Nafciarzom nie wystarczyła sześciobramkowa zaliczka z pierwszego meczu 1/8 Ligi Mistrzów. Paraliżowani momentami ogłuszającym dopingiem macedońskich kibiców, popełniali mnóstwo błędów i przegrali z Vardarem Skopje 31:20.
Przed wyjazdem do Skopje zarówno trener Manolo Cadenas, jak i jego podopieczni zapowiadali, że nie zamierzają bronić sześciobramkowej zaliczki, ale powalczyć o zwycięstwo. Niestety, po końcowej syrenie powody do zadowolenia mieli wyłącznie gospodarze, którzy z nawiązką odrobili straty z pierwszego meczu.
Aby marzyć o awansie do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, nafciarze w swej grze musieli zbliżyć się do ideału. Niestety, stało się zupełnie inaczej. W Orlen Arenie Wisła z Vardarem wzniosła się na wyżyny swoich umiejętności. W Skopje tymczasem nafciarze popełnili tak wiele błędów, że można byłoby nimi obdarzyć kilkanaście innych spotkań.
Chociaż do Macedonii dotarła jedynie czteroosobowa grupa płockich kibiców, nafciarzy wspierało około pięćdziesięciu koszalińskich żołnierzy z polskiej misji w Kosowie z biało-czerwonymi flagami i szalikami. Ich doping jednak zupełnie zginął w niesamowitym tumulcie, jaki tworzyli miejscowi fani. Ogłuszający hałas był wprost trudny do opisania. Do tego jeszcze atmosferę w hali Jane Sandanski Sport Centre zagęszczał dosłownie unoszący się dym papierosowy. Najzagorzalsi kibice z grupy "Komiti" za nic mieli przepisy pożarowe, odpalali również race. Trudno jednak całą winę za sromotną porażkę zrzucać na gorącą atmosferę na trybunach.
Nafciarze przegrali przede wszystkim w sferze mentalnej. Dopóki przewaga miejscowych nie przekraczała trzech-czterech bramek, podopieczni trenera Manolo Cadenasa prezentowali się jeszcze w miarę przyzwoicie. Kiedy jednak po przerwie różnica sięgnęła siedmiu oczek na korzyść miejscowych, nafciarze zaczęli pękać.
Gracze Wisły, chcąc jak najszybciej zniwelować różnicę bramkową, zaczęli zbytnio się spieszyć. A grający na luzie Vardar wykorzystywał z zimną krwią wszystkie błędy nafciarzy. Klasą dla siebie byli Igor Karacić, Alex Dujshebaev i Sergei Gorbok, którzy zdobyli aż 24 bramki, czyli więcej niż cały płocki zespół.
Do tego dodać trzeba doskonale dysponowanego Arpada Sterbika. O ile w Płocku bramkarz Vardaru bronił wprost beznadziejnie, tym razem był jednym z pierwszoplanowych graczy swego zespołu. Wystarczy powiedzieć, że w pierwszym kwadransie drugiej połowy dał się pokonać tylko raz.
Wiśle zabrakło w Skopje lidera, który pociągnąłby zespół do walki o korzystny rezultat. Widoczne to było szczególnie w sytuacji, gdy rezultat zaczął przechylać się na korzyść miejscowych. Owszem, Marcin Wichary obronił wówczas rzut karny egzekwowany przez Alexa Dujshebaeva, a Mariusz Jurkiewicz zdobył gola rzutem przez całe boisko, ale to było za mało, aby złamać rozpędzonych Macedończyków.
Niestety, po raz kolejny przygoda Wisły z Ligą Mistrzów kończy się na pierwszej rudzie rozgrywanej systemem pucharowym. A to oznacza, że marzenia o podboju Europy trzeba będzie przełożyć w najlepszym wypadku o rok. Problem w tym, że skład płockiego zespołu na sezon 2015/2016 jest obecnie wielką niewiadomą.
Vardar Skopje – Orlen Wisła Płock 31:20 (14:10)
Vardar: Sterbik, Angelov – Brumen, Toskić 2, Karacić 7, Dujshebaev 9, Diborow 1, Gorbok 8, Abutović, Lazarov 1, Shishkarev, Chipurin, Stoilov 3, Terzić
Orlen Wisła: Corrales, Wichary – Kwiatkowski, Tioumenstev 3, Ghionea 2, Jurkiewicz 3, Syprzak 2, Zelenović 2, Nikcević, Wiśniewski 3, Montoro 1, Daszek 1, Racotea 3
Fot. Tomasz Miecznik / Portal Płock
Więcej zdjęć z Macedonii zobaczcie w naszej galerii