reklama

Bój o stażystów w Ratuszu. Niby tańsi, ale…

Opublikowano:
Autor:

Bój o stażystów w Ratuszu. Niby tańsi, ale… - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościCzy warto iść na staż do Ratusza? Otóż okazuje się, że według sekretarza miasta Krzysztofa Krakowskiego Miejski Urząd Pracy wcale się nie kwapi do wysłania do Ratusza kolejnych stażystów, których liczba na przestrzeni lat systematycznie spada. Powód? Brak perspektyw zatrudnienia. Tymczasem Ratusz potrzebuje rąk do pracy.

Czy warto iść na staż do Ratusza? Otóż okazuje się, że według sekretarza miasta Krzysztofa Krakowskiego Miejski Urząd Pracy wcale się nie kwapi do wysłania do Ratusza kolejnych stażystów, których liczba na przestrzeni lat systematycznie spada. Powód? Brak perspektyw zatrudnienia. Tymczasem Ratusz potrzebuje rąk do pracy.

Temat zatrudnienia, a szczególnie mnożenia tzw. etatów nieurzędniczych w Ratuszu radni z komisji rewizyjnej wałkują od kilku miesięcy. Najważniejsze są tu liczby, które zadziwiają szczególnie dwie radne z Prawa i Sprawiedliwości, wiceprzewodniczącą tej komisji Wiolettę Kulpę oraz Barbarę Smardzewską-Czmiel.

Otóż obecnie Urząd Miasta Płocka zatrudnia 716 osób, w tym 159 pracowników na etatach pozaurzędniczych, (z których z kolei 59 osób jest zatrudnionych jako tzw. pomoce administracyjne). Co do stażystów, to ich grono z roku na rok systematycznie i jednocześnie proporcjonalnie do wzrostu pomocy administracyjnych, ulega uszczupleniu (w 2010 roku była to relacja wynosząca 1 pomoc administracyjna względem 46 stażystów, a w 2014 roku było to kolejno - 59 względem 7).

Co miał na ten temat do powiedzenia sekretarz miasta, Krzysztof Krakowski? Całkiem sporo, ale radnych i tak nie zdołał przekonać. Otóż okazuje się, że według niego lepiej jest dać szansę do wystartowania w konkursie na pomoc administracyjną, oferując przy tym pensję i umowę o pracę.

– Ze względów prawnych i administracyjnych nie możemy zatrudniać stażystów (istnieje wymóg organizowania konkursów) – bronił się Krakowski. – Młodzi ludzie wolą pracodawcę z konkretną ofertą. To dobrzy pracownicy, ale musiałbym im obiecywać zatrudnienie, którego i tak nie będzie. Trzeba być uczciwym.

Jednocześnie nastąpił wzrost zatrudnionych pomocy administracyjnych, czyli ludzi z pensją znacznie przewyższającą stawkę za zwykły staż. – Stażysta jest przecież tańszy - zaoponowała Wioletta Kulpa. – Nie rozumiem takiego toku myślenia. Z tego, co pan mówi wynika, że stażyści nie mają szans na zatrudnienie, tyle że staż z założenia to forma zdobywania doświadczenia, które później może zaprocentować przy ogłaszanych konkursach w naborze do Rausza. Wy jednak wolicie umowy o pracę.

- Nie powiedziałem, że nie ma sensu angażować do pracy stażystów – zastrzegł Krakowski, po czym przyznał, że Ratusz startował w 20 programach stażowych. Ostatecznie dostał tylko siedmiu stażystów do pomocy. – Dawniej staż trwał rok, dzisiaj przeważnie cztery miesiące. Próbowaliśmy uzyskać ludzi na 12 miesięcy, ale się nie udało – rozkłada ręce sekretarz miasta.

Barbara Smardzewska-Czmiel postanowiła drążyć temat, porównując sytuację do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, w którym sama pracuje. Tam, jak przekonuje radna, nie ma problemu z napływem stażystów. Czy w takim razie nadrzędnym warunkiem pozyskania stażysty z rzędu pracy jest gwarancja zatrudnienia? Krzysztof Krakowski od razu uznał, że jest to i tak niemożliwe z uwagi na konieczność organizowania konkursów. W takim razie zaproponowała mu konkurs na stażystów. – To manipulowanie rzeczywistością – odparł jej sekretarz na taką sugestię. – Obowiązujących ustaw i tak nie przeskoczymy.

Wśród etatów pozaurzędniczych mamy również gońców, których liczba także wzrosła. – Musimy liczyć się z czyjąś chorobą albo urlopem – wyjaśniał dalej Krakowski. – Pamiętajmy, że to oni roznoszą korespondencję dla Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, a ta bywa trudna do wręczania. Średnio w skali roku przychodzi im dostarczyć ponad 200 tys. dokumentów.

Na koniec sekretarz poinformował członków komisji o swoich planach odnośnie przeprowadzenia oceny pracowniczej. Innymi słowy zamierza zbadać zaangażowanie pracowników i obłożenie obowiązkami na każdym stanowisku pracy, bo, jak zastrzegał, czym innym jest wydanie pozwolenia na budowę, a czym innym prawa jazdy. Według badań nad czasem pracy, optymalnie w ciągu ośmiu godzin w pracy na obowiązki powinno być przeznaczone co najmniej 5,5 godziny, reszta to tzw. przerywniki np. na odebranie telefonu służbowego, wyjście do ubikacji czy inne sytuacje, w których odrywamy się od aktualnie wykonywanego zadania. – Urząd musi sprawie funkcjonować, ale nie ma co się obawiać. Nikogo nie zamierzam skrzywdzić – zapowiadał.  

Czytaj też:

 

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE