Statystyki są zatrważające: naukowcy szacują, że na Mazowszu nawet 30-40% kleszczy może być nosicielami groźnej dla zdrowia boreliozy. Sprawdziliśmy, czy płocczanie chorują na tę niebezpieczną chorobę.
Sezon letni nieodłącznie kojarzy się z kleszczami, które w takiej temperaturze i wilgotności czują się najlepiej. Zimy są coraz łagodniejsze, więc tych groźnych pajęczaków przybywa. A wraz z nimi - groźnych dla ludzi i zwierząt chorób, które przenoszą.
Jak mówi nam Barbara Rejch, kierowniczka sekcji epidemiologii w płockim sanepidzie, od stycznia odnotowano 73 przypadki zachorowania na boreliozę. Jednak mogą to być dane dające nie do końca pełny obraz sytuacji - wśród zgłoszeń mogą znaleźć się np. zlekceważone przypadki z zeszłego roku. W kwietniu w mieście wykazano siedem zachorowań, natomiast w maju już 14.
- Nie jest to jednak alarmująca statystyka - wskazuje Barbara Rejch. - Mogą to być przypadki niewykryte na czas. Z roku na rok mamy jednak więcej borelioz. Być może to zwiększona świadomość.
Dlaczego niektóre przypadki boreliozy wykrywane są późno? Trudno znaleźć odpowiedź na to pytanie. Przede wszystkim choroba nie daje o sobie znać od razu po ukąszeniu. Charakterystyczny tzw. rumień wędrujący może pojawić się po 7-10 dniach, a może nie pojawić się wcale. Warto też pamiętać, że wbrew pozorom rumień występuje tylko w ok. 30 proc. przypadków, a u dzieci - w 10 proc. Nie zawsze też kleszcz wraca z nami do domu - czasami może zwyczajnie spaść, zanim go zauważymy.
- Nie mylmy rumienia z reakcją alergiczną, która może pojawić się po wizycie w lesie - mówi Rejch. - Rumień będzie się powiększał, może mieć średnicę nawet do 5 cm. Objawami towarzyszącymi może być gorączka, przemęczenie, ból mięśni, głowy i sztywność karku. Jeśli niedawno byliśmy w lesie, mamy rumień i powyższe objawy, można podejrzewać boreliozę - ilustruje przebieg choroby.
Ważne jest skojarzenie faktów przebywania w terenie zalesionym. W innym przypadku można pomylić chorobę ze zwykłym przeziębieniem. Borelioza jest chorobą wielonarządową. Jeśli zlekceważymy pierwsze objawy, będzie postępować. W późniejszej fazie mogą wystąpić objawy w ośrodkowym układzie nerwowym, które przypominają stwardnienie rozsiane czy chorobę Alzheimera. Jak mówi Rejch, może dojść do zakażenia narządów ruchu czy zaburzenia układu krążenia, włącznie z zaburzeniami rytmu serca.
Kleszcze mogą być dosłownie wszędzie gdzie jest skupisko zieleni. Nawet w mieście, gdzie jest kilka krzewów, nie mówiąc już o parkach.
- Niestety nie ma rejonów, które nie są zakażone - mówi wprost kierowniczka epidemiologii w sanepidzie. - Nie każdy kleszcz jest jednak zakażony. Jeśli zostaliśmy ukąszeni, nie panikujmy. Obserwujmy swoje ciało, ukąszenie, nawet przez kilka tygodni. W razie objawów należy zgłosić się do lekarza - instruuje.
A co w przypadku, gdy do domu wrócimy z niechcianym towarzyszem? Barbara Rejch radzi, by nie kombinować. Pomocy należy szukać wśród specjalistów, u lekarza. Sami możemy jeszcze pogorszyć sytuację.
Dokładnie i często sprawdzajmy swoje ciało
Najważniejsza jest profilaktyka - sanepid radzi, by po wizycie na łonie natury dokładnie i często sprawdzać całe ciało, zwłaszcza tam, gdzie jest ciepło i wilgotno, we włosach, w pachwinach itd.
Pomoże również szybki prysznic, być może woda zdąży zmyć z naszego ciała nieproszonego gościa, zanim znajdzie dogodne miejsce do wczepienia się.
Gdy tak się stanie, trzeba jak najszybciej usunąć pajęczaka z ciała - zmniejszamy wtedy ryzyko zarażenia groźną chorobą, którą może przenosić. - Jeśli chcemy sprawdzić, czy kleszcz nie był zarażony, można wykonać badanie w laboratorium w Poznaniu - mówi szefowa działu.
Aby chronić się przed ukąszeniem, można też stosować różnego rodzaju preparaty na skórę odstraszające kleszcze, choć z ich skutecznością podobnie jak w przypadku komarów, różnie bywa. Dostępna jest również szczepionka przeciwko kleszczowemu zapaleniu mózgu, którą podaje się w trzech cyklach. Nie ma natomiast szczepień na znacznie częstszą boreliozę