- Ciągłe nocne libacje lub awantury, dzwonienie domofonem o trzeciej nad ranem, bo zapomnieli kluczy do klatki, wykrzykiwanie pod balkonem i tym podobne atrakcje trwają od dawna - napisał do nas zrozpaczony czytelnik, który ma dość dyktatury uciążliwych sąsiadów. Jednak - skarży się - interwencjami w spółdzielni i u służb niewiele można wskórać.
Mieszkanie w bloku to z jednej strony wygoda, ale może wiązać się z niedogodnościami. Głośno szczekający pies czy przedłużający się remont rzeczywiście mogą zdenerwować każdego z nas. Zwierzak kiedyś się jednak uspokoi, a remont skończy. Co jednak w przypadku, gdy za ścianą niemal dzień w dzień jest impreza? Muzyka gra do rana, a litry alkoholu powodują, że sąsiedzi tracą kontakt z rzeczywistością.
- W moim bezpośrednim sąsiedztwie zamieszkują osoby, których sąsiedztwa nikt by sobie nie życzył - napisał nasz czytelnik. Ciągłe nocne libacje lub awantury, dzwonienie domofonem o trzeciej nad ranem, bo zapomnieli kluczy do klatki, wykrzykiwanie pod balkonem i tym podobne atrakcje trwają od dawna. Czasami zdarzają się nocne odwiedziny z żądaniem wzywania pogotowia. Do tego dochodzi ciągły smród zatęchłej meliny panujący na klatce schodowej. Ilu mieszkańców Płocka zmaga się z podobnymi problemami?
Płocczanin prosił, by przyjrzeć się sprawie. Ale nie jest to łatwe. Jak się okazuje, policja nie prowadzi statystyk dotyczących interwencji w blokach. Pod "zakłócanie porządku publicznego" podpadają też inne działania policji, więc statystki trochę przekłamują rzeczywistość. Od początku roku funkcjonariusze odnotowali 126 takich wykroczeń na terenie miasta.
- Nie jest to przesadnie duży problem, ale też nie można powiedzieć, że w ogóle go nie ma - mówi Krzysztof Piasek, rzecznik płockiej policji.
Jak sobie radzić z niewygodnym sąsiedztwem? Trzeba pamiętać, że cisza nocna obowiązuje zazwyczaj w godzinach 22:00-6:00. Jeśli sąsiedzi nagminnie w tych godzinach zachowują się zbyt głośno, możemy sprawę zgłosić na policję. Częstotliwość takich skarg może mieć znaczenie w przypadku ewentualnej sprawy sądowej. Można to robić anonimowo.
- Policjanci mogą ukarać sprawcę wykroczenia mandatem - mówi Piasek. - Każdy przypadek jest też rozpatrywany indywidualnie - może się skończyć nawet na odwiezieniu do izby wytrzeźwień. Jeśli mandaty nie skutkują, a osoba wielokrotnie dopuszcza się wykroczenia, policjanci sporządzają wniosek o ukaranie, który trafia do sądu.
Artykuł 51. kodeksu wykroczeń dopuszcza ukaranie sprawcy grzywną, ograniczeniem wolności lub aresztem.
Czy spółdzielnie mają problem?
Zapytaliśmy przedstawicieli płockich spółdzielni o tego typu kłopoty z lokatorami. Potwierdzają, że problem rzeczywiście istnieje. Zazwyczaj dodają jednak, że są to raczej rzadkie przypadki, a większość spraw udaje się załatwić polubownie. Zdarza się jednak, że finał nie jest tak szczęśliwy. Co wtedy może zrobić spółdzielnia?
- Wysyłamy pisma wzywające do przestrzegania regulaminu - mówi Jan Rączkowski, prezes Płockiej Spółdzielni Mieszkaniowej. - Jeżeli to nie skutkuje, obie strony są zapraszane na rady osiedlowe, choć winni zazwyczaj nie chcą przyjść. Staramy się wywrzeć presję. - Jeśli sytuacje zdarzają się w nocy, prosimy o zgłaszanie tego na policję. Jesteśmy też w kontakcie z funkcjonariuszami, żeby informowali nas, ile było takich interwencji. Zazwyczaj mandaty skutkują.
A jeśli to nie działa? Zdaniem prezesa Rączkowskiego, takie sprawy są trudne do udowodnienia, bo sąsiedzi często nie chcą zeznawać przed sądem. Dlaczego? Boją się zemsty ze strony sąsiadów. - Łatwo napisać anonimowe pismo. Staramy się coś zrobić, ale sąd nie daje wiary oświadczeniu spółdzielni. Chce przesłuchać poszkodowanych. Ja się nawet nie dziwię tym ludziom, że się obawiają - rozkłada ręce.
Podobne praktyki stosuje Młodzieżowa Spółdzielnia Mieszkaniowa. W pierwszej kolejności prezes spółdzielni, Jerzy Wolniak radzi zgłaszać sprawę na policję, a jeśli to nie skutkuje, lokatorzy również są wzywani do rozmów przy stole. Jak mówi prezes, w większości przypadków porozumienie udaje się uzyskać. Co jednak w przypadku, gdy jest inaczej?
- Możemy mieszkanie, wraz z lokatorem, nawet zlicytować, ale to bardzo długa i trudna procedura. Trzeba znaleźć nabywcę na mieszkanie wraz z mieszkańcami. Nie słyszałem jednak, żeby coś takiego zdarzyło się kiedyś w spółdzielni - mówi Wolniak. - To nie jest duży problem w naszej spółdzielni. Bardzo sporadyczne przypadki. Zawsze powtarzam mieszkańcom, żeby widzieli w sobie drugiego człowieka i szanowali się wzajemnie.