reklama

Kto zabił Justynę? Zeznają świadkowie

Opublikowano:
Autor:

Kto zabił Justynę? Zeznają świadkowie - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościTłum przed salą rozpraw, później łzy, ogromne napięcie, czasami niekontrolowane wybuchy emocji, delikatnie tonowane przez sąd – tak wyglądała pierwsza rozprawa przeciwko Andrzejowi R., oskarżonemu o to, że w czerwcu uderzył autem w dwójkę nastolatków w Niesłuchowie w gminie Bodzanów.

Tłum przed salą rozpraw, później łzy, ogromne napięcie, czasami niekontrolowane wybuchy emocji, delikatnie tonowane przez sąd – tak wyglądała pierwsza rozprawa przeciwko Andrzejowi R., oskarżonemu o to, że w czerwcu uderzył autem w dwójkę nastolatków w Niesłuchowie w gminie Bodzanów.

Ta sprawa od miesięcy bulwersuje lokalną społeczność, bo właściwie już od pierwszych chwil po tej tragedii pojawiały się głosy, że policja zatrzymała osobę, która nie jest sprawcą wypadku w Niesłuchowie. Chodzi o 50-latka, który - jak sam twierdzi - kierował tragicznego 16 czerwca br. volkswagenem vento, uderzył w dwoje nastolatków i uciekł z miejsca zdarzenia, po czym dopiero na drugi dzień zgłosił się na policję. Poza nim w aucie miały znajdować się jeszcze trzy osoby. Mimo że sąd przychylił się do wniosku prokuratora i mężczyzna został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące, świadkowie i członkowie rodzin ofiar - 16-letniej Justyny Krzemińskiej z gm. Bodzanów, która w wyniku obrażeń zmarła w szpitalu i jej o rok starszego kolegi Pawła z gm. Wyszogród, któremu udało się przeżyć groźny wypadek, są niemal przekonani, że tego strasznego dnia za kierownicą nie siedział mężczyzna, który się do tego przyznaje, lecz jego syn Adrian.


We wrześniu o kolejne miesiące wydłużono areszt tymczasowy dla 50-latka, a w październiku  - ponieważ opinie biegłych i zgromadzony materiał dowodowy nie przyniosły radykalnych zmian w dotychczasowych ustaleniach - prokurator wniósł do sądu akt oskarżenia przeciwko Andrzejowi R. Dziś, w poniedziałek, w Sądzie Rejonowym w Płocku odbyła się pierwsza rozprawa przeciwko oskarżonemu. Sąd wezwał kilkunastu świadków, większość to niepełnoletni koledzy i koleżanki zmarłej Justyny Krzemińskiej oraz Pawła Z., więc stawili się z rodzicami. Paweł wciąż nie chodzi, na salę wjechał na wózku. Byli też rodzice nastolatki i Pawła, a także żona oskarżonego z córką i synem Adrianem. Na salę rozpraw Andrzej R. wszedł w kajdankach w towarzystwie policjantów, w ławce został rozkuty.


50-latek  jest murarzem. Ma dwójkę pełnoletnich dzieci, nie był karany, nie posiada żadnego majątku. Oświadczył, że ma syna na utrzymaniu, a po chwili okazało się, że … u niego pracuje. - Jak to? Dziwiła się sędzina. - Pracuje pan u syna i utrzymuje go?


Żona oraz 25-letnia córka oskarżonego odmówiły składania zeznań, ale pozostały na sali w roli widowni. Andrzeja R. oskarżono o spowodowanie wypadku, ucieczkę z miejsca zdarzenia i nieudzielenie pomocy poszkodowanym. - Przyznaję się tylko do spowodowania wypadku - mówił dziś Andrzej R. - Przepraszam poszkodowanych i ich rodziny, wiem, co stracili, sam mam dzieci. Strasznie przepraszam.


W tym momencie nie wytrzymał Paweł i coś krzyknął do oskarżonego ze łzami w oczach. Sędzina zapytała, czy chłopak na pewno chce brać udział w rozprawie, bo to budzi ogromne emocje. - Przepraszam, chcę – zapewnił 17-latek, uczeń drugiej klasy LO w Wyszogrodzie.


Andrzej R. odmówił składania wyjaśnień, oświadczył, że będzie odpowiadał tylko na pytania swojego obrońcy. Opowiedział, jak to było feralnego czerwcowego dnia: - Jechałem trzeźwy wieczorem, choć w dzień wypiłem dwa piwa. Padał deszcz, było ciemno, latarnie się nie świeciły. Miałem podwieźć syna i jego dwóch kolegów na dyskotekę do Blichowa. Mieliśmy jechać przez Niesłuchowo do Reczyna zatankować. Nie wiem, skąd się wzięły te osoby na drodze, nie widziałem ich, od razu było ”bach” i już. Byłem w szoku, chłopaki wyszli z auta, powiedzieli, żebym jechał, a oni zadzwonią po karetkę. Pojechałem do domu.


Swoją wersję wydarzeń opowiedział także - siedząc na wózku - Paweł. Mówił powoli, nieraz z trudem, bo emocje wracały. Nie wszystko pamiętał, sporo szczegółów różniło się od tych, które podał po wypadku w szpitalu. - Wtedy byłem w szoku, ale pracuję z panią psycholog, więc z czasem sporo rzeczy wraca, powoli się układa w całość – tłumaczył nastolatek. Nie wie, kto był w aucie, bo gdy w niego uderzyło, zaczął tracić przytomność, potem widział jakieś osoby, ale nie rozpoznał ich. - Ale auto odjechało z piskiem opon, to wiem na pewno – dodał. W piątek czeka go operacja w Otwocku, z nogami jest źle, a końca leczenia nie widać. Nawet na twarzy widać jeszcze ślady po wypadku. Codziennie rodzice wożą go autem do szkoły, później przywożą.


Biegła, obserwująca rozprawę, oświadczyła, że widzi potrzebę szybkich badań psychologicznych Pawła, bo zaistniały wątpliwości, czy wszystko pamięta w związku z doznanymi obrażeniami i wpływem wypadku na jego psychikę. Rodzice Pawła wyrazili zgodę.  - Na jaką okoliczność te badania?  - próbował dowiedzieć się od biegłej obrońca oskarżonego Jarosław Trzaska. - Nie może pan przesłuchiwać biegłego - pouczyła go sędzina, błyskawicznie przerywając próbę konwersacji. 


Salę rozpraw wypełnił smutek i żal, gdy zeznawał ojciec Justyny, 40-letni Bogusław Krzemiński., hydraulik. Z trudem powstrzymywał emocje, opowiadał o tragicznym wieczorze i dniu następnym. - Gdy w niedzielę rano byliśmy u córki w szpitalu, ten pan z żoną przyjechali tam i próbowali nam bezczelnie wmówić, że to oni jeszcze z dwoma osobami jechali tym autem, że właściwie to nie wiedzą, co się stało! Jak w całej okolicy już huczało od informacji, jak było naprawdę, przecież dzieci tuż po wypadku widziały na miejscu czterech mężczyzn, a nie jakieś kobiety. Przecież Adrian  przyznał się policji, że to on kierował, ale potem odwołał te zeznania! Dzieci nie widziały w aucie żadnego starszego mężczyzny. A skąd podejrzenia, że to Adrian? 90 procent naszego społeczeństwa jest tego zdania, znany jest w okolicy: alkohol,narkotyki, burdy z kolegami. Nawet po pogrzebie Justyny dalej przesiadywali z alkoholem na przystanku.


- Czy przyjmuje Pan przeprosiny oskarżonego? - pytał ojca Justyny obrońca Andrzeja R.

- Nie.

- Dlaczego?

- W ten sposób cywilizowani ludzie się nie zachowują. Nie mają żadnych uczuć. Rozjechali dwójkę młodych, niewinnych ludzi jak psy. Gorzej, bo potrąconemu psu się pomaga. A ich zostawili na pastwę losu. Trzeźwy człowiek odjeżdża z miejsca takiego wypadku? Zabijając moją córkę, zabili część nas, mojej rodziny. Justyna była uzdolniona sportowo, fotograficznie, miała mnóstwo marzeń. Nigdy nie będę już spokojny, zdrowy. Podobnie moja rodzina. Żonie jakby przybyło z 15 lat.  Córka Karolina zrezygnowała ze szkoły muzycznej, nie wytrzymała emocjonalnie, opuściła się w nauce w liceum. Jak się czujemy? Słowami nie da się tego opisać. Nie, nie przyjmuję tych przeprosin.


Na kolejnych rozprawach zeznawać będą następni świadkowie z długiej listy.

Czytaj też:








 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE