reklama
reklama

Pracowity wieczór Szymona Marciniaka. W derbach Madrytu nie obyło się bez kontrowersji

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Jan Piechota

Pracowity wieczór Szymona Marciniaka. W derbach Madrytu nie obyło się bez kontrowersji - Zdjęcie główne

foto Jan Piechota

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportW regulaminowym czasie gry Atletico Madryt pokonało Real Madryt 1:0, co oznaczało dogrywkę, a potem także rzuty karne. W derbach Madrytu nie zabrakło kontrowersji i niecodziennych sytuacji.
reklama

Derby Madrytu na Wanda Metropolitano zapowiadały się jako jeden z meczów, w którym zdarzyć może się wszystko. Real na Santiago Bernabeu wygrał tylko 2:1 i Atletico mogło spokojnie myśleć o odrobieniu strat. I tak się stało, bo bramka na 1:0 padła już w 1. minucie meczu. Przez kolejnych 89 bramek nie było, ale nie obyło się bez kontrowersyjnych sytuacji. 

W 20. minucie meczu, po jednej z niewielu udanych szarż, Vinicius Junior z parteru zagrywał piłkę w pole karne. Ta trafiła w wystawioną rękę Giuliano Simeone, syna trenera Atletico. Marciniak ani z boiska, ani po usłyszeniu komunikatu z VAR nie zdecydował się na podyktowanie rzutu karnego. Polak uznał, że ręka Argentyńczyka była zupełnie przypadkowa. 

W drugiej połowie Marciniak za to nie miał już żadnych wątpliwości i podyktował rzut karny dla Realu po faulu Clementa Lengleta na Kylianie Mbappe. Kwestią sporną pozostaje kolor kartonika dla francuskiego stopera - Marciniak pokazał żółtą kartkę. Widocznie sędzia uznał, że będący obok sytuacji Marcos Llorente miałby szansę na interwencję. 

reklama

- Jeżeli uznajemy, że Llorente zdążyłby, to oznacza, iż Lengletowi należała się żółta kartka. Jeśli uznajemy, że Llorente nie miał już szans dobiec do piłki przed kolejnym zagraniem Mbappe, to oznacza, iż Lengletowi należała się kartka czerwona. Jeżeli sędzia miał wątpliwości, czy Lenglet by zdążył, nie mógł mu pokazać czerwonej kartki. Dlatego skończyło się na żółtej - tłumaczy Rafał Rostkowski na łamach sport.tvp.pl.

VAR w takiej sytuacji nie mógł interweniować. 

Do największej kontrowersji doszło podczas serii rzutów karnych. W drugiej serii po stronie Atletico do piłki ustawionej na 11. metrze podszedł Julian Alvarez. Argentyńczyk poślizgnął się, ale piłka wpadła pod poprzeczkę bramki. Przez kilka chwil wydawało się, że bramka będzie zaliczona. Okazuje się, że już piłkarze na boisku czuli, że przy strzale Alvareza doszło do błędu. Po chwili taką samą informację od Tomasza Kwiatkowskiego dostał Szymon Marciniak. Okazało się, że napastnik Atletico postawił lewą stopę tak blisko piłki, że kiedy uderzył futbolówkę prawą, to ta jeszcze musnęła lewą stopą. Jest to tak zwane "podwójne zagranie", niedozwolone m.in. przy rzutach wolnych i karnych. Powtórki pokazują wyraźnie, że decyzja jest prawidłowa. 

reklama
Rozwiń

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo