reklama

Kobiety S. Świata nie zmienią ciućmoki

Opublikowano:
Autor:

Kobiety S. Świata nie zmienią ciućmoki - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościMamy pełno historii brodaczy i wąsatych wojowników, ale gdzie są historie kobiet? Zapisano gdzieś ołówkiem na marginesie. - Blakną, bo nie zostały zapisane poważnie – mówiła jedna z bohaterek filmu poświęconego kobietom z Solidarności. O ich roli dyskutowały panie w kinie Przedwiośnie.

Mamy pełno historii brodaczy i wąsatych wojowników, ale gdzie są historie kobiet? Zapisano gdzieś ołówkiem na marginesie. - Blakną, bo nie zostały zapisane poważnie – mówiła jedna z bohaterek filmu poświęconego kobietom z Solidarności. O ich roli dyskutowały panie w kinie Przedwiośnie.

Była to druga odsłona cyklu "Portrety kobiet" w NovymKinie Przedwiośnie, organizowanego przez Stowarzyszenie "Czas Kobiety" we współpracy z kinem przy Tumskiej. Ponownie towarzyszył mu mały kiermasz z rękodziełem. Tym razem około setki widzów w różnym wieku obejrzało portrety bohaterek, które dla dobra sprawy na szali położyły własne życie. – Jak odzyskać te historie porastające mchem? – zastanawiała się narratorka filmu „Solidarność według kobiet”, Marta Dzido. – W jaki sposób je dobrze opowiedzieć? – rozważała. Wygląda na to, że razem z reżyserem Piotrem Śliwowskim znaleźli ten sposób.

- Ten film powstał dla historii, które nie zostały jeszcze wysłuchane – tłumaczyli twórcy widzom już po seansie. – Cały czas ekranowy chcieliśmy oddać kobietom, panowie już ten okres komentowali wielokrotnie.

- Dla nas to było niewyobrażalne, że tego wszystkiego, co się wydarzyło, miałby dokonać jeden mężczyzna – nie dowierzała Dzido, chociaż nazwisko Lecha Wałęsy z ich ust nie padło ani razu. Czy Wałęsa wiedział o powstaniu filmu? – Nie wiemy – rozwiewali wątpliwości widzów dopiero w trakcie pytań z sali. – Nie zwracaliśmy się także do niego po pomoc.

Gdzie te kobiety „Solidarności”...

W niemal dwugodzinnej produkcji pojawia się jedna kobieta za drugą. Wszystkie spaja historia Solidarności, którą poznajemy z ich perspektywy. - Jaki jest właściwie sens waszego filmu? – próbowała dociec jedna z jego bohaterek, Barbara Labuda. – Wie pani, kiedy senator Józef Pinior wspomniał o „matkach demokracji”, połowa mężczyzn obecnych na sali wybuchnęła śmiechem – opowiadała w stronę kamery. - Kobiety wciąż nie mają odwagi wchodzić do polityki. Określenie „przywództwo” przylgnęło do mężczyzn.

Zaledwie kilka kadrów później patrzymy na wydarzenia z 1956 roku. – Siedzieliśmy w krzakach. Nie wierzyliśmy, że do ludzi można strzelać – wspominała Jadwiga Staniszkis.

Później były studenckie protesty w 1968 roku. – Załapałam się na jedno uderzenie pałką. Później w wannie obserwowałam, jak granatowy kolor wychodzi na wierzch – mówiła tym razem Anna Dodziuk.

Jeszcze później narodził się Komitet Obrony Robotników. – Ludzie spotykali się w mieszkaniach, żeby rozmawiać o niezależnej polityce – opowiada dalej Dodziuk.

Kolejna bohaterka, Joanna Duda-Gwiazda, wspomina strajk w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku. – Nie dzieliliśmy ludzi na tych, co mają tylko wykonywać polecenia i takich do wyższych celów. Wszyscy byliśmy partnerami - zapewniała. Jej zdaniem rola kobiet była nie do przecenienia. – Ale czy kobiety liczyłyby się na pozycji przywódcy? – tu już miała pewne wątpliwości. – Anna Walentynowicz (ta sama, która później twierdziła, że została wyrolowana przez mężczyzn, a jej sąsiadka wspomina ją w filmie jako "autentyczną solidarnościówę", prawą i nieugiętą) sama nie chciała – odpowiadała po chwili ciszy.

Wtedy Lech Wałęsa zawiadamia o zakończeniu strajku. Alina Pienkowska pamiętała, jakie zrobiło się wtedy zamieszanie. Robotnikom towarzyszyło poczucie rozgoryczenia. Wówczas do akcji miały wkroczyć trzy kobiety, Pienkowska, Anna Walentynowicz i Ewa Ossowska. Razem doprowadziły do ponownego zamknięcia bram stoczni dla dobra robotników z mniejszych zakładów pracy, aby strajk nie przygasł. Tylko gdzie się podziała Ewa Ossowska? Jaka była jej rola? – Ją wygumkowano z historii – uznała Joanna Gwiazda. – To jej uroda zatrzymała w stoczni młodych robotników, ale jakoś tak szybko po strajku zniknęła.

Te same wydarzenia wspominała Henryka Krzywonos. – Bardzo się bałam. To było niczym w wyliczance młodej dziewczyny „kocha, nie kocha”, tylko u mnie szło inaczej, „stanę, nie stanę”. A jednak zjechałam. Okazało się, że strajk się kończy. Ewa Ossowska? Widziałam ją tylko przez chwilę – mówi.

Jadwiga Staniszkis Ossowskiej nie kojarzyła. – Włożyłam wtedy najlepsze ciuchy, takie, co się nie gniotą – zmieniła temat. - Kobiety wtedy nie pchały się na pierwszy plan, ale na ich barkach spoczywało mnóstwo rzeczy.

Tymczasem okazało się, że tajemnicza Ewa Ossowska później wyjechała z Polski z powodu braku pracy. – W jednej ręce trzymałam rączkę mojej 4,5 letniej córeczki, a w drugiej małą walizeczkę. Bilet był tylko w jedną stronę. Ale wtedy, w tej stoczni myślałam, że to wszystko pójdzie innym torem, skoro mieliśmy tak wielkiego przywódcę. Zaufaliśmy mu – odnosiła się do Lecha Wałęsy, z którym widać ją na wspólnym zdjęciu.

Świat zmieniają fighterzy, a nie ciućmoki

Po tragicznych wydarzenia w kopalni "Wujek" powstała tzw. Damska Grupa Operacyjna. – Mężczyzn zamknęli, a zanim reszta się odnalazła, kobiety zdążyły już zorganizować struktury – opowiadano o początkach powstania podziemnego "Tygodnika Mazowsze" (funkcję redaktora naczelnego pełniła Helena Łuczywo). Konspiracja dawała im ogromne poczucie satysfakcji. Istniało też warszawskie radio "Solidarność". – Miało nie być pompatycznie, stąd ta „Siekiera motyka” w podkładzie – wyjaśniała Zofia Romaszewska, pełniąca rolę spikierki. Już przy drugiej audycji milicja wzięła się ostro do roboty, aby ich zdekonspirować (z powodzeniem).

Ale na walkę trzeba było za każdym razem znajdować inny sposób. - Udawałam słodką idiotkę, durną jak but – zaśmiewała się Jadwiga Chmielewska. – Żeby wtedy walczyć, trzeba było mieć wizję i chcieć zmian. Świat zmieniają tylko fighterzy, a nie jakieś ciućmoki.

Męża Barbary Labudy internowano. Została sama z dzieckiem. – Kiedy przepraszałam syna, że nie mam dla niego czasu, on powiedział mi, że mam dwoje dzieci, jego i Solidarność.

Ewa Kubasiewicz: Gdyby mnie syn zapytał, co zrobiłam w PRL-u, chciałam mu móc spojrzeć w oczy (ona sama po procesie pokazowym trafiła za kratki na 10 lat, jej syn, „tylko dlatego że nim był”, dostał 3 lata do odsiadki). Aż nadszedł Okrągły Stół, którego żadna z bohaterek filmu nie oceniła jednoznacznie (dla Joanny Gwiazdy z punktu widzenia związków zawodowych to była katastrofa).

Ale co z tymi kobietami? Jako jedyna zasiadła do niego wtedy Grażyna Staniszewska. – Kobiety nie potrafiły wtedy dostrzec swojego potencjału. To było nasze marnotrawstwo. Mężczyźni myśleli o swoich kolegach, natomiast żaden z nich o kobietach.

Janina Jankowska, która wydała książkę z rozmowami z ludźmi „Solidarności” ("Portrety niedokończone. Rozmowy z twórcami "Solidarności" 1980-1981"), nie wiedziała, z jaką kobietą miałaby rozmawiać. W jej książce znaleźli się wyłącznie mężczyźni. – Nie dostrzegłam takiej z wizją. Przez Joannę Gwiazdę widziałam tylko jej męża, Andrzeja. Ale z drugiej strony bez kobiet nie byłoby podziemia. Robią robotę, ale nie wchodzą do władz. Nie zaproszono ich. Była tylko Grażynka, kurczę Jakbyśmy wyraziły zgodę, że jesteśmy sztabem usługowym. To jest bez sensu – skonstatowała „na gorąco”.

W ten sposób wychodzi na to, że to kobiety same się wyrolowały. Najlepiej pokazuje to przykład naszej początkowo zaginionej Ewy Ossowskiej. W ostatnich kadrach chodzi po terenie byłej stoczni i wspomina. Mówi, że kiedy sprawa została załatwiona, wolała zostać na tyle z robotnikami. Na płocie wisi zdjęcie samego Lecha Wałęsy z rękoma uniesionymi w geście zwycięstwa, chociaż to ona początkowemu mu towarzyszyła. – Przyjdzie moment, że powiesimy to zdjęcie – zapewniła bardzo cichym głosem. Zdjęcie, gdzie są razem.

A po filmie…

Film Piotra Śliwowskiego i Marty Dzido powstał z pieniędzy społecznych (w ramach tzw. crowfundingu). Na produkcję zebrali 30 tys. zł. – Jednak już po roku pracy wyczerpaliśmy wszystkie środki. Kiedy zwracaliśmy się do różnych instytucji, usłyszeliśmy, że robimy pretensjonalny film z gotową tezą, któremu bliżej do telewizyjnego reportażu. Podjęliśmy decyzję, aby poprzez media spróbować dotrzeć do ludzi, aby sami ocenili, czy warto go kontynuować. Zebraliśmy kolejne fundusze i to nawiązką. Wtedy te same instytucje zaczęły się do nas zgłaszać (w tym IPN), ale nam udało się zrobić ten film zupełnie niezależnie.

Momentami szło jak po grudzie. W trakcie prac dowiedzieli się o istnieniu materiału zarejestrowanego przez zagranicznych korespondentów z opuszczania przez internowane kobiety ośrodka w Gołdapi. – Miały wyjść 22 lipca 1982 roku, ale część z nich postanowiła to zrobić dwa dni później. To unikalny materiał, ponieważ wszystkie znane dotyczą mężczyzn – opowiadali. BBC potwierdziło, że w jego posiadaniu jest stacja amerykańska. Niestety jego udostępnienie wiązało się z wysoką opłatą (15 tys. dolarów, ostatecznie uiszczono 9). Za prawa do materiału zapłacił Kongres Polonii Amerykańskiej. Jednak w dalszym ciągu nie udało się zidentyfikować wszystkich pań widocznych na nagraniu.

Ale czy te kobiety miały jakieś zdolności przywódcze? Wizję świata bez PRL-owskich naleciałości? – W filmie nie jest to jasno powiedziane – uważała Iwona Wierzbicka, jeszcze niedawno kandydatka na prezydenta Płocka.

 – Tyle że to one tworzyły gazetę, radio "Solidarność", widzimy je ramię w ramię z mężczyznami podczas strajku w Stoczni Gdańskiej – przekonywała Dzido. - W kluczowym momencie z ich inicjatywy robotnicy nie rozjeżdżają się po swoich zakładach pracy. One nie siedziały na zapleczu, nie robiły kanapek.

- Na końcu widzimy każdą z nich wraz z informacjami, kim była, co robiła. Aby pokazać zaledwie jednominutową rozmowę, nieraz z bohaterką spędzaliśmy 2, może 3 dni – dodawał Śliwowski. Nakręcili mnóstwo materiału. To, czego nie wykorzystali, trafi do archiwum Ośrodka Karta oraz do Narodowego Archiwum Cyfrowego. Pewne wątki zostaną też dopowiedziane w książce, którą planują. Ta powinna ukazać się najpóźniej w sierpniu tego roku. – W filmie świadomie zrezygnowaliśmy z wątku obyczajowego, finansowego i agenturalnego – przyznawał reżyser obrazu.

O głos poprosiła płocczanka, Maryla Korda, aby przypomnieć, że struktury „Solidarności” istniały także w Płocku. – Do mojego mieszkania wpadło 8 potężnych mężczyzn z bezpieki. Wtedy jeden z nich kazał córce zamknąć mordę. Moja mama, która wróciła ze sklepu, starsza pani z laską, patrzyła na ten kipisz. Na te wszystkie rzeczy powyrzucane z regału i zaczęła krzyczeć, że to wojna i przyszło gestapo. Jeśli pytacie o kobiety, to nie wszystkie potrafią się odpowiednio wyeksponować – i na koniec podziękowała twórcom filmu za przywrócenie jej wiary w młodych ludzi, którą już zdołała utracić.

Fot. Portal Płock

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE