reklama

Dziennikarka z Płocka przeszła metamorfozę

Opublikowano:
Autor:

Dziennikarka z Płocka przeszła metamorfozę - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościOd wielu lat z nieodłącznym mikrofonem. Pracowała najpierw w Katolickim Radiu Płock, teraz na własny rachunek. Renata Kowalska zgodziła się przejść metamorfozę przed telewizyjną kamerą. Efekt można było zobaczyć w weekend w galerii. Jak sama mówi, w szpilkach chodzić nie umie, w spódnicach nie lubi. Biżuterię już rozdała. W takim razie po co to całe zamieszanie z programem?

Od wielu lat z nieodłącznym mikrofonem. Pracowała najpierw w Katolickim Radiu Płock, teraz na własny rachunek. Renata Kowalska zgodziła się przejść metamorfozę przed telewizyjną kamerą. Efekt można było zobaczyć w weekend w galerii. Jak sama mówi, w szpilkach chodzić nie umie, w spódnicach nie lubi. Biżuterię już rozdała. W takim razie po co to całe zamieszanie z programem?

Płocka telewizja kablowa MultiTV wykorzystała popularny format programu, w którym zwykła kobieta z szarej myszki staje się bizneswoman w szpilkach. Takich programów jest już bez liku, podobnie jak magików od doradzania co do wyboru krawata czy kroju sukienki. Kablówka przeniosła to wszystko na lokalny grunt, produkując czteroodcinkowy cykl „Metamorfozy” i zastosowała przy tym dodatkowy trik. Zamiast kobiety czy mężczyzny z przypadku zaproponowała udział dziennikarce chyba z najbardziej rozpoznawalnym głosem kobiecym w Płocku, Renacie Kowalskiej. Finał cyklu odbył się w sobotę, 13 czerwca w galerii Mosty.

Kowalska jest eksspikerką z Katolickiego Radia Płock (przemianowanym na Katolickie Radio Diecezji Płockiej), która w pewnym momencie swojego życia z konieczności, zamiast położyć uszy po sobie, poważyła się na założenie własnego radia i to nie w eterze, tylko w sieci. Radio Płock zaczęło nadawać we wrześniu 2014 roku najpierw z siedziby w kamienicy na Starym Rynku, obecnie z budynku przy skrzyżowaniu z ul. Miodową i Łukasiewicza. Dla niej samej ostatnie miesiące były tymi, kiedy życie wywraca się niemal do góry nogami.

Kropka nad "i"

– Ten rok kompletnie zmienił moje życie – przyznaje, kiedy pytamy dlaczego kobieta, która jednocześnie zapewnia, że czuła się dobrze sama ze sobą, mimo wszystko zdecydowała się na udział w „Metamorfozach”. – W czerwcu mija rok odkąd dostałam wypowiedzenie z KRP, później założyłam radio. Za chwilę czekają mnie okrągłe urodziny. Pomyślałam sobie, że to fajny akcent. Takie zamknięcie pewnego rozdziału w moim życiu.

Decyzja o udziale w programie to raczej efekt impulsu, wstrzelenia się w odpowiednią chwilę. Rola dziennikarki swoją drogą, ale każda kobieta lubi iść do fryzjera i znaleźć się w sprawnych rękach fachowców od wizerunku, żeby napawać się finalnym efektem. – Zawsze chciałam, aby ktoś mi pomógł – wyjaśnia już po sobotnim finale. - Powiedział, w czym dokładnie moja sylwetka wygląda dobrze, a w czym absolutnie nie – czekała ją więc totalna lekcja stylu, jaki powinien być kształt dekoltu, w jaki sposób wyeksponować atuty i zatuszować wady. Poza zakupami ze stylistką, dobrano jej nowe okulary, sprezentowano makijażowe triki i całkowicie zmieniono fryzurę. Zafundowano kilka zabiegów upiększających, w tym liposukcję i laserową depilację.

Co mi tam, zaszaleję... i na sesję

Nie obawiała się, że stylistka tupnie nogą i zacznie krytykować jej wybory. Przeciwnie, miło się zaskoczyła, a nawet przeliczyła. W przypadku fryzjera sądziła, że zaproponuje jej coś o wiele bardziej szalonego. – Każdy kolejny krok metamorfozy przegadałam z ludźmi, którzy ze mną współpracowali przy powstawaniu programu. Moja stylistka, Marta Chlewińska niczego na siłę nie wciskała, jedynie proponowała. Próbowała przekonać mnie do sukienki i kamizelki, bo te drugie akurat są na czasie – lecz tu spotkała ją porażka. – Źle się w tym czułam – więc wszystko trafiło z powrotem na półkę.

Jednak pierwsza zmora pojawiła się już na początku programu. – Bałam się, że będę chciała odpuścić. Niech się dzieje wola nieba… - wspomina Renata Kowalska. Jak zwykle dała radę, chociaż efekty pierwszych zabiegów trochę ją zdeprymowały. Nie były szczególnie spektakularne. Dopiero te dalsze podziałały motywująco wraz z pozytywnymi komentarzami odnośnie makijażu i fryzury, kiedy pojawiła się dużą, nowiutką torbą. Zobaczyła, że poza nią, są w to wszystko zaangażowane osoby, którym zależy, aby dotrzeć szczęśliwie do finału.

Zakupy okazały się przeważnie owocne. Kupiła nawet rzeczy, których normalnie by sobie nie sprezentowała. Co najwyżej popatrzyła tylko przez szybę wystawową, a później odpuściła i to nie z powodu wygórowanej ceny. Chodzi o parę czerwonych szpilek. – Weszłyśmy z Martą do sklepu. Miałam wybrać buty, które mi się najbardziej podobają. Stały takie cudne szpilki. Wyszło na to, że kolejne baleriny to mogę sobie sama kupić – i to w tych czerwonych szpilkach przymierzała się do wyjścia na finał, ale buty niestety nie dotarły na czas. Teraz bohaterka „Metamorfoz” odgraża się, że wystąpi w nich na sesji rady miasta 30 czerwca. – Jak nie wywalę orła, będzie dobrze – śmieje się dziennikarka. Poza butami wspomina o pomarańczowych spodniach. Po nie również nie odważyłaby się sama sięgnąć w sklepie.

Zostało puste pudełko i spora ilość przeprosin

Przed sobotnim finałem nie miała czasu nawet na zjedzenie porządnego obiadu. Nie obyło się także bez „nerwowej spinki”. Ostatecznie wystąpiła w sobotę w spodniach i bluzce koszulowej, z powodu braku szpilek drugi zestaw odpadł. – Całą biżuterię już rozdałam – zaklina się. – Zostało mi tylko pudełko.

Co najmniej połowy zawartości szafy jak dotąd nie upłynniła i nie planuje. – Z niektórymi cuchami się przepraszam – stwierdza po zrzuceniu dwóch rozmiarów. – Teraz muszę sama dojrzeć do tej wizualnej zmiany – chociaż w sukienkach nadal na co dzień chodzić nie zamierza (w szafie ma dwie, w tym klasyczną małą czarną). Jak wiele kobiet co rano stwierdza, że nie ma się w o ubrać. – Potrafię wtedy zmieniać jedną bluzkę z kilkanaście razy, raz nawet kombinowałam ze spódnicami – nadaremno. Woli pozostać przy swoim ulubionym zestawie, czyli przy dżinsach i podkoszulku.

Odnośnie plusów i minusów programu, z pewnością ceni sobie porady, jak nie napracować się za bardzo przy uzyskaniu pożądanego efektu bez nadmiernego spoglądania w lustro. Postanowiła jak najwięcej chodzić. Co do minuty potrafi nawet określić niektóre dystanse, w tym z racji „Metamorfoz”, z domu do Galerii Wisła. Do ludzi robiących program miała zaufanie, co było szczególnie ważne w odcinku pokazującym migawki z zabiegu liposukcji.

Macie zakaz

Z drugiej strony zdecydowanie zawetowała wchodzenie z butami w jej życie prywatne, chociaż na finale pojawili się jej znajomi i przyjaciele. – Musiała być jakaś granica – twierdzi. – Tylko kilka osób z radia zgodziło się wystąpić przed kamerą.

Renata Kowalska wyszła zza mikrofonu. Już wcześniej była rozpoznawalna, ale po programie o wiele mocniej. - Gdybym miała zdecydować się jeszcze raz na udział w „Metamorfozach”, to chyba bym jednak nie skorzystała –zaskakuje odpowiedzią. – Przy moim trybie życia dwie godziny wycięte z kalendarza to stanowczo za dużo. Tu mi polecają, aby zrelaksować się na czas nakładania maseczki, a ja wiem, że jeszcze będą czekali goście w studiu.

Po drugiej stronie

Cieszy się, że finał ma już za sobą. W jego trakcie czuła się dość dziwnie pod obstrzałem ciekawskich spojrzeń gości z galerii. Ale jeszcze chyba dziwniejsze uczucie towarzyszy jej teraz. – Nagle stoję po drugiej stronie, bo to nie ja zadaję pytania – ale po chwili dodaje, że przecież za chwilę w tej branży będzie kolejny temat. Ona już przeszła się po swoim czerwonym dywanie.

Czytaj też:

Fot. Karolina Burzyńska / Portal Płock

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE