Jezioro Zdworskie, największe jezioro na Mazowszu - dosłownie znika w oczach. Mieszkańcy i turyści z przerażeniem patrzą, jak linia brzegowa na plażach w Koszelówce, Zdworzu czy Matyldowie coraz bardziej cofa się w głąb jeziora. Tymczasem urzędnicy tylko rozkładają ręce.
Jezioro Zdworskie to chluba okolic Płocka. Malownicze, rozległe i przede wszystkim największe na całym Mazowszu. Szacuje się, że powierzchnia wody sięga nawet 343 hektarów.
Jednak z roku na rok jego stan się pogarsza, a teraz gołym okiem widać, że jest już naprawdę źle. W ubiegłym roku wody było już tak mało, że aby przepłynąć się choć kawałek, trzeba było przejść kilkadziesiąt metrów w głąb jeziora. Jednak nawet po dotarciu niemal do połowy zbiornika od pływania skutecznie odstraszała gęstwina wodorostów niebezpiecznie oplatających brzuch, nogi i ręce.
To właśnie wiosną ubiegłego roku fatalnym stanem jeziora zainteresował się Wojciech Masłowski, który przeprowadził się tam z Płocka.
– Przykro było patrzeć na postępującą degradację tego wyjątkowego zbiornika – wspomina w rozmowie z nami.
Pół metra wody mniej
Pierwsze kroki skierował do Urzędu Gminy Łąck. Od urzędników dowiedział się o porozumieniu podpisanym we wrześniu 2004 roku w sprawie renaturyzacji łąckich jezior – Górskiego, Ciechomickiego, Łąckiego Małego i Dużego oraz właśnie Zdworskiego.
Wszystkie one mocno ucierpiały podczas suszy w 2003. W wyniku ówczesnej katastrofy ekologicznej z jezior ubyło aż 1,5 mln m3 wody. Zbiorniki zaczęły zarastać, masowo zdychały ryby, zwłaszcza węgorze, trzeba było zamykać kąpieliska.
Katastrofa dotknęła zwłaszcza Jezioro Zdworskie – największe, ale i dość płytkie. Poziom wody obniżył się tam o blisko pół metra!
Więcej wody, bariery przeciw sinicom i małże
Dla wszystkich było wtedy jasne, że trzeba ratować jezioro. Dlatego specjalne porozumienie podpisane przez m.in. marszałka województwa mazowieckiego, wojewodę mazowieckiego, starostę powiatu płockiego, włodarzy Łącka, Gąbina i Płocka oraz innych zakładało ochronę i rekultywację jeziora. Koordynację prac powierzono Wojewódzkiemu Zarządowi Melioracji i Urządzeń Wodnych w Warszawie.
W ramach ratowania jeziora m.in. przepompowywano specjalnym rurociągiem wodę z kanału Dobrzykowskiego, wykaszano trzciny i wywożono je poza ekosystem jeziora (w ciągu 8 lat wywieziono 12 ton takiej suchej masy), wykonywano bariery ze słomy jęczmiennej zabezpieczające jezioro przed sinicami, odmulano jezioro, co poprawiało cyrkulację wody, a nawet zamontowano specjalne moduły wykonane z rur PCV zawierające ponad 3 tys. małży.
Odbudowano również zasilanie Jeziora Zdworskiego na cieku naturalnym o nazwie Wielka Struga, na którym zlokalizowane są jeziora łąckie. Gmina Łąck podkreślała również, że duży efekt ekologiczny przyniosło wybudowanie oczyszczalni ścieków w Zaździerzu i kanalizacji sanitarnej wokół jeziora. W sumie tylko na to jedno jezioro wydano kilka milionów złotych…
Nagły koniec prac
Tym bardziej dziwi więc fakt, że od dwóch lat nic się nie dzieje. Jezioro zarasta, a wody jest coraz mniej…
– Gdy zapytałem o to w Urzędzie Gminy w Łącku, urzędnicy tylko rozłożyli ręce – relacjonuje Wojciech Masłowski. – Dowiedziałem się, że od 2018 roku, czyli od momentu, gdy nadzór nad jeziorami przejęło Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, przestało obowiązywać porozumienie zainicjowane w 2004 roku i nie są wykonywane żadne prace.
Zdziwienie budzi jednak fakt, że gminy Łąck i Gąbin, które przecież szczycą się walorami turystycznymi swoich terenów, tak łatwo pogodziły się z faktem, że ich główne atrakcje obracają się w ruinę. Właściwie jedynym działaniem, które zrobiono w ostatnich latach, było wykonanie przez gminę Łąck udrożnienie cieku naturalnego Wielka Struga, w którego zlewni położone są jeziora przepływowe, czyli Zdworskie, Ciechomickie i Górskie, gdyż brak jego konserwacji powodował poważne podtopienia sąsiednich terenów. Poza tym nic się tam nie dzieje. Skutki widać gołym okiem.
Miliony wyrzucone w błoto?
- Cały ten wielki wysiłek jest marnotrawiony przez zaniechanie kontynuacji rozpoczętych prac i co najgorsze – nikt nic z tym nie robi – wskazuje Masłowski.
Dlatego nasz rozmówca nie dawał za wygraną i zainicjował zbieranie podpisów wśród mieszkańców gminy i letników z prośbą o przywrócenie prac na jeziorze. Okazało się, że losy tego urokliwego miejsca nie są obojętne bardzo wielu osobom.
- Udało się zebrać 450 podpisów – mówi pan Wojciech.
Lista z podpisami została dołączona do pisma do Wód Polskich, o którego napisanie zabiegał on u łąckich urzędników w październiku 2019 roku.
Urzędnicy rozkładają ręce
Odpowiedź przyszła po kilku miesiącach i była – delikatnie mówiąc – mało zadowalająca. W skrócie mówiąc Grzegorz Szymoniuk, dyrektor Departamentu Ochrony przed Powodzią i Suszą, pośród wielu informacji bardzo luźno związanych z tematem poinformował tylko dość enigmatycznie, że w tym roku Wielka Struga na odcinkach będących własnością Skarbu Państwa „została uwzględniona w programie prac utrzymaniowych do realizacji w pierwszej kolejności” oraz, że… prawo pozwala na „partycypację finansową gminy w utrzymaniu rzek, kanałów i urządzeń wodnych”.
Z relacji Wojciecha Masłowskiego wynika, że dla urzędów sprawa zakończyła się na tej niewiele wnoszącej do sprawy wymianie raptem dwóch pism…
- Czy nikogo nie obchodzą dalsze losy tego jeziora, które tak chętnie umieszcza się w folderach turystycznych i za pomocą których promuje się walory gminy? – pyta nie bez goryczy Wojciech Masłowski.
Od Annasza do Kajfasza
Wszystkie trzy instytucje zasypaliśmy szczegółowymi pytaniami o ratowanie jeziora. W Urzędzie Marszałkowskim, który w głównej mierze finansował poprzednie działania, pytaliśmy m.in. o to, czy urzędnicy stracili zainteresowanie kontynuacją prac i czy urząd zamierza podjąć jakieś działania w tej sprawie.
Jednak od rzeczniczki Marty Milewskiej dostaliśmy jedynie krótką odpowiedź, że pytania o jezioro należy kierować do Wód Polskich…
Tę instytucję prosiliśmy z kolei o informację, dlaczego Wody Polskie nie kontynuują prac wynikających z porozumienia sprzed 16 lat, co zamierzają zrobić, by ratować jezioro przed wysychaniem, rozwojem sinic, niedrożnością Wielkiej Strugi i kiedy rozpoczną się jakiekolwiek prace w tym zakresie.
Mgliste wyjaśnienia Wód Polskich
Jednak rzeczniczka Wód Polskich, nie miała dla nas ani dobrych, ani nawet konkretnych informacji.
W skrócie – chodzi o pieniądze. A że tych nie ma, to renaturyzacji nie można podjąć.
- Działania z tego zakresu wymagają znalezienia specjalnego, zewnętrznego źródła finansowania – napisała Urszula Tomoń.
Niestety, z odpowiedzi tej instytucji nie dowiemy się, kto miałby się o to „zewnętrzne finansowanie” postarać.
Rzeczniczka Wód Polskich zaznacza jedynie, że w razie gdyby nastąpił powrót do porozumienia z 2004 r., „wszystkie strony powinny partycypować w kosztach”. Wody Polskie nie wspominają jednak ani słowem, by do takiego porozumienia dążyły…
Co można więc zrobić?
Wygląda na to, że… nic. Urszula Tomoń pisze bowiem tak: „Nadzieję na poprawę tej sytuacji daje planowany przez Gminę Łąck projekt „Uporządkowanie gospodarki ściekowej w zlewni jezior Ciechomickiego, Górskiego i Zdworskiego w gminie Łąck - etap I”, a w przyszłości etap II. To właśnie ograniczenie spływu ścieków do wód jeziora byłoby dużym krokiem w kierunku poprawy jego stanu”.
Sęk w tym, że projekt, o którym pisze Tomoń, jako „budzącym nadzieje” został zrealizowany już sześć lat temu…
Jednym słowem: z odpowiedzi Wód Polskich nie wynika w najmniejszym stopniu, by sytuacja jeziora miała ulec jakiejkolwiek poprawie ani by ta instytucja zamierzała cokolwiek w związku z tym przedsięwziąć.
Gmina się stara, ale nieskutecznie
Najobszerniej na nasze pytania odpowiedział wójt Łącka, choć niestety również wybiórczo. Zbigniew Białecki zapewnia, że gmina bardzo docenia walory przyrodnicze swoich jezior, ale twierdzi, że ma związane ręce.
- Uzyskane już dotychczas efekty podjętych działań na rzecz renaturyzacji jezior mogą zostać utracone na skutek braku ich dalszej realizacji, która nastąpiła po 1 stycznia 2018 r. – ubolewa wójt.
Co w związku z tym zrobiła gmina?
- Od początku 2018 roku próbuję zainteresować tą problematyką poszczególne jednostki organizacyjne Wód Polskich, tj. Krajowy i Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Warszawie, Zarząd Zlewni we Włocławku oraz Nadzór Wodny w Płocku m.in. z wnioskami o kontynuację tych przedsięwzięć dotyczących renaturyzacji jezior – wskazuje wójt.
Te działania nie przyniosły żadnego skutku. – Niestety mimo przesłanych pism z listami poparcia mieszkańców i turystów gminy Łąck, wykonanych interwencji telefonicznych oraz osobistych spotkań z władzami Wód Polskich do chwili obecnej nie zostały rozpoczęte nowe działania w zakresie „ratowania” łąckich jezior – przyznaje Zbigniew Białecki.
Pytania bez odpowiedzi
Wójt przyznaje również, że czeka na odpowiedź Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie w sprawie „wyeliminowania dużego ubytku wody” w położonych na terenie gminy Łąck jeziorach Górskim i Ciechomickim...
Nie odpowiedział jednak na nasze pytanie, z jakiego powodu akurat w tych dwóch jeziorach chciałby uzupełnić wodę, a w najpłytszym z łąckich akwenów – czyli w Zdworskim – już nie…
W piśmie Zbigniewa Białeckiego próżno szukać również odpowiedzi na takie pytania jak np. dlaczego gmina sama nie kontynuuje choć części najprostszych prac - nie zakłada barier biologicznych chroniących przed rozwojem sinic, nie wykasza trzcin, nie zajmuje się wodorostami, którymi jezioro zarasta w zastraszającym tempie…
Brak odpowiedzi na część naszych pytań wójt tłumaczy w ten oto zawiły sposób: „Z uwagi na brak ustawowych kompetencji wójta, prawnych możliwości prowadzenia działań w przedmiotowym zakresie oraz brak posiadania przez Gminę Łąck tytułu prawnego do gruntów pokrytych jeziorami nie mogłem udzielić odpowiedzi na wszystkie przesłane przez Pana Redaktora pytania, uczyniłem to jednak zgodnie z posiadaną w tym zakresie wiedzą”.
Podsumowując: przyszłość jeziora jawi się w czarnych barwach…