reklama

Od awansu minęły ponad dwa lata. Zespół jest już zupełnie inny

Opublikowano:
Autor:

Od awansu minęły ponad dwa lata. Zespół jest już zupełnie inny - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport20 maja 2016 roku piłkarze Wisły Płock w niezwykle efektownym stylu przypieczętowali awans do Ekstraklasy, pokonując Zawiszę Bydgoszcz 5:0. 26 sierpnia 2018 roku Nafciarze w równie imponującym stylu rozgromili przy Łazienkowskiej Legię Warszawa 4:1. To pierwsze spotkanie, w którym nie wystąpił żaden z piłkarzy biorących udział w awansie na najwyższy szczebel rozgrywek.

20 maja 2016 roku piłkarze Wisły Płock w niezwykle efektownym stylu przypieczętowali awans do Ekstraklasy, pokonując Zawiszę Bydgoszcz 5:0. 26 sierpnia 2018 roku Nafciarze w równie imponującym stylu rozgromili przy Łazienkowskiej Legię Warszawa 4:1. To pierwsze spotkanie, w którym nie wystąpił żaden z piłkarzy biorących udział w awansie na najwyższy szczebel rozgrywek. 

Podopieczni Marcina Kaczmarka swoją ostateczną batalię o powrót do Ekstraklasy zaczęli 2 sierpnia 2015 w Sosnowcu. Nafciarze wygrali 1:0 po trafieniu Maksymiliana Rogalskiego i zespół obrał kurs na czołówkę tabeli. Początkowo było kilka potknięć, ale ostatecznie cel udało się zrealizować. Awans do Ekstraklasy po 9 latach stał się faktem. Większy lub mniejszy udział przy tym sukcesie mieli: 

Seweryn Kiełpin, Marko Radić, Bartłomiej Sielewski, Cezary Stefańczyk, Patryk Stępiński, Przemysław Szymiński, Jakub Bąk, Piotr Darmochwał, Dimitar Iliev, Maciej Kostrzewa, Dominik Kun, Wojciech Łuczak, Piotr Mroziński, Damian Piotrowski, Arkadiusz Reca, Maksymilian Rogalski, Piotr Wlazło, Lukas Kubus, Mikołaj Lebedyński, Paweł Łysiak, Mateusz Kryczka, Damian Byrtek, Emil Drozdowicz, Fabian Hiszpański*

*zawodnicy zagrali przynajmniej w jednym spotkaniu w sezonie 2015/16.

Jeszcze w zimowym okienku transferowym tamtego sezonu z Płockiem pożegnali się Kostrzewa, Darmochwał i Łysiak. Pięciu zawodników odeszło latem 2016, a konkretnie Radić, Bąk, Łuczak, Kubus, Hiszpański i Lebedyński. Niektórzy nie mogli zagwarantować odpowiedniego poziomu ligę wyżej, a ten Miki sam naciskał na wypożyczenie. Z kolei za Fabiana Hiszpańskiego trzeba było zapłacić, ale klub nie był zainteresowany. Dziś wychowanek Wisły gra... w II zespole. 

Po pierwszym półroczu rywalizacji z najlepszymi w Polsce klub nie wykonywał nerwowych ruchów z pierwszoligowej drużyny odpadł tylko Mroziński. Byłemu zawodnikowi wygasł kontrakt, a zarząd nie był zainteresowany jego przedłużeniem. 

Jako beniaminek Wiślacy zagrali naprawdę dobry sezon. Byli o włos od załapania się do grupy mistrzowskiej, ale ostatecznie spadli na dwunastą pozycję. Bez problemu zapewnili sobie jednak utrzymanie, więc wynik trzeba uznać za sukces. Latem z klubu odszedł jednak Marcin Kaczmarek, najdłużej pracujący w Płocku trener. Poza tym z zawodników, z którymi Generał wywalczył awans, innych pracodawców szukać musieli Iliev, Kun i Drozdowicz. Po kilku kolejkach do Palermo wytransferowano Szymańskiego, a Wlazło powędrował do Jagielloni. Dziś ten ruch prezes Kruszewski określa jako majstersztyk. 

- To normalna rzecz, że zawodnicy przychodzą i odchodzą - mówi prezes Jacek Kruszewski. - Po pierwszym sezonie ekstraklasowym mieliśmy dużo przemyśleń i wtedy ściągnęliśmy wielu piłkarzy. Taka jest kolej rzeczy, że zespół się zmienia. Pamiętam ile kontrowersji było przy wymianie Wlazło na Szymańskiego, a my przecież dostaliśmy jeszcze pieniądze. Czas pokazał, że była to znakomita decyzja i dziś możemy to otwarcie mówić. 

W marcu tego roku rozwiązano kontrakt z Piotrowskim, strzelcem pierwszej bramki w pamiętnym meczu z Zawiszą. Lebedyński znów powędrował na wypożyczenie do Górnika Łęczna, a 30 czerwca 2018 jego kontrakt z Wisłą wygasł, podobnie jak umowa Seweryna Kiełpina strzegącego dziś bramki Stali Mielec. Latem pożegnano również Maksymiliana Rogalskiego, kapitana tamtej drużyny. Wszystko wskazuje na to, że 34-letni pomocnik zakończył karierę. Płock opuścił też Arek Reca, który stał się bohaterem najdroższego w historii klubu transferu. Kilka dni temu zespół opuścił jeszcze Damian Byrtek - stoper przeniósł się do Piasta Gliwice. 

Spośród pierwszoligowego składu, po zamknięciu letniego okna transferowego w 2018 roku, w zespole zostali tylko Bartłomiej Sielewski, Patryk Stępiński i Cezary Stefańczyk, a na liście transferowej jest Mateusz Kryczka. W Warszawie nie wystąpił żaden z nich. 

Prawidłowa selekcja

Co jednak się rzuca w oczy? Większość zawodników jest dziś niżej, niż klub. Wyjątek stanowią wspomniany Reca, który  jest zawodnikiem Atalanty Bergamo i reprezentantem Polski. W Palermo, które na ostatniej prostej przegrało awans do Serie B, jest Przemysław Szymiński. Byrtek szans na grę szuka w Gliwicach, a spoza zawodników pamiętających I ligę jeszcze Tomislav Bozić i Mateusz Piątkowski są dziś w Ekstraklasie. W Legii jest oczywiście Jose Kante, ale niepozostanie w Płocku było decyzją napastnika. 

- Można wyciągnąć wniosek, że nasza selekcja jest prawidłowa. Poza dwoma zagranicznymi transferami jeszcze w Miedzi Legnica są Bozić i Piątkowski - komentuje prezes. - Zespół będzie się zmieniał, bo każda runda to nowe obserwacje. Zawodnicy pokazują się z lepszej i gorszej strony. Zimą też nastąpią zmiany. Rotacja jest, ale pozytywna, bo zespół prezentuje coraz wyższy poziom.

Wielu zawodników na poziomie Ekstraklasy nie gwarantowało określonego poziomu i rozstanie się z nimi jest w pełni zrozumiałe. Czy jednak są pożegnania, których prezes żałuje? Na pierwszą myśl przychodzi Mateusz Piątkowski, o którego klub długo zabiegał, a dziś poza Ricardinho nikt w zespole nie gwarantuje bramek na tej pozycji. 

- Decyzje są podejmowane prze kilka osób, nie tylko zarząd. Bierze w tym udział dyrektor sportowy i przede wszystkim trener. Jeśli trener wyraża taką, a nie inną opinię, to my podejmujemy decyzję. Mateusz Piątkowski rywalizował z Kamilem Bilińskim. To zawodnicy o bardzo podobnej charakterystyce i z jednego z nich zimą musieliśmy zrezygnować. Czy mógłby zostać? Pewnie tak, bo jest dziś z Miedzią w Ekstraklasie, choć ostatnio stracił miejsce w składzie. Bardzo dobrze wspominam Mateusza - mówi prezes. 

Prezes Kruszewski znany jest z tego, że jest sentymentalnym człowiekiem. Nie ukrywa tego, choć zapewnia, że w pracy w klubie nie ma na to miejsca. 

- Biorąc odpowiedzialność za klub sentymenty trzeba schować na bok - mówi. - Żegnając się z każdym zawodnikiem czułem wzruszenie. Tak było chociażby ostatnio przy odejściu Damiana Byrtka. Niestety, taka branża i zmiany muszą następować. W I i II lidze też przychodziło mnóstwo zawodników. Kto dziś pamięta o Rozmusa, Zyskę, Hempela czy Kasprzyckiego? - pyta retorycznie na koniec. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE