Niektórzy piszą o niej, że to trochę niesprawiedliwe, skoro pamięta się zespół, który pomogła stworzyć, lecz już niekoniecznie ją, artystkę kabaretową, docenianą aktorkę, kobietę pozującą nago Witkacemu do aktu. W trakcie wojny pokazała, że stać ją na wiele, podobnie w późniejszych latach. Jaka była Mira Zimińska-Sygietyńska, Mania Burzyńska, płocczanka? Jej życie i twórczość przybliżą nam już w najbliższy czwartek.
Witamy ją na Tumskiej, jeśli tylko zajrzymy do centrum miasta. Mirę Zimińską-Sygietyńską pewnie nazwalibyśmy dzisiaj celebrytką. Bo kto wie, że płocczankę przed wojną ubierali najlepsi krawcy, jak przystało na gwiazdę kabaretową i filmową. Ale też taką z dystansem, potrafiącą śmiać się z samej siebie, która myślami czasem powracała do rodzinnego Płocka, kiedy w domu nie było już tak zasobnie. Ona tkała swoją legendę, chociaż po wojnie już w inny sposób. Zeszła ze sceny, bo tak chciała. Wybrała zespół ludowy, który od podstaw współtworzyła wraz z mężem. Z czasem, w 1955 roku została panią dyrektor zespołu „Mazowsze”, a kiedy poprosiła, zaraz przynoszono jej rodzinne drzewo genealogiczne. Odeszła od nas w 1997 roku, mając 96 lat (dodajmy jednak, że ta data urodzin bywała podważana, a ona mogła być starsza nawet o 6 lat).
To właśnie w płockim teatrze jeszcze jako mało dziecko celowo uszczypnięto ją w pupę, aby rozpłakała się na scenie na potrzeby sztuki. Kiedy już podrosła, a jej pierwsze małżeństwo z Janem Zimińskim rozpadło się, pojechała do Warszawy. Sławę zyskała dzięki występom w kabarecie Qui Pro Quo. Szybko pięła się do góry, znalazła się w czołówce najlepiej opłacanych aktorek, przy okazji stała się jedną z pierwszych automobilistek w kraju! Była też znana z dość ciętego języka. W trakcie wojny aresztowana w 1942 roku, znalazła się na Pawiaku ubrana tylko w piżamę. Zaraz po wojnie, w 1947 roku rozpoczęła nowy okres w swoim życiu. Z Państwowym Zespołem Pieśni i Tańca „Mazowsze”, który gromadził uzdolnionych muzycznie i tanecznie młodych ludzi, przebywała w kilkudziesięciu krajach na świecie.
Dlaczego o tym wszystkim przypominamy? Ponieważ w czwartek, 26 stycznia minie 20 lat od śmierci Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej. - „Pani na Mazowszu” i „Pani w Mazowszu”, ale dla nas płocczan, po prostu „naszej Mani”, a zarazem Honorowej Obywatelki Miasta Płocka – mówią panie z Książnicy Płockiej i zapraszają na randkę z Manią. Książnica szykuje ją od miesięcy. Wspólnie z Muzeum Mazowieckim wydano okolicznościowe wydawnictwo, na które składają się fotografie Jana Waćkowskiego i film dokumentalny nakręcony na zlecenie Muzeum przez Jana Gawryłkiewicza podczas wizyt Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej w rodzinnym mieście.
W czwartek wystąpią ze specjalnym programem artystycznym „Drzewo migdałowe” dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 12 im. Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej, pojawią się także młodzi artyści z HZPiT „Dzieci Płocka”. Zaproszono licznych gości, w tym byłych i aktualnych członków zespołu „Mazowsze”. Będą zaprezentowane fragmenty z unikalnej płyty „Dobre i to! Śpiewa i mówi Mira Zimińska” z prywatnego archiwum Tomasza Panka.
Początek spotkania w budynku Książnicy Płockiej przy Kościuszki o godzinie 17.00. Także w czwartek, 26 stycznia, tylko o godzinie 11.00 zaplanowano spotkanie na Tumskiej, aby „wręczyć” Mirze kwiaty.
[ZT]11788[/ZT]
Mazowiecki Urząd Marszałkowski we wtorek poinformował, że Państwowy Zespół Pieśni i Tańca "Mazowsze" otrzyma 1 mln zł na odrestaurowanie pałacyku Karolin, w którym pracowała z młodymi artystami Mira Zimińska-Sygietyńska. Każdego dnia dojeżdżała tam ze swojego mieszkania w centrum Warszawy.