– Płocka skarpa jest wyjątkowo stroma. Naturalnie strome zbocza mają kąt nachylenia nie większy niż 30 stopni, a ta ma 45. Takie skarpy zawsze są potencjalnie niebezpieczne – mówił w czwartek zaproszony w roli prelegenta do Towarzystwa Naukowego Płockiego, prof. hab. inż. Maciej Kumor z Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy.
– Płocka skarpa to największa wartość, którą dysponujecie – twierdził Kumor. W TNP miał odpowiedzieć na pytanie, czy skarpa, na której stoją zabytki i budynki mieszkalne, jest zagrożona osunięciem w stronę Wisły. Badaniami stateczności zbocza dawniej zajmował się prof. Lech Wysokiński. W różnych punktach miasta pozakładał repery pokazujące przemieszczenia pionowe i poziome. Badania trwały kilka lat. Przy analizie stateczności zboczy należy określić wiele parametrów, by dopasować metodę wzmocnienia. A nie jest to proste. – Trzeba znaleźć najsłabszą warstwę. Łańcuch ma taką wytrzymałość, jak jego najsłabsze ogniwo – twierdził Kumor.
Badania geologiczne służą do określenia stateczności skarpy. Pomocny jest wskaźnik stateczności.
– To stosunek sił dążących do zachowania równowagi do sumy sił zsuwających masy gruntu – wyjaśniał prelegent. Skarpa jest stateczna, gdy siły stawiające opór przemieszczaniu się mas gruntu są większe niż te dążące do jego przemieszczenia (zbocze uważane jest za stabilne, gdy F > 1). – Jesteśmy w takiej sytuacji, że wystarczy ruch skrzydeł motyla i zbocze może zjechać. Obliczenia wykazały, że w obszarze projektowania budynków w strefie krawędziowej wskaźnik stateczności F wyniósł 1,25 - 1,28, w obszarze ul. Piekarskiej od 1,08 do 1,48.
Utrata stateczności, będąca przyczyną osuwania się mas ziemnych, to skutek przekroczenia wytrzymałości gruntu na ścianie wzdłuż dowolnej powierzchni (zwanej strefą poślizgu). Według profesora odległość od krawędzi skarpy do strefy obojętnej wynosi 120 metrów. – Czyli do połowy Starego Rynku – dopowiedział współorganizator spotkania i mieszkaniec starówki, Jerzy Skarżyński. Osuwanie się zbocza powodują siły grawitacyjne (pochodzące z ciężaru gruntu i zabudowy) oraz siły hydrodynamiczne (wywołane przepływem wody przez grunt). Osuwisko powstaje w sposób naturalny lub antropogeniczny (w wyniku niefrasobliwej lub nieświadomej działalności człowieka, często wynikającej z braku wiedzy). Występowanie osuwisk może więc być skutkiem m.in. podmycia zbocza, upadku warstw, wstrząsu wynikającego z ruchu drogowego, wypełniania wodą szczelin na skutek deszczu i śniegu. – Przeszedłem się wzdłuż płockiej skarpy. Z niepokojem zaobserwowałem, że przy tak minimalnych opadach, niemal wszystko jest wysuszone – mówił profesor. – Mało tego, te stare drzewa są zwiędnięte. Równolegle do krawędzi skarpy widać szczeliny i pęknięcia. Oznacza to, że przy intensywnych, nawalnych deszczach, w pierwszej kolejności woda trafi właśnie tam.
Nie zapomnijmy także o wpływie ciężaru zabudowy (budynków, dojazdów), a nawet o roślinności. – W Toruniu zbudowano piękne osiedle nad Wisłą. Deweloper zaznaczył, że skarpę należy obsadzić kłującymi krzewami, aby nikt tamtędy nie chodził. Tak się jednak nie stało. Dzieci zaczęły się bawić. Powstała rozpadlina, zrobiły się wyżłobienia, potem rozcięcie erozyjne. Woda piasek wypłukała. Spłynął w dół. Mieszkańcy uświadomili sobie, że popełniono błąd – opowiadał Kumor.
Jeśli osuwisko już się uaktywniło, za późno na przeciwdziałanie. Do drugiej grupy osuwisk potencjalnie możliwych zalicza się płocka skarpa. Prace nad zabezpieczeniem zbocza toczyły się od lat 70. W 2009 r. wykonano 16 punktów inklinometrycznego monitoringu przemieszczeń skarpy wiślanej (do rury PCV z szynami w środku wpuszcza się sondę, rura i tor jazdy odkształcają się wraz z ruchami warstw ziemi). Trzy lata temu skarpę wzmocniono na odcinku od hotelu Starzyński do kościoła św. Bartłomieja. Także nowe ciągi łączące park na Górkach z nabrzeżem podparto rzędami pali. – Jeśli ktoś rozważa zabudowę w strefie krawędziowej, to jednocześnie konieczne jest stabilizowanie skarpy z myślą o kolejnych pokoleniach – zaznaczył profesor. – Teraz zbocze jest w stanie przedgranicznym. Zupełnie jakbyśmy czekali czy gumka od pasa pęknie po lekkim naciągnięciu, czy też w wyniku normalnego zużycia. Należy liczyć się z wystąpieniem sytuacji ekstremalnej. Co prawda jest we Włocławku stopień wodny, ale były lata, że tama ledwie wytrzymywała.
Profesor uważał, że zaniechano monitoringu. Przyznał zarazem, że posiłkuje się wynikami prof. Wysokińskiego i zawartymi w raportach naukowych, które udało mu się dostać. Z kolei jemu zarzucono „gloryfikowanie” przeszłości. – Pan twierdzi, że zrobiono dokładnie, a było inaczej. Większość ze starych punktów pomiarowych przestała istnieć. Zostały zlikwidowane przez właścicieli kamienic, przy okazji inwestycji – stwierdził główny geolog miasta. Kumor dodawał, że niekoniecznie odnosi się tylko do monitoringu geodezyjnego. Pełny obraz uzyskuje się w wyniku połączenia monitoringu geodezyjnego z satelitarnym. Za konieczne uznał wykonanie w pełnym zakresie pogłębionej analizy środowiskowej, opracowanie studium i prognozy stateczności płockiej skarpy. Dopiero wówczas będzie zasadne formułowanie racjonalnych warunków zagospodarowania skarpy, jako historycznej jednostki urbanistycznej. – Aktualne osuwisko powstało niedawno, było czynne w chwili obserwacji zainicjowanej nie później niż w latach 50. XX w. Od tego momentu cały czas obserwuje się ruch osuwiskowy.
Mieszkaniec Paweł Stefański uznał za konieczne określenie warunków dla miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, które ograniczyłyby zabudowę na zagrożonym osunięciem terenie przyskarpowym. Wspomniał także o pomyśle ulokowania przyszłej filharmonii na nabrzeżu (w pobliżu schodów nad Wisłę). – Czy ma to sens? – dopytywał płocczanin. – Z geologicznego punktu widzenia jest to możliwe, tylko po co? Chyba, że bogatego stać… – odpowiedział Kumor.
O głos poprosiła mieszkanka starówki, zaniepokojona brakiem kompletnego umocnienia skarpy. Pytała o koszty. – Mieszkam na nieumocnionym odcinku. Istnieje szereg antropogenicznych działań, które powinny zostać wyeliminowane, aby dodatkowo nie osłabiać zbocza. Wystarczy, że mamy bardzo stary system wodociągów i kanalizacji – przekonywała. Kumor zastrzegł, że nie można stosować metody małych kroczków. – A bez tego w końcu będzie za późno – dopowiadał, z kolei płocczanka apelowała do radnych: – Weźcie do serca zasadę „po pierwsze nie szkodzić”. Można wyeliminować antropogeniczne zagrożenia dla skarpy, tylko w tej kwestii nic się nie dzieje.
Arkadiusz Gmurczyk zapytał czy powinniśmy się bać. – Można spokojnie spać, tylko trzeba obserwować – odparł Kumor. – Kilka lat temu za cmentarzem ewangelickim oderwał się potężny klif. I to jest odpowiedź na pytanie, czy się bać – mówił Stefański. Pytał o dźwięki o dużym natężeniu, ale o bardzo niskiej częstotliwości podczas „dyskotek”, kiedy emitory ustawione są w stronę skarpy. Kumor zgodził się, że fala akustyczna nie pozostaje bez wpływu na stan płockiego zbocza.
Radna Wioletta Kulpa dociekała, czy aby nowy, kilkukondygnacyjny budynek (planowany przez firmę Budizol przy ul. Piekarskiej od strony Placu Książęcego) nie zagrozi stateczności skarpy. – Jako radni mamy problem z komunikacją z Ratuszem, który albo nie przekazuje, albo cedzi pewne informacje. Spieramy się w zakresie odległości od skraju korony skarpy do tej bezpiecznej odległości, w której możliwa jest zabudowa. Ratusz się nie zgadza, że chodzi o 15 metrów. Czy wzdłuż Wisły, na koronie skarpy, należy wydzielić teren pod szczególnym nadzorem? Uzyskanie pozwolenia na budowę byłoby tam szczególnie trudne – podkreśliła. Kumor posłużył się przykładem Bydgoszczy, gdzie wydzielono strefy archeologiczne. Obowiązują w nich specjalne zasady realizacji. Wskazał też na Wrocław i Kraków. – Wszystkie obliczenia, z którymi się zetknąłem, a także te, które myśmy robili, wskazują na minimum 15 metrów.
Dr inż. Zenon Duda z Akademii Górniczo-Hutniczej jest autorem analizy na zlecenie płockiego Ratusza. – W zakresie wpływu zabudowy na stateczność skarpy płockiej napisał, że powinna być dopuszczona wyłącznie lekka zabudowa – przypominał Jerzy Skarżyński. – Zgodnie z tą analizą obiekty budowlane nie mogą mieć więcej niż trzech kondygnacji nadziemnych, przy czym za kondygnację uznaje się poddasze. Tymczasem inwestor, firma Budizol, najwyraźniej ma inne plany, wskutek czego budynek może okazać się wyższy. Osiem lat walczyłem, abym jako mieszkaniec ul. Piekarskiej stał się stroną w postępowaniu administracyjnym. Gdzie w tym wszystkim jest granica szaleństwa?
fot. K.Z.