Do Orlen Areny w sobotę przyszło sporo, bo ponad 1000 osób. Były biało-czerwone flagi, hymny, gorący doping, meksykańska fala. A nawet... zaledwie kilkuletnie czirliderki, zachwycające publiczność swoim zaangażowaniem i przejęciem. Podopieczni trenera Jarosława Cieślikowskiego, którego asystentem jest płocczanin Michał Skórski, chyba mocno przejęli się atmosferą, bo wyszli na parkiet jak sparaliżowani. Fakt, walczyli z aktualnymi mistrzami świata młodzieżowców, ale robili tak proste błędy, że mogły wynikać głównie ze zdenerwowania.
Młodzi Duńczycy czuli się jak na treningu, wchodząc w polską obronę jak w masło. Polscy bramkarze rozkładali ręce i wymownie patrzyli w stronę ławki rezerwowych, gdy raz po raz musieli wyciągać piłkę z siatki po rzutach z 6-7 metrów. Na dodatek w grze nie widać było kompletnie żadnego planu. Jeden z Duńczyków – numer 14 – bo listy z nazwiskami organizatorzy nie raczyli wydrukować i przekazać mediom – po 10 minutach miał na koncie pięć goli! Jakie wnioski polskiej defensywy? No... żadne, facet nadal szalał, nikt się nim specjalnie nie „zaopiekował”.
Nic więc dziwnego, że kibice robili się coraz cichsi, a na tablicy wyników w Orlen Arenie pojawił się wynik kolejno: 0:3, 4:10, 6:13. Po kwadransie trener gości wymienił 2-3 kluczowych graczy na rezerwowych. Z Polaków wreszcie zeszło ciśnienie, a zmiennicy gości okazali się o klasę słabsi od kolegów. Trybuny oklaskiwały ładne akcje naszych reprezentantów, wśród których szybko numerem jeden stał się płocczanin Paweł Paczkowski. Grał od początku meczu, z kolei Adrian Wojkowski często wchodził do obrony. W zespole jest też Kacper Adamski.
Polska uparcie odrabiała straty, a popularny „Paczas” punktował bezlitośnie. Efekt? Z 6:13 Polska doszła w ciągu pięciu minut na 12:13 i mecz zaczął się od nowa! W bramce szalał Michał Kapela, który nie był gorszy od świetnego golkipera ze Skandynawii. Spotkanie się wyrównało, w ostatniej sekundzie Polacy zdobyli gola na 19:19 i schodzili na przerwę bardzo podbudowani.
W drugiej połowie kibice szaleli, bo po siedmiu minutach gospodarze wyszli na prowadzenie 23:21. Niestety, wtedy coś się zacięło, a na dodatek rywale wprowadzili swoich najlepszych graczy. - Paczkowski dobrze, ale zawodzą nasi kołowi – komentował naszemu portalowi na gorąco drugi trener Wisły Płock Krzysztof Kisiel. W hali zrobiło się smutno, bo Duńczycy wyszli na prowadzenie. 10 minut przed końcem meczu Polska przegrywała 28:31.
To nie zraziło kibiców – była fala, głośny doping i okrzyki „Tak się bawi, tak się bawi ZKS!”. Jednak to, co stało się w ciągu ostatnich 10 minut, chluby naszym młodym reprezentantom nie przynosi. Mówi się, że powinni jak najszybciej o tym fragmencie zapomnieć. Nic bardziej mylnego. Powinni długo pamiętać, co wtedy robili na parkiecie, by już nigdy tego nie powtórzyć. Otóż od 50. minuty i stanu 28:31 niemal do końca gole strzelali tylko Duńczycy! I to jak! Dopiero przy stanie 28:42 Polakom udał się kontratak i równo z końcową syreną strzeliliśmy gola na 29:43.
W sumie bardzo dobry mecz gospodarzy do 37. minuty, a wyszła klęska. Trener Cieślikowski, zapowiadający wcześniej zwycięstwo, chyba jest niepoprawnym optymistą lub... słabo zna Duńczyków. Ale ma jeszcze drugą szansę – kolejne spotkanie z młodzieżówką Danii w niedzielę o godz. 12.
Zdjęcia - w naszej galerii: