reklama

Łukasz Masłowski: Rozczaruje mnie miejsce poza ósemką

Opublikowano:
Autor:

Łukasz Masłowski: Rozczaruje mnie miejsce poza ósemką - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportCzym Kibu Vicuna zaimponował Łukaszowi Masłowskiemu? Na jakiej pozycji można spodziewać się transferów? Jak wygląda proces pozyskiwania zawodników w Wiśle Płock? Czy uda się zatrzymać Ricardinho i kto wygrywa rywalizację o rolę napastnika nr 2? Na te i wiele innych potań odpowiadał Łukasz Masłowski, dyrektor sportowy Wisły Płock.

Czym Kibu Vicuna zaimponował Łukaszowi Masłowskiemu? Na jakiej pozycji można spodziewać się transferów? Jak wygląda proces pozyskiwania zawodników w Wiśle Płock? Czy uda się zatrzymać Ricardinho i kto wygrywa rywalizację o rolę napastnika nr 2? Na te i wiele innych potań odpowiadał Łukasz Masłowski, dyrektor sportowy Wisły Płock. Rozmowa została przeprowadzona przed meczem z Zagłębiem Sosnowiec. 

Czy zwolnienie Dariusza Dźwigały była najtrudniejszą decyzją jaką musiał pan podjąć w swojej karierze jako dyrektor sportowy?

Na pewno to nie była łatwa decyzja. To zawsze nieprzyjemne sytuacje. Rozstania są trudne, łatwiej się wiązać. Z perspektywy czasu myślę, że słuszna. Zespół potrzebował nowego impulsu, bodźca do tego żebyśmy zareagowali pozytywnie. Możemy powiedzieć, że ten impuls jest, ale za wcześnie żeby wyciągać ostateczne wnioski. Jeszcze dużo meczów przed nami, na ostateczne rozliczenia przyjdzie czas na koniec sezonu. 

Czy to trochę dlatego, że Dariusz Dźwigała jest bardzo sympatycznym, dobrym człowiekiem? 

W życiu nie powiem złego słowa na Dariusza Dźwigałę. Uważam go za fantastycznego człowieka i dobrego trenera, ale nie każdy trener w danej grupie się adaptuje. Ten zespół potrzebował innego charakteru treningu, takie były nasze wnioski. Rozliczymy się z tego na koniec sezonu. Trudno się rozstawać z kimś, kto jest w porządku wobec piłkarzy i wobec nas. Powtórzę: to było trudne. 

W polskiej piłce rzadko zdarza się, że osoby decyzyjne same biorą odpowiedzialność za swoje działania. Pan napisał, że w razie niepowodzenia z przyszłym trenerem, którym dziś jest Kibu Vicuna, "położy głowę", czyli jak rozumiem poda do dymisji. 

Te słowa były w różny sposób odbierane. Rzeczywiście, chcę brać odpowiedzialność za wynik sportowy tego zespołu. Ona nie może spadać tylko na trenera. Wspólnie podejmujemy decyzje. Nie jestem przyspawany do stołka. Jeśli drugi raz będzie popełniony błąd z mojej strony w kwestii doboru trenera, oczywiście uważam, że muszę ponieść konsekwencje. Dojdę do wniosku, że mój pomysł na tę drużynę się wyczerpał i może ktoś inny będzie robił to lepiej. Wierzę, że się uda i z nowym trenerem zrobimy progres, że będziemy zespołem, który będzie liczył się w Ekstraklasie. Nie mówię, że do ostatniej kolejki mamy grać o europejskie puchary, bo musimy twardo stąpać po ziemi i zdawać sobie sprawę, na co nas w danym momencie stać. Na pewno stać nas na dużo lepszą grę i wyższe miejsce w tabeli, niż momencie, w którym rozstawaliśmy się z Dariuszem Dźwigałą.

Skąd pomysł z Kibu Vicuną? To nie jest standardowa osoba z karuzeli trenerskiej, jako pierwszy szkoleniowiec pracował tylko kilka miesięcy na Litwie i domyślam się, że niewiele meczów Trakai pan widział.

Obejrzałem dwa mecze na żywo i dwa pełne na wideo, czyli łącznie cztery. Dla mnie istotne były spotkania z lepszymi zespołami, jak np. Partizanem Belgrad i Cefn Druids w eliminacjach Ligi Europy. Trenera Vicunę bliżej poznałem na Cyprze, gdzie wspólnie ze Śląskiem Wrocław byliśmy na obozie przygotowawczym. Mieliśmy przyjemność podróżować razem w trakcie obozu. Liga cypryjska cały czas grała, więc obejrzeliśmy kilka spotkań, wymienialiśmy się poglądami. Jest dobrym człowiekiem, ma ogromną wiedzę, pasję. Merytorycznie jest przygotowany i bardzo optymistycznie nastawiony. Wydawało mi się, że to może być osoba, której szatnia w tym momencie potrzebuje. 

Znamy filozofię klubu. Trener w Płocku musi umiejętnie wprowadzać młodych zawodników, ale też grać przyjemnie dla oka. Pod takim kątem był dobierany Kibu Vicuna?

Jest wiele czynników. Pierwszy to to, o czym pan wspomniał, żeby Wisła grała dobrze w piłkę. Chcemy też promować młodych piłkarzy, żeby mieć z tego środki na funkcjonowanie klubu. Mieliśmy Przemka Szymińskiego, Arka Recę, w najbliższym oknie być może trafi się nam kolejny transfer. Chcemy to kontynuować i zdajemy sobie sprawę, że na dziś to jest sposób na funkcjonowanie klubu. Uważam, że jak na nasze możliwości to dobry kierunek. Kibice mogą się nie zgodzić, że najlepsi zawodnicy nie powinni odchodzić, ale tak to dziś wygląda. Najlepsi odchodzą do lepszych klubów z Legii Warszawa. Taka jest polska liga i taki jest dziś rynek. Potrzebujemy trenera, który będzie tych chłopaków rozwijał. Nie stać nas na gotowych piłkarzy. Musimy ich wynaleźć, przygotować do odpowiedniego poziomu. Jedni są dziś na wyższym pułapie, inni na niższym. Chcemy, żeby trener potrafił wszystkich podnieść na wyższy poziom, nie bał się stawiać na mniej znanych zawodników i liczył z tym, że w każdym oknie może kogoś stracić.

Mecz z Zagłębiem Sosnowiec to półmetek rundy zasadniczej, zbliża się zimowe okno transferowe. Na pewno ma pan już jakieś przemyślenia. Jakich ruchów możemy się spodziewać?

Dużo będzie zależało od tego, czy kogoś stracimy. Oferty na dziś nie ma, ale w każdej chwili może się pojawić i chcemy być przygotowani. Myślę, że dwóch-trzech piłkarzy do nas dołączy. Może jeden na wyższym poziomie sportowym i dwóch, którzy w najbliższym czasie mogą zaistnieć. Obieramy ten sam kierunek. Mamy jeszcze kilka spotkań, zobaczymy co się wydarzy. Cały czas dyskutujemy, gdzie mamy największe braki i jak zespół wzmocnić. To będzie jednak kosmetyka, a nie rewolucja.

Wisła potrzebuje zawodnika na pozycję, na którą szuka cała Europa. Trwają gorączkowe poszukiwania lewego obrońcy?

Tak, zdecydowanie to problem, który ma też np. reprezentacja. My też nie jesteśmy zadowoleni z tego, jak wyglądamy z lewej strony defensywy, ale nie przekreślamy jeszcze chłopaków. Mamy nadzieję, że z nowym trenerem wzniosą się na poziom, jakiego byśmy sobie życzyli. Na pewno chcielibyśmy jednak tę rywalizację zwiększyć. 

Samoczynnie nasuwa się nazwisko Krystiana Misia, który nie zagrał jeszcze ani minuty. Miał dostać szansę w pucharze z Siarką Tarnobrzeg, ale był akurat kontuzjowany.

Krystian jest na razie wielką niewiadomą. Czekamy na jego powrót do pełnej dyspozycji. Mam nadzieję, że dostanie w końcu szansę, żebyśmy mogli określić, na jakim poziomie sportowym jest. Przed nim dużo pracy, ale na pewno ma potencjał. Ma 22 lata, więc mówię w kontekście zaistnienia w Ekstraklasie. Najwyższa pora, żeby zaczął grać. Jak mówiłem: potrzebna nam większa rywalizacja na tej pozycji.

W czasie rozmowy dyrektor cały czas odrzuca połączenia.

Dużo telefonów dziennie pan odbiera?

Są okresy, gdzie bardzo dużo i takie, kiedy dużo mniej. Teraz jest raczej spokojniejszy, ale im bliżej okna transferowego, będzie ich więcej.

Czy to menadżerowie dzwonią do pana z ofertą "super piłkarza" czy polega pan na swoich kontaktach? 

Telefony od menadżerów zdarzają się często, ale po tylu latach potrafię ten rynek wyselekcjonować i wiem, z kim można prowadzić realne rozmowy, kto jakich zawodników reprezentuje, a nie jest pośrednikiem pośrednika. Wiem z kim i na co mogę sobie pozwolić. Dużo agentów rekomenduje piłkarzy, ale zawsze chciałbym wiedzieć, o kim rozmawiamy. Znam środowisko i dziś to bardziej ja zabiegam o zawodników. Agenci wiedzą już, że ciężko mi kogoś "wcisnąć". 

Dział skautingu w Wiśle Płock na razie ogranicza się do dyrektora sportowego. Jak powinno to wyglądać według pana wizji?

Każdego piłkarza którego ściągam do Płocka chciałbym "dotknąć" na żywo. W większości tak było. Nie pamiętam nawet, kogo nie oglądaliśmy na żywo. Teraz właśnie wróciłem z zagranicy. Oglądałem piłkarza, którego chcielibyśmy ściągnąć. Posługuję się też materiałami wideo, bo mój czas jest ograniczony. Nie jestem w stanie wszystkich obejrzeć, zwłaszcza zagranicą. W Polsce jest to dużo łatwiejsze. Mimo wszystko chciałbym, żeby każdy był przynajmniej raz na żywo obejrzany, ale to nie znaczy, że jest to w 100% skuteczne i da efekt. Wychodzę jednak z założenia, że warto polecieć i każdego obejrzeć z perspektywy trybun.

Mam nadzieję, że niedługo zrobimy tu małą siatkę. Myślę, że jedna-dwie osoby na tym poziomie by wystarczyły. Klub cały czas robi postęp organizacyjny i sportowy. Mam nadzieję, że dział skautingu się powiększy.

Możemy się już chyba powoli zacząć zastanawiać czy uda nam się zatrzymać Ricardinho dłużej niż do czerwca.

Ricardinho ma kontrakt na dwa lata. Wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądał do końca sezonu. Liczę się z tym, że jeśli pojawi się klub, który będzie chciał go pozyskać, stracimy go. Cieszę się, że robi się zainteresowanie wokół danego piłkarza. To utrudnienie, bo trzeba szukać kolejnego piłkarza, ale wprowadzamy jakość do polskiej ligi. 

Nie ma pan wrażenia, że Wisła Płock zajmując piąte miejsce w zeszłym sezonie postawiła sobie poprzeczkę za wysoko i staje się ofiarą własnego sukcesu? Dziś miejsce poza grupą mistrzowską będzie odebrane jako porażka.

Mnie też rozczaruje miejsce poza ósemką bo uważam, że mamy zespół który zasługuje na grę w grupie mistrzowskiej. Nie jesteśmy przygotowani organizacyjnie i finansowo na walkę o europejskie puchary, ale personalnie jesteśmy mocnym zespołem. Pozwala nam to na regularną grę w górnej ósemce. Taki cel sobie stawiam i tego oczekuję od drużyny. Myślę, że oni w to wierzą i wiedzą, że ich na to stać. W zeszłym sezonie graliśmy dobrą, efektowną piłkę. Pozwoliło nam to walczyć o europejskie puchary. Dziś początek mamy trudny i ten sezon nie będzie tak udany, jak ostatni. Ósemka jest jednak w naszym zasięgu. Oczywiście bym tego chciał, bo nie takie scenariusze piłka pisała. Dziś musimy patrzeć na to, co się dzieje wokół nas i dążyć do tego, żeby zabezpieczyć byt w Ekstraklasie na kolejny sezon poprzez grę w ósemce. A później zobaczymy, wszystko jest możliwe. Ciężka praca się wybroni.

Kto dziś pana zdaniem wygrywa wyścig o pozycję napastnika nr 2? 

Moim zdaniem rywalizacja jest wyrównana i przede wszystkim zdrowa. Na danego przeciwnika pasuje jeden z nich: raz Karol, raz Oskar. Mają inne cechy. Oskar podnosi nam średnią wzrostu, daje większe szanse na bramkę ze stałego fragmentu gry i utrzymanie przy piłce. Karol jest mobilny. Cieszę się, że mamy jednego i drugiego i z obu można korzystać. Dziś bliżej jest chyba Karol, bo ma cztery bramki, a z tego rozliczamy napastnika. Oskar też jednak daje sygnały, depcze mu po piętach. Fajnie ta rywalizacja wygląda. Myślę, że w przyszłości z obu będziemy wiele radości. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE