W Płocku spędził prawie pięć lat. Tego lata po awansie Wisły do ekstraklasy serbski obrońca opuścił Płock. Co słychać u zasłużonego dla płockiego klubu stopera?
W niebiesko-biało-niebieskim trykocie Wisły rozegrał 102 oficjalne spotkania, strzelając przy tym 7 bramek, przez co zapisał się w historii klubu z Łukasiewicza jako obcokrajowiec z największą ilością rozegranych meczów. W czerwcu serbski obrońca Marko Radić odszedł z Wisły i przeniósł się do Czech.
Michał Łada: Co słychać w Opawie?
Marko Radić: W porządku, klasyka – trening, mecz, trening, mecz. Wiadomo jak to jest w życiu piłkarza. Dziś po treningu gramy sparing z drużyną z ekstraklasy.
Byłem przekonany, że zostaniesz w Polsce. Ty jednak zdecydowałeś się na transfer do Czech.
Trafiłem tutaj przez znajomego z Serbii. Zadzwonił do mnie. Powiedział, że jest opcja gry w Opawie. Przyjechałem na miejsce, zobaczyłem, że wszystko jest w porządku. Dowiedziałem się nieco o klubie, o zespole, jakie są tu warunki do pracy. Szybko się dogadaliśmy i tak zostałem zawodnikiem Slezkiego.
Jak się czujesz w nowym otoczeniu?
Czuję się tutaj bardzo dobrze. Poukładany klub, dobrze zorganizowany, posiadający odpowiednią bazę treningową i dobre warunki do gry w piłkę. Wszystko jest na wysokim poziomie, począwszy od boiska głównego i treningowych, po zaplecze, sprzęt piłkarski, kadrę i trenera. Szybko złapałem też kontakt z chłopakami w szatni. Atmosfera w klubie jest bardzo pozytywna i nie mam absolutnie do czego się przyczepić.
Druga liga czeska to odpowiednik polskiej pierwszej ligi. Dostrzegasz jakieś różnice w sposobie gry i poziomie rozgrywek?
Zespoły starają się grać bardziej kombinacyjnie, bez posyłania dalekich piłek w pole karne. Spory nacisk kładzie się też na technikę. Nasz trener ma swoją wizję, gra zazwyczaj dwoma napastnikami i dokładnie rozpracowuje każdego kolejnego przeciwnika. Mówię to przede wszystkim na podstawie tego, co widzę na treningach. To jest dopiero mój początek w tej lidze, więc ciężko mi na ten moment coś więcej powiedzieć. Generalnie poziom jest dosyć wysoki.
Tęsknisz za Płockiem?
Oczywiście, że tęsknię. Prawie pięć lat jednak robi swoje, tym bardziej, że w Płocku czułem się znakomicie. Brakuje mi też naszej szatni i kolegów. Z niektórymi znałem się od początku mojej gry w Wiśle. Kibice w Płocku też byli fantastyczni. Z drugiej strony to jest właśnie piłka. Życie piłkarza często tak właśnie wygląda, że zmienia się klub i otoczenie. Trzeba patrzeć do przodu, nie odwracać się za siebie.
Czujesz żal do Wisły, że nie zdecydowała się na dalsze kontynuowanie współpracy z Tobą?
Raczej bym nie przesadzał. Spędziłem jednak w Wiśle bardzo dużo czasu, stąd pojawił się smutek. Byłem w tym klubie również w tych najtrudniejszych momentach, od czasu drugiej ligi. Byłem też wtedy, kiedy nasze wspólne marzenie się spełniło – mówię tutaj o awansie do ekstraklasy. Nie ma jednak w piłce sentymentów. Raz jesteś tu, potem grasz w innym miejscu. Niektórzy zawodnicy, którzy byli w podstawowym składzie Wisły przed awansem albo nie grają, albo już ich w klubie nie ma. Ale pewnych zmian się nie oszuka. Tak to jest w naszym piłkarskim życiu.
Życie toczy się dalej. Zawsze jednak będę bardzo miło wspominał ten okres w moim życiu.
Najlepszy moment podczas twojego 5-letniego pobytu w Wiśle?
Dużo było dobrych momentów. Bardzo miło wspominam awans Wisły z drugiej do pierwszej ligi. To było coś. Ale zdecydowanie najlepszy moment to nasze wspólne marzenie, o którym już mówiłem, czyli awans do ekstraklasy. Potem wspólna radość z kibicami w mieście – to było coś, co pozostanie w mojej pamięci na całe życie.
Najgorszy?
Zdecydowanie spadek Wisły do drugiej ligi. Pamiętam, że to były moje początki w Płocku. Bardzo ciężki moment. Wiadomo, że dla piłkarza spadek to najgorsze, co może sobie wyobrazić. Atmosfera w klubie też była wtedy bardzo nieciekawa, jednak z czasem wszystko się ułożyło i wspólnymi siłami udało się odbudować Wisłę Płock, z roku na rok wyglądało to co raz lepiej.
Kontaktujesz się z kimś z drużyny?
Często rozmawiam z Dimitarem Ilievem. Kontaktuje się też ze starymi znajomymi z Wisły czyli Piotrem Wlazło i Marcinem Kowalskim (masażysta - red.).
A śledzisz poczynania Wisły w ekstraklasie?
Staram się obserwować. Czytam, sprawdzam wyniki. Często mamy w tym samym czasie treningi albo mecze, ale zawsze sprawdzam jak sobie radzi Wisła. Problem polega na tym, że ja w Czechach nie mogę obejrzeć meczów, a nawet skrótów czy bramek, ponieważ działa to tylko na terytorium Polski.
30-stka na karku, kilka lat jeszcze na pewno pograsz. Myślisz już powoli czym zajmiesz się po zakończeniu piłkarskiej kariery?
Myślę, że niedługo nadejdzie czas, że trzeba będzie powoli o tym myśleć. Tak jak mówisz, jeszcze parę lat gry przede mną, taką mam przynajmniej nadzieję. Wiadomo, że wszystko zależy od tego, czy zdrowie będzie dopisywać. Mam już w głowie jakieś konkretne plany, jednak nie chce ich, póki co, zdradzać. Nie chcę zapeszać (śmiech).
Na zakończenie prosiłbym o kilka słów do płockich fanów od Marko Radicia.
Wielka prośba do płockich kibiców, żeby nadal wspierali Wisłę tak, jak to robili dotychczas, kiedy ja byłem w klubie. Żeby pomagali chłopakom na boisku, bo to naprawdę dla piłkarza bardzo ważne. Zarówno w dobrych, jak i przede wszystkim w tych gorszych momentach, kiedy nie idzie. Zawodnicy muszą czuć, że kibice w nich wierzą. Ja tak zawsze czułem będąc w Płocku. Teraz Wisła gra w ekstraklasie, więc tym bardziej potrzeba wsparcia trybun. Trzeba też trochę cierpliwości, nie da się sukcesu zrobić w jeden dzień, na to potrzeba czasu. Jestem pewien, że z takim wsparciem kibiców, jakiego ja w Płocku doświadczyłem, chłopakom będzie łatwiej i bez problemu Wisła da sobie radę w ekstraklasie.