Niespełna półroczny Antoni Pracki walczy o życie. Lekarze zdiagnozowali u chłopca dwa nowotwory-glejaka mózgu i siatkówczaka. Rodzice zbierają pieniądze na leczenie w Stanach Zjednoczonych. Potrzeba ok. 1,5 mln złotych.
Antoni to syn Damiana Prackiego, wychowanka Wisły Płock. 30-latek w pierwszym zespole nigdy nie zadebiutował, a po latach przeniósł się na stałe do stolicy i grał w Hutniku Warszawa, z którym niedawno mierzyły się rezerwy klubu. W stolicy urodził mu się syn, ale radość nie trwała długo.
Szczęście zostało zachwiane po zaledwie trzech miesiącach. Jak opisują rodzice na zbiórce prowadzonej za pośrednictwem fundacji Siepomaga, Antoś przestał oddychać.
- Kiedy to zauważyliśmy sami wstrzymaliśmy oddech. Nie było nawet chwili do stracenia, w takich sytuacjach człowiek automatycznie przechodzi w tryb poszukiwania pomocy. Pierwsze badania w szpitalu i kolejne złe informacje: lekarze mówili początkowo o płynie w głowie, później o podejrzeniu guza. Rezonans potwierdził to, czego baliśmy się najbardziej - u synka zdiagnozowano glejaka. Guz został usunięty - w małej główce zmieściła się zmiana wielkości dużej śliwki! - opisują.
To jednak nie był koniec złych informacji, bo lekarze zdiagnozowali jeszcze drugi nowotwór. Siatkówczak zaatakował oba oczka 4-miesięcznego dziś Antosia.
- Lekarze powiedzieli nam, że to pierwszy taki przypadek. Maluszka z dwoma niebezpiecznymi typami nowotworów jeszcze na oddziale nie było - mówią rodzice. - Czekamy na wyniki badania guza - musimy poznać stopień jego złośliwości, musimy działać, by ratować Antosia.
Rodzice Antosia szukają wszelkiej pomocy. Skontaktowali się z innymi rodzicami, którzy toczyli podobną walkę i dotarli do najlepszych specjalistów w Stanach Zjednoczonych. Na przeszkodzie stoją jednak pieniądze - wstępne szacunki wskazują, że na leczenie za oceanem potrzeba ok. 1,5 mln złotych.
- Skąd wziąć taką kwotę w zaledwie kilka tygodni?! Jak powiedzieć własnemu dziecku, że na drodze do ratowania życia stanęły środki? - pytają rozpaczliwie rodzice. - Czas w naszym przypadku to największy wróg. Musimy być gotowi wyruszyć w drogę, jak tylko otrzymamy kwalifikację do leczenia. Błagamy! Prosimy! Otwórzcie serca, zaangażujcie wszystkich, by razem z nami ratować Antosia! Ta ogromna kwota brzmi dla nas jak cud, ale wierzymy, że cuda się zdarzają. Jeśli stracimy nadzieję, to tak, jakbyśmy zgodzili się na śmierć…
Wesprzeć Antosia można za pośrednictwem fundacji Siepomaga.