Była moc. Lao Che zagrało na scenie ustawionej tuż przy nowej siedzibie Płockiego Ośrodka Kultury i Sztuki. Koncert okazał się kompilacją materiału z kilku płyt. Niezawodne są jednak te kawałki znane na pamięć przez publiczność, które w sobotnią noc, pod gwiazdami, zabrzmiały ze zdwojoną siłą.
Otwarcie nowej siedziby Płockiego Ośrodka Kultury i Sztuki miało odbyć się pod dachem, w nowej sali koncertowej. Z racji liczby chętnych po zaproszenia przewyższającej możliwości nowej sali, zdecydowano się na koncert plenerowy na dawnym boisku. - Było tylu chętnych, że podjęliśmy taką decyzję troszeczkę narażając się sąsiadom POKiS-u - wyjaśniał prezydent Andrzej Nowakowski. Przy okazji wspomniał, że uczył się w jednej klasie w Jagiellonce z jednym z muzyków Lao Che, Mariuszem "Denatem" Denstem.
Koncert choć dobry, to jednak bardzo różnorodny, podobnie jak zmienia się brzmienie płockiej kapeli z płyty na płytę. Zabrzmiało zarówno energetyczne "Jestem psem" z krążka "Soundtrack", umieszczone na płycie "Prąd stały / Prąd zmienny" kawałki "Magistrze pigularzu" czy "Życie jest jak tramwaj", aby przeskoczyć do materiału z płyt "Dzieciom" i najnowszej, siódmej już płyty studyjnej "Wiedza o społeczeństwie", zdecydowanie odróżniającej się na tle pozostałych. Wymaga większego skupienia się na warstwie tekstowej, opisującej ludzkie perypetie. Czasem jest więc gorzko, refleksyjnie, a jednak wciąż dobrze się tego słucha na żywo. Panowie dobrze bawią się ze sobą na scenie i wybornie bawią się muzyką, coraz bardziej romansując z elektronicznymi dźwiękami. W tym materiale, z nielicznymi wyjątkami, nie ma jednak wielkiego szaleństwa. Tym bardziej przeplatające się utwory z różnych płyt sprawiły, że całość wypadła przyjemnie, chociaż już w trakcie dało się usłyszeć prośby o ""Wojenkę". Akurat na ten utwór kazali poczekać niemal do końca koncertu, proponując na osłodę wcześniej "Baśń tysiąca i jednej nocki": - Do gniazda wracam, gdzie powiat płocki. Kominy jak minarety... Ląduję na ganku. Uwielbiam zapach benzenu o poranku - ale i tu publiczność okazała się niezawodna, śpiewając wers po wersie. Nie dala również muzykom szybko zniknąć ze sceny. Oklaskami wyproszono bis. "Govindam" i "Kapitan Polska" zabrzmiały zatem na deser.