacji siostra poszła do baru i poprosiła kelnerkę, żeby wezwała właściciela. Kelnerka podeszła do starszej kobiety stojącej za barem, przekazała prośbę siostry, na co ta powiedziała: "powiedz, że go nie ma". Nagle siostra zauważyła mężczyznę stojącego obok, w którym rozpoznała właściciela. Przekazała mu, co się dzieje przy drzwiach. Nie dość, że nie zareagował, to kazał siostrze wyjść. Gdy skierowała się w stronę wyjścia, ochroniarz podniósł ją do góry i wyrzucił za drzwi.

Na zewnątrz zadzwoniły po policję. - Przyjechało dwóch policjantów, żaden się nie przedstawił, jeden spisywał naszą relację i dane, drugi poszedł na górę - opowiada czytelniczka. - Gdy wrócił, powiedział tylko, że możemy zawiadomić prokuraturę z powództwa cywilnego i że ochroniarze nie chcieli się wylegitymować, a on ich siłą nie może do tego zmusić. I odjechali.

Pani Joanna nie ukrywa rozżalenia. - Bardzo źle się z tym wszystkim czuję, w głowie mi się nie mieści, że można tak potraktować swoich gości i że policja tak się zachowała - mówi.

Mimo nalegań, właściciel klubu nie chciał z nami rozmawiać na temat tego incydentu. W krótkiej rozmowie podkreślił tylko, że nie daje wiary relacji naszych czytelników, ponieważ pracujący w lokalu ochroniarze to osoby z 30-letnim doświadczeniem zawodowym, które bardzo trudno jest sprowokować i wyprowadzić z równowagi. Jego zdaniem, o tym, że nic się nie stało, świadczy również fakt, że na miejsce przyjechała policja i nie znalazła podstaw, by podjąć jakiekolwiek kroki wobec ochroniarzy.

Dlaczego policja nawet nie spisała ochroniarzy?

Rzecznik płockiej komendy potwierdza, że interwencja miała miejsce i faktycznie pracownicy ochrony klubu odmówili podania swoich danych osobowych. - Dyżurny otrzymał zgłoszenie 23 września przed 2.00 w nocy i rzeczywiście dotyczyło ono brutalnego wyprowadzenia z lokalu grupy osób - relacjonuje Krzysztof Piasek. - Funkcjonariusze sporządzili notatkę służbową i ze względu na charakter doznanych obrażeń pouczyli zgłaszających, że mają prawo do złożenia zawiadomienia z oskarżenia prywatnego.
Krzysztof Piasek potwierdza również, że policja faktycznie nie wylegitymowała ochroniarzy. - Mężczyźni odmówili podania swoich danych, w związku z czym toczy się wobec nich postępowanie o wykroczenie z art. 65 Kodeksu Wykroczeń - wyjaśnia rzecznik policji.

Czyli jeśli obywatel powiedzmy pijący piwo w parku odmówi wylegitymowania się policjantowi, jest zabierany na komendę, a w trakcie interwencji, gdzie zgłaszają się pokrzywdzeni, nie? - Każda sytuacja jest inna, policjant legitymujący obywatela np. w parku nie ma możliwości ustalenia w inny sposób jego tożsamości, tu natomiast mamy do czynienia z zatrudnionymi w klubie pracownikami ochrony, których dane łatwo jest ustalić - tłumaczy Krzysztof Piasek. - Funkcjonariusze rozmawiali z ochroniarzami przez zamknięte drzwi, użycie siły wiązałoby się z koniecznością ich wyważenia. Nie było podstaw do tak zdecydowanych kroków. Proszę pamiętać, że policjanci podczas interwencji nie mogą kierować się emocjami, muszą postępować zgodnie z literą prawa, inaczej łatwo dopuścić do sytuacji albo przekroczenia uprawnień, albo niedopełnienia obowiązków.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE