Podczas zwołanej przez detektywa Krzysztofa Rutkowskiego konferencji prasowej jedna z licealistek wyznała, że jej rówieśnicy rozsiewają plotki: rozpowiadają między sobą, że to ona widnieje na pornograficznym nagraniu zamieszczonym w sieci. Młoda dziewczyna kategorycznie odpiera zarzuty i mówi, że plotka zrujnowała jej życie.
Konferencję zwołano wczoraj. Po to - by jak mówiono - przestrzec innych nastolatków, ich rodziców i nauczycieli. Był detektyw Rutkowski, dwóch bodyguardów, czarne okulary i kominiarki. I zwierzenie, do czego może doprowadzić taka plotka.
- Niedawno zmieniłam liceum, przeniosłam się z Małachowianki do Jagiellonki - opowiadała 18-letnia Martyna. - Po dwóch dniach dotarły do mnie informacje, że jest film rzekomo z moim udziałem. Wiedziałam, że to nie ja, dlatego starałam się dać sobie z tym radę. Rozmawiałam z rodzicami, ale myślałam, że takie sytuacje się zdarzają. Starałam się z tym żyć, aż film rozniósł się piorunująco po całym Płocku i dotarł do mojej miejscowości. Wszędzie byłam obrażana, wytykana palcami, nękana psychicznie - opisywała i podkreśla, żeby nie łączyć zmiany szkoły ze sfingowanym filmem.
Jak wskazuje, na filmie nie widać żadnej twarzy, jest jedynie dziewczyna o podobnej figurze i kolorze włosów. A jednak, większość jej rówieśników miało uwierzyć, że to właśnie dziewczyna jest bohaterką nagrania. - Mogłoby mnie tu nie być - ostrzegała.
Również detektyw Rutkowski, który pomaga rodzinie, przestrzegał, że dzięki silnej osobowości dziewczyny i wsparciu rodziców, udało się uniknąć tragedii. Niestety, nie każdy nastolatek postawiony w takiej sytuacji, wyjdzie z niej obronną ręką. Konferencja miała służyć przestrodze innych i wyjaśnieniu, że to nie licealistka jest bohaterką sekstaśmy.
Rodzice dziewczyny zgłosili sprawę na policję.
- 23 marca wpłynęło do nas zgłoszenie, a następnego dnia przekazaliśmy sprawę do sądu. Takie przestępstwa ścigane są z oskarżenia prywatnego - potwierdził Krzysztof Piasek, rzecznik płockiej policji.
Detektyw Rutkowski twierdzi, że jego biuro wytypowało już sprawcę, jednego z uczniów Małachowianki, ale dalsze działania pozostawia policji. - To jest zwykłe dziadostwo. Nie bójcie się, idźcie do rodziców, nauczycieli, policji. Nie ma przyzwolenia na takie działanie - mówił Rutkowski.
Jak przyznała sama pokrzywdzona, ona nie interweniowała ani u dyrekcji, ani nauczycieli poprzedniej szkoły, którą zmieniła, zanim dowiedziała się o nagraniu, a w nowej chciała zacząć wszystko od początku.
- Nie dotarły do nas żadne sygnały w związku z tą sprawą - zapewnia Małgorzata Góralska, dyrektorka Małachowianki. - Uczniowie w trakcie roku mają prawo zmienić placówkę i to w naszej szkole jest normalne. Uczennica przy przenosinach nie wskazywała jako powód prześladowania ze strony rówieśników.