Imiona, nazwiska, numery dowodów osobistych i PESEL, dane o miejscu zamieszkania, czyli dane chronione, mógł poznać w zasadzie każdy, kto wybrał się na spacer do lasu. Płocka prokuratura właśnie zakończyła śledztwo.
Wystarczyło wyciągnąć rękę po dokumenty. Leżały sobie w lutym 2017 roku na dzikim wysypisku śmieci upchnięte do worków na śmieci w Brwilnie. Jak wówczas dowiedzieliśmy się od rzecznika płockiej policji, Krzysztofa Piaska, łącznie było siedem worków. Znalezione dokumenty okazały się głównie skierowaniami na badania. Można było bez najmniejszego problemu pozyskać dane personalne. Pisaliśmy o tym:
[ZT]14476[/ZT]
Dochodzenie dotyczyło Ireny Ż., podejrzanej o doprowadzenie do ujawnienia danych wrażliwych:
- Podejrzanej o to, że w nieustalonym dniu, ale nie później niż 07 lutego 2017 r. w Płocku jako administrator zbioru danych osobowych i osoba odpowiedzialna za ochronę tego zbioru, poprzez udostępnienie zbioru osobie nieupoważnionej, doprowadziła do porzucenia dokumentów zawierających dane personalne wielu osób w miejscu powszechnie dostępnym – wyjaśniają w płockiej prokuraturze.
Ustawodawca przewiduje odpowiedzialność karną za udostępnianie zbioru danych osobom nieupoważnionym (zgodnie z Ustawą o ochronie danych osobowych): Kto administrując zbiorem danych lub będąc obowiązany do ochrony danych osobowych udostępnia je lub umożliwia dostęp do nich osobom nieupoważnionym, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Jeżeli sprawca działa nieumyślnie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Kobieta nie przyznała się do winy. Zabrakło danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia danego czyny. Ostatecznie prokurator rejonowy zdecydował pod koniec 2017 roku o umorzeniu dochodzenia „wobec braku podstaw do skierowania przeciwko podejrzanej aktu oskarżenia do sądu”.