reklama

Awantura na sesji poświęconej szpitalowi

Opublikowano:
Autor:

Awantura na sesji poświęconej szpitalowi - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościPoświęcona sytuacji w PZOZ sesja nadzwyczajna zaczęła się dość sennie, żeby nie powiedzieć, że nudno. Z czasem jednak atmosfera w ratuszowej auli zrobiła się gorąca.

Poświęcona sytuacji w PZOZ sesja nadzwyczajna zaczęła się dość sennie, żeby nie powiedzieć, że nudno. Z czasem jednak atmosfera w ratuszowej auli zrobiła się gorąca.

Grupa radnych opozycji, wśród których znaleźli się przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości, Sojuszu Lewicy Demokratycznej oraz były prezydent Mirosław Milewski, uznali, że nie można lekceważyć sygnałów mówiących o pogarszającej się kondycji finansowej szpitala, o złym zarządzaniu majątkiem, tworzeniu zbędnych etatów.  Dlatego zwołano sesję.  – Wpłynął na moje ręce podpisany przez grupę ośmiu radnych wniosek o zwołanie sesji poświęconej sytuacji szpitala miejskiego – tłumaczył przewodniczący rady miasta Artur Jaroszewski. – Zgodnie z obowiązującymi przepisami byłem zobowiązany w ciągu siedmiu zwołać sesję nadzwyczajną.

Sesja zapowiadała się bardzo burzliwie. Na balkonie pojawili się przedstawiciele związków zawodowych działających przy Płockim Zakładzie Opieki Zdrowotnej z transparentami, na których można było przeczytać: „”Chcemy więcej etatów dla pielęgniarek, a nie dla urzędników, których nawet nie znamy”, „Nie jesteśmy firmą bez pieniędzy. Należy tylko rozsądnie nimi zarządzać”. "Nie chcemy kibiców piłki ręcznej w zakładzie, tylko kompetentnych pracowników". Pojawił się również transparent Solidarności Regionu Płockiego.

Zanim rozpoczęła się dyskusja, wiceprezydent Krzysztof Izmajłowicz usiłował przekonać zebranych, że spółka ma się zupełnie dobrze. – Sytuacja szpitala nie jest może rewelacyjna, ale na pewno jest stabilna – mówił wiceprezydent. – Nie mamy praktycznie żadnych długów, na bieżąco wypłacamy wszystkie wynagrodzenia.

Krzysztof Izmajłowicz zasypał wszystkich mnóstwem danych liczbowych, robiąc to w zupełnie pozbawiony emocji sposób. Chwilami można było odnieść wrażenie, że jego celem jest przede wszystkim uśpienie wszystkich znajdujących się w ratuszowej auli. Mówił o wielkich długach mazowieckich placówek medycznych, wśród których na pierwszy plan wysuwają się szpitale na Barskiej w Warszawie (108 mln zadłużenia), w Radomiu (80 mln), Ciechanowie (59 mln), czy chociażby w Gostyninie-Kruku (ponad 40 mln.). Jasne było, że na tym tle szpital św. Trójcy jawić się powinien nieomal jako oaza szczęśliwości
.

W latach 2007-2012 z kasy miejskiej pokryta została skumulowana strata szpitala o wartości 25 milionów złotych. – Czy można mówić, że wynikają one wyłącznie z błędów w zarządzaniu? – pytał wiceprezydent. – Ponad 90 procent przychodów szpitala to kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. Tymczasem o ile przychody spadają, koszty funkcjonowania placówki rosną. Połowa z nich to wynagrodzenia, które podnosiliśmy ostatnio trzykrotnie: w 2007, 2008 i 2011.


To tylko złe duszki...

Krzysztof Izmajłowicz odniósł się do pogłosek o planowanych zwolnieniach (miałyby one objąć około stu osób). Nazwał je złymi duszkami, dając jednocześnie do zrozumienia, że nie ma mowy o redukcji etatów. Ani o zamykaniu kolejnych przychodni, bo i temat pojawił się w kuluarach.


Chociaż sytuacja finansowa nie jest łatwa, nie zamierzamy zamykać żadnej z przychodni – tłumaczył wiceprezydent. – Chcemy utrzymać działalność nawet w tych, z których odeszła część lekarzy. W 2011 mieliśmy 47 lekarzy, teraz jest ich 38. To poważny powód do niepokoju.


Gdy skończyło się wystąpienie Krzysztofa Izmajłowicza, jego miejsce przy mównicy zajął wiceprezes PZOZ Marek Stawicki. Mówił o tym, że wszystkie odejścia z pracy miały charakter dobrowolny. Przyznał przy tym, że zatrudnienie w niemedycznej części PZOZ-u wzrosło o „zaledwie” cztery osoby. Mówił o tym, że strata szpitala ma być niższa niż w 2012 roku.


– Realizujemy specjalny program, dzięki któremu sytuacja szpitala powinna się poprawić – przekonywał wiceprezes. – To nie jest żadna propaganda, ale realne działania.


Prezeska Ewa Nieścierenko dotarła na sesję z godzinnym opóźnieniem, prosto z negocjacji z NFZ, które odbywały się w Warszawie. I to właśnie NFZ prezeska PZOZ-u przedstawiała jako źródło wszelkiego zła.


– Nie ma mowy o żadnych negocjacjach. Fundusz jednoznacznie dał do zrozumienia, że jeśli ktoś nie przyjmie oferty NFZ-u, nie dostanie zupełnie nic – mówiła Ewa Nieścierenko. – Jeszcze dwa lata temu mieliśmy płacone za wszystkie nadwykonania. Teraz jest inaczej. Nadywkonania na neonatologii zostały pokryte dzięki oszczędnościom poczynionym na innych oddziałach.


Po dwóch godzinach wyjątkowo beznamiętnych przemów Krzysztofa Izmałjowicza, Marka Stawickiego i Ewy Nieścierenko wydawało się, że czujność opozycji i związkowców została na tyle mocno osłabiona, że można spokojnie przejść do zadawania pytań. Okazało się jednak, że o spokoju nie mogło być mowy.


Jako pierwszy przy mównicy stanął Arkadiusz Iwaniak, który wyjaśnił, że sesja nadzwyczajna została zwołana, aby przerwać złą atmosferę związaną ze szpitalem, odegnać krążące nad nim złe duchy. Przyznał, że z prośbą o pomoc do klubu radnych SLD zgłosili się pracownicy PZOZ-u. Nie było jednak wśród nich lekarzy, ale głównie średni personel medyczny.


Pensja pani prezes a sukcesy szpitala


– Nie może być tak, że wszystkie zaniedbania i kłopoty zwala się na NFZ. To byłoby zbyt proste – grzmiał Arkadiusz Iwaniak. – Pan prezes wspominał o wzroście wynagrodzeń. Mam jednak wrażenie, że dotyczy to głównie lekarzy. Szpital na Winiarach, który radzi sobie zupełnie nieźle, na kontrakty dla lekarzy wydaje 6 milionów rocznie. A szpital miejski aż 11 milionów. A wynagrodzenie pani prezes jest wyższe niż całego poprzedniego zarządu. Oczywiście, jeśli ktoś jest wybitnej klasy fachowcem, należy mu się odpowiednia płaca. Czy jednak dotyczy to pani prezes?


Radny SLD chciał wiedzieć, czy to prawda, że kierowniczka przychodni przy ulicy Miodowej

jest jednocześnie udziałowcem przychodni Świętej Anny. A jeśli tak, czy nie zachodzi tutaj konflikt interesów? Pytał, czy prawdziwe są pogłoski, że do Świętej Anny zamierza przenieść się lekarka pracująca w Górach i czy są możliwości zatrzymania jej w dotychczasowym miejscu pracy.

– Podobno płoccy lekarze nie chcą pracować w publicznej służbie zdrowia i dlatego trzeba zatrudniać fachowców z zewnątrz. Ilu ich jest w porównaniu z naszymi? – dopytywał Arkadiusz Iwaniak. – Dlaczego zatrudniony został fachowiec, który ma sprawować nadzór nad personelem sprzątającym.


Czy zarząd szpitala żyje w matriksie?


Równie ostro zabrzmiało wystąpienie Wioletty Kulpy, która bezceremonialnie przyznała, że słuchając prezes Ewy Nieścierenko odniosła wrażenie, że ta żyje w matriksie.


– NFZ nie chce, NFZ się nie zgadza, NFZ nie pozwala. Przecież w NFZ nie pracują maszyny, ale zwykli ludzie – ironizowała radna PiS-u. – Możemy podtrzymać panią na duchu, ale proszę powiedzieć swoim poplecznikom z Platformy Obywatelskiej, aby w końcu zaczęli dbać o ludzi. To są najczarniejsze lata w naszej służbie zdrowia.


Wioletta Kulpa zwróciła uwagę, że budynek po byłej przychodni na Reja nie został odpowiednio zagospodarowany (chociaż były plany przeniesienia tam oddziału psychiatrii), co generuje straty sięgające 400 tysięcy złotych rocznie.


– Pielęgniarki i położne zarabiają około 3,1 tysiąca miesięczne i ich wynagrodzenie nie zmieniło się od trzech lat. Tymczasem średnia lekarska pensja wzrosła z 6,5 tysiąca na 8,5 tys. Ilu kontraktowych lekarzy zarabia powyżej 30, a ilu ponad 40 tysięcy? – dociekała radna Kulpa. – W PZOZ-ie pojawiło się ostatnio ponad 40 nowych osób. Odchodzący dostawali po 2,5 tysiąca. Ale ci, których zatrudniacie na ich miejsce, mają już po 4,5 tys. Co robi mąż posłanki Elżbiety Gapińskiej, zatrudniony w PZOZ-ie jako specjalista do spraw inwestycji, skoro szpital żadnych inwestycji nie ma?


Zdaniem Wioletty Kulpy, wynagrodzenie dla zarządu PZOZ-u powinno być ściśle powiązane z efektami działań. Radna PiS chciała też dowiedzieć się, co dzieje się z projektem nowego szpitala, który kilka miesięcy temu został ogłoszony z wielką pompą, na specjalnie w tym celu zwołanej konferencji prasowej. Wiele osób właśnie wtedy zaczęło niepokoić się o swoje miejsca pracy.

– Co będzie ze starym szpitalem i z pracującymi w nim ludźmi? – pytała Wioletta Kulpa. – Czy dostaną gwarancje zatrudnienia? Czy po 24 miesiącach nie będą zmuszeni do szukania sobie nowej pracy?


Mirosław Milewski swoje wystąpienie zaczął od zaatakowania nieobecnego na sesji Andrzeja Nowakowskiego. – Prezydent pozbył się prawdziwych fachowców z zarządu, a powołał nowych ludzi z bardzo wysokim uposażeniem – grzmiał Mirosław Milewski. – Niestety, brak efektów ich działalności. Wszystko zdaje się zmierzać ku likwidacji PZOZ. Zły jest NFZ? A gdzie menadżerskie zdolności obecnego zarządu?


Apel eksprezydenta: niech przyjedzie prezydent Komorowski i nam pomoże!

Były prezydent wnioskował, aby Andrzej Nowakowski w ciągu miesiąca opracował plan naprawczy dla PZOZ-u. Apelował też, w imieniu rady miasta, o przyjazd do Płocka prezydenta Bronisława Komorowskiego, który miałby spotkać się z mieszkańcami i pomógł w ratowaniu szpitala.


Przewodniczący Rady Miasta Artur Jaroszewski nazwał wystąpienie Mirosława Milewskiego cyrkiem, a radna Joanna Olejnik uznała, że oba wnioski mają czysto populistyczny charakter i dlatego nie poprze żadnego z nich.


Krzysztof Izmajłowicz, odnosząc się do wystąpień radnych opozycji, uznał je za element otwierającej się z dużym wyprzedzeniem kampanii przed zaplanowanymi na jesień 2014 roku wyborami samorządowymi.


Panie pielęgniarki, jesteście manipulowane!


– Tragedia, likwidacja... Skąd te wielkie słowa? Czyżby moje wcześniejsze wystąpienie nie zostało właściwie zrozumiane? – mówił wiceprezydent. – To chyba jakieś show? Szanowne panie pielęgniarki, jesteście manipulowane. Nie można mieszać pojęć straty i płynności finansowej. W przyszłym roku potrzebne będą 4 mln zł dla PZOZ. A dwa już mamy. Gdzie jest ta tragedia? Dla niektórych radnych im gorzej, tym lepiej.


Gdy nadszedł wreszcie czas na udzielanie odpowiedzi, na sali pozostała niewielka grupa ludzi. Wiele osób bezpowrotnie opuściło ratuszową aulę, inni wyszli, aby w kuluarach uzgodnić swoje stanowiska. Ewa Nieścierenko przekonywała, że nowe osoby zatrudniane są wyłącznie wtedy, gdy wymaga tego sytuacja, a ich kompetencje są dokładnie sprawdzane.


– Jeśli ktoś pracuje w przychodni i jest jednocześnie udziałowcem innej firmy, nie świadczy, że źle wykonuje swoje obowiązki – stwierdziła prezeska. – Nie mamy w Płocku zbyt wielu lekarzy, więc proszę się nie dziwić, że dostają tak wysokie uposażenie. Mamy w szpitali doskonałych fachowców, wśród których są także lekarze z Warszawy i Łodzi.talu mamy świetnych ludzi, fachowców na najwyższym poziomie. W tym przyjezdnych, na przykład z Łodzi, Warszawy.


Szefowa PZOZ-u przyznała, że lekarka zatrudniona dotychczas w Górach, zdecydowała się na podpisanie umowy z Orlen Mediką. Ze słów Ewy Nieścierenko wynikało, że w PZOZ-ie nie została zatrudniona osoba będąca kierownikiem nadzorującym osoby sprzątające. Wprawdzie pojawił się nowy człowiek, ale bez tego typu uprawnień. – Odpowiedź na część pytań postaram się przygotować na piśmie. Nie jestem w stanie powiedzieć wszystkiego z pamięci – tłumaczyła się prezeska.


Jej zastępca nie chciał ujawnić szczegółów dotyczących najwięcej zarabiających lekarzy. Usiłował zasłaniać się poufnością, co zostało przyjęte z wyraźnym rozbawieniem, ale i irytacją. Nie pomogło stwierdzenie z sali, że nikt nie żąda konkretnych nazwisk, a jedynie danych liczbowych.


– Od 2011 zatrudnionych było niewiele nowych osób. 40? Jeśli tak, to chyba dobrze się ukrywają – usiłował żartować Marek Stawicki. – O wynik z pierwszego półrocza 2013 roku należałoby zapytać w ratuszu.


Monika Kłosińska z PZOZ-owskiej Solidarności podkreśliła, że szpital to miejsce pracy wielu ludzi. A od przyszłości placówki zależy przyszłość pracowników i ich rodzin. Zaznaczyła, że w PZOZ-ie nie zarabia się kokosów, ale zarząd może liczyć na wsparcie ze strony pracowników. O ile przedstawi sensowny program wyjścia z obecnej sytuacji.


Przewodniczący zarządu Regionu Płockiego Solidarności Wojciech Kępczyński uznał, że od chwili jego urodzenia w szpitalu świętej Trójcy nie zmieniło się prawie nic. Dowodził, że obecne władze miasta nie mają pomysłu na zarządzanie szpitalem, co spotkało się z ostrą ripostą Krzysztofa Izmajłowicza.


Końcowa część sesji przerodziła się w pyskówkę, w której uczestniczyli Wioletta Kulpa, Artur Jaroszewski, Wojciech Kępczyński i Dariusz Skubiszewski. Padały mocne słowa i zarzuty o demagogię. Wioletta Kulpa i Mirosław Milewski demonstracyjnie opuścili salę obrad, zanim sesja została oficjalnie zamknięta. Podobnie jak radni SLD mieli prawo czuć się mocno nieusatysfakcjonowani, bo wiele pytań postawionych przez nich tego wieczoru pozostało bez odpowiedzi.


Fot. Tomasz Paszkiewicz/Portal Płock

Zobacz też:


Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE